Lailonia - Irmina Kosmala

Bajka zainspirowana "13 bajkami z królestwa Lailonii dla dużych i małych" Leszka Kołakowskiego.

 

W dalekiej krainie, o której nikt nigdy nie słyszał, bowiem nie posiadała swej nazwy i dlatego nie można jej było odnaleźć na żadnej z wielkich map, urodził się chłopiec. Nie byłoby w tym  nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wydała go na świat kobieta, która już wcześniej urodziła siedem córek. Wraz ze swym mężem co roku oczekiwali upragnionego syna. Mąż owej kobiety podczas ósmego połogu żony zupełnie stracił wiarę w narodziny syna, tak więc nie czekając na wyrok natury -  uciekł w siną dal.


Tymczasem cała rodzina, a wraz z nią sąsiedzi i tychże sąsiadów sąsiedzi, świętowali przybycie chłopca. Podczas jego narodzin śpiewano i tańczono lailę (dziękczynną pieśń, sławiącą Opatrzność) i na cześć tego wydarzenia bezimiennemu nadano pierwsze imię w krainie: Lailo. Wszyscy życzyli mu, by rósł na potęgę.
Toteż chłopiec rósł.


Gdy miał kilka lat, przewyższał swych rówieśników o głowę. W szesnastym roku życia był wyższy od najwyższego człowieka świata. Wszyscy go podziwiali i zazdrościli mu jego wielkości. Również Lailo był dumny ze swej wyższości. Cieszył się życiem i wolnością. Każdy dzień przynosił mu coraz większą sławę i - prawdę mówiąc - nie było już nikogo w nieznanej krainie, kto by nie wiedział, kim jest ów chłopiec. Szalenie podobał się dziewczynom, które co dzień dopadały jego niezwykle potężnych nóg, całując i sławiąc ich potęgę. Słały też chłopcu czułe listy, na które Lailo zawsze życzliwie odpisywał.

Pewnego razu Rada Starszych Nieznanej Krainy postanowiła nadać nazwę swemu państwu. Odtąd kraina nazywała się – Lailonia, na cześć wielkiego Laila. Młodzieńca bardzo ucieszyła ta wiadomość. Lubił swych rodaków, jednakże jego stale rosnąca wielkość oddalała go co dzień od nich.


 W dwudziestym trzecim roku swego lailońskiego życia osiągnął wielkość przekraczającą ilość zebranych poninów (w Lailonii ponin to miara długości, która wynosi mniej więcej tyle, co wielkość rogów czteroletniego daniela) i nikt już zupełnie nie potrafił się do niego zbliżyć. Żadna z wiadomości wysyłana od Lailończyków nie docierała już do Laila. Nie pomogły tuby, mikrofony  i wzmacniacze. Zakochane i rzewne listy nie zostały dostarczane (żaden gołąb nie osiągał już takiej wysokości lotu, aby przekazać młodzieńcowi jakąś ziemską nowinę – czytaj: komplement). Jednym słowem: kontakt mieszkańców Lailonii z Lailem całkowicie zanikł.


Tymczasem Lailo – będąc już dojrzałym mężczyzną – poczuł się niezwykle samotny. Jak nigdy dotąd – zapragnął nagle bliskości drugiego człowieka, jego głosu. Przez kilkanaście lat spędzonych w otoczeniu ludzi, przywykł do ich codziennych odwiedzin, więcej: zachwytów nad jego wielkością, westchnień i nierealnych pragnień, by mu dorównać.

Każdy kolejny dzień oddalał Laila od krainy, z której wyrósł.  Swą wielkością sięgał już gwiazd. Zawsze marzył o wolności, o niezależności, a gdy nareszcie uwolnił się od świata, poczuł straszny ciężar swego wielkiego życia. „Nikt nie może być wolny w samotności” – pomyślał. „Moje życie straciło już sens”.


Tego dnia słońce świeciło wyjątkowo mocno. Mieszkańcy Lailonii wyszli chwytać jego ogniste promienie do specjalnych pojemniczków zwanych ozimkami. Nagle zatrzęsła się pod nimi ziemia. Wkrótce zrozumieli, że to ich wielki Lailo, który całe życie, jak drzewo, rósł w miejscu, niespodziewanie runął. Przewrócił się. Padł trupem. Fala rozpaczy przelała się po całej krainie, a z lailońskich rąk powypadały ozimki.  Oto wielki Lailo nie żył! Ogłoszono żałobę narodową.

- Mamo, dlaczego wszyscy ludzie tak rozpaczają? – spytał zaciekawiony niecodziennym widokiem powszechnej histerii mały chłopczyk.

- Wielki Lailo, chluba naszej krainy, nie żyje! – załkała kobieta.

- Ale dlaczego wszyscy mówią, że on jest wielki? Przecież ten pan jest tylko długi! – szepnął strapiony chłopiec.

Pozostał jednak z tym pytaniem do końca życia sam, bowiem nikt w krainie Lailonii nie potrafił na nie odpowiedzieć.