Homo alogos, czyli esej przeciwko zabijaniu w nas słowa - noworoczne przesłanie od Kasi Kuroczki

ksiazka-770x481.jpg

Żyjemy w czasach kryzysu słowa.

Z jednej strony zalewa nas morze rozmaitych komentarzy, analiz, debat, każdy wypowiada się na wszystkie możliwe tematy, uważa się za specjalistę w zakresie polityki, ekonomii, sportu, oświaty, medycyny, mody, wystroju wnętrz, elektroniki, motoryzacji itd. Czy z tego morza da się coś jednak wyłowić? Nic! To głębina wypełniona mieszaniną złości, złośliwości, ignorancji i intuicji, której nadaje się rangę wiedzy, a czasami nawet wszechwiedzy.

Z drugiej strony nasz kontakt ze słowem ograniczamy do pisania i czytania SMS-ów, newsów i memów w internecie, komentarzy na forach, hejtu na portalach społecznościowych, a także do słuchania plotek, opinii psiapsiółek, sąsiadów, przypadkowo spotkanych osób w poczekalni u lekarza albo w kolejce w warzywniaku. Czy z tego materiału można zbudować rzetelną wiedzę? Czy pomoże on nam rozwinąć osobowość, rozbudzić ciekawość świata i zaspokoić ją? Nie! Można co najwyżej zwariować od natłoku bzdur, półprawd i różnej maści mistyfikacji, jakie ze sobą niesie owa ‘materia’.

Żyjemy w czasach erozji słowa. Stało się ono podobne do stoku, z którego wiatr, grawitacja i woda usuwają powoli, czasami wręcz niezauważenie, kolejne warstwy gleby, w efekcie doprowadzając do zmniejszenia kąta nachylenia tegoż stoku.

Słowa, z którymi mamy na co dzień kontakt, straciły moc, esencjonalność, ‘kąt nachylenia’, głębię i sens, jakie miały jeszcze 100 lat temu, ba!, chyba nawet 40 lat temu. Rozpuściliśmy je w jakiejś internetowo-medialno-reklamowo-pijarowskiej wodzie, tworząc bezwartościowy erzac, któremu niektórzy próbują nadać miano slangu, nowomowy, neologizmów, dostrzegają w nim rzekome procesy rozwoju języka, a wszystko po to, by zaprzeczyć faktom. Ale fakty, jak pisał Bułhakow, to najbardziej uparta rzecz na świecie, więc żadne szamańskie tańce tzw. autorytetów nie zdołają ich unicestwić. Choćbyśmy zaprzeczali tysiąc razy, prawda jest i pozostanie taka, że staliśmy się niemowami, komunikacyjnymi inwalidami, cofnęliśmy się do epoki kamiennej, choć zamiast stukać kamieniem o kamień, stukamy palcem o ekran najnowszego smartfona lub tabletu.

Nie powinien zatem dziwić nas niski poziom czytelnictwa. To tylko pochodna o wiele poważniejszego i drążącego o wiele głębsze rowy w naszej naturze procesu. Jego Projektant dobrze przygotował sobie pole do działania, usuwając stopniowo z publicznej przestrzeni prawdziwe słowo, a wstawiając w jego miejsce jakieś potiomkinowskie iluzje, surogaty i protezy, które miały naśladować język, udawać, że nadal komunikujemy się ze sobą. Niepostrzeżenie rugował ze szkół najpierw lektury, potem wymagania osiągnięcia przynajmniej dobrego poziomu rozwoju lingwistycznego, wreszcie uprościł do maksimum pisemne polecenia, zadania, a nawet egzaminy.

Wspierał się przy tym rozwojem technologii, która w imię najświętszego dobra ludzkości, a jakże!, usprawniała jej życie. Tak powstały ebooki, które miały ułatwić dostęp do książek, ale jedyne, co ułatwiły, to zupełny rozbrat z literaturą rzesz ludzi. Ebooki czytają tylko ci, którzy po prostu czytają. Nie byłoby tych cudów techniki, czytaliby dalej ‘papier’.

Dla jeszcze większego usprawnienia nam życia powstały audiobooki, które same ‘się czytają’. Ale wiadomo nie od dziś, że wszystko, co nazbyt łatwe, co nie wymaga wysiłku, nie wzbudza też w nas odpowiedniego napięcia, a to z kolei skutkuje brakiem zainteresowania. A zatem znowu – audiobooków słuchają głównie ci, którzy przynajmniej czasami również czytają.

Kolejne technologiczne błogosławieństwo – SMS. Któż zaprzeczy, że dobrze mieć kontakt z drugim człowiekiem, dobrze jest rozmawiać, wymieniać myśli, uczucia, dobrze jest pisać i czytać? Jasne, że tak. Głupiec powie, że nie. Prześledźmy jednak pierwszy lepszy strumień takich krótkich wiadomości. By nie być posądzonym o jakiekolwiek uprzedzenia, niech będzie to strumień z naszego własnego smartfona. Niech będzie z najbliższą nawet osobą. Prześledźmy uczciwie, bez samousprawiedliwiania się, ale i bez samobiczowania. Ile znaleźliśmy komunikatów? Ile słów? Ile szczerych słów? Ile sensu, głębi, prawdy? Lol, buźka, lol to nie słowa!

Jeśli doszedłeś do tego miejsca, to znaczy, że język jeszcze nie stał się dla ciebie obcym, martwym tworem. To znaczy, że zrozumiałeś, o czym naprawdę jest ten tekst. Zrozumiałeś, że to nie kolejna krytyka napuszonego specjalisty, nauczyciela czy profesora, który grzmi ex cathedra, jak to źle się dzieje, bo ludzie nie czytają. Źle nie jest dlatego, że coraz mniej osób czyta. Źle jest dlatego, że komuś, jakiemuś Projektantowi Nowego Wspaniałego Świata, udało się urzeczywistnić kulturową hegemonię, o której pisał Gramsci, ‘stwarzając’ homo alogos i odcinając człowieka od jego naturalnych korzeni, czyli Logosu, bo on jest przecież praźródłem ludzkości. „Na początku było słowo i świat stał się przez nie”.

Co się stanie, jeśli odetnie się roślinę od wody, wszyscy wiemy. Co się stanie z naszym człowieczeństwem, jeśli zabijemy w sobie potrzebę słowa? Łatwo to sobie wyobrazić, choć jeszcze łatwiej temu wyobrażeniu zaprzeczać i wierzyć, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy stanie się w końcu prawdą. Kłamstwo, że człowiek nie potrzebuje słowa, by żyć.

Błogosławieni zatem ci, co czytają, bo będą nasyceni prawdziwym sensem istnienia! W kontekście tego nietypowego być może błogosławieństwa, życzę zarówno moim czytelnikom, jak i sobie samej wytrwania przy słowie oraz przy dobrych lekturach. Nie dajmy się zwariować, że życie bez książki jest takie samo jak z nią. Czytajmy zatem, dzielmy się naszymi recenzjami, głosujmy we wszelkich plebiscytach na książki roku, jak Książka Roku portalu lubimyczytac.pl, by pokazać temu Projektantowi Nowego Wspaniałego Świata, że nie wszystek homo sapiens w nas umarł.

 

 

https://kuroczka.blogspot.com