Gdy rozum śpi, gdy śpi serce… budzi się fałsz emocji - Rafał Jaworski

Sen jest lekarstwem – czytałem na tabliczkach w korytarzach sanatorium w urokliwie pięknych Pieniach. Jednak po ozdrowieńczym śnie trzeba zmierzyć się ze światem, poddać się jego dyktatowi, albo i nie. Można też śnić sen nowy, poza realną rzeczywistością, ale nie ma to nic wspólnego z byciem tu i teraz. W Apoftegmatach Ojców Pustyni czytamy: „Abba Arseniusz, kiedy żył jeszcze w pałacu cesarskim, modlił się do Boga: Panie, zaprowadź mnie na drogę zbawienia”. I usłyszał głos mówiący: Arseniuszu uciekaj od ludzi, a będziesz zbawiony.” Można by powiedzieć, że w tej historii jawi się skrajna mizantropia radykalnych  mnichów IV w. po Chr., wręcz odraza do ułomności międzyludzkich.  Chyba jednak trafniej można to odnieść do człowieka zbiorowego, uciekaj od zbyt skonsolidowanej zbiorowości. Wtedy był to odruch czystej wiary przeciwko chorej cywilizacji bizantyjskiej z jej przepychem i rozkładem tkanki organiczno-społecznej. Ciśnienie społeczne na pojedynczą osobę zawsze było ogromne i jednak deprawujące - „ … jeśli kogoś  zobaczą o zdrowych zmysłach, to powstaną  przeciw niemu, mówiąc: „Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny” – mówił inny anachoreta.

 

Sentencja i historia z pierwszych wieków naszej ery, „pasuje” jak prymitywny wytrych, do naszych „wspaniałych” czasów. Myślę, że również do większości kryzysowych okresów dziejów ludzkich cywilizacji. Wprawdzie ks. Józef  Tischner wskazywał, że kryzys jest obecnie permanentny, ale są w dziejach szczególne momenty kiedy liniowa, stateczna funkcja upływu czasu wydaje się niewiarygodna. Pewnie w takim interwale przemijania przyszło nam trwać, przeżywać akty próby etycznej i wzrastać, więdnąć, ale i ostatecznie obumierać.


„Skup się na emocjach, nie na refleksji” brzmi jedna z podstawowych zasad manipulacji zbiorowością i indywiduum, które wyliczył Marek Głogaczowski[1]. I dalej uzasadnia tezę następująco: „…użycie mowy nacechowanej emocjonalnie otwiera drzwi do podświadomego zaszczepienia danych idei, pragnień, lęków i niepokojów, impulsów i wywołania określonych zachowań”. Wzbudź odpowiednie upiory zacietrzewienia i „rozumnie” nimi steruj. Będziesz na topie. Świeżutkim przykładem jest sterowana z kuluarów biznesu  histeria klimatyczna czy rzekomy ucisk mniejszości seksualnych, kiedy to pozornie uciskani uciskają większość i pseudodobrem terroryzują społeczność.

Klasyczna definicja istoty wyjątkowości człowieka mówi o jego rozumie, ale też że charakterystyką  jego osobowości są relacje między rozumem, wolą i sercem. Gdy serce śpi, budzą się upiory – taka teza jest równie uprawniona, jak i fałszywa poprzez ograniczenie innych władz osoby. Również ta, że gdy wola śpi, dochodzą do głosu demony – jest  uprawniona, zastanawiająca tylko w kontekście prawdy, że gdyby ludzie sumienia nie walczyli ze złem przez jeden dzień, ukochana Ziemia – ojczyzna ludzi, byłaby piekłem gorszym od dantejskiego.


Człowiek jako czysty rozum byłby monstrum gorszym niż stado demonów, które Zbawiciel wcielił w stado wieprzy z demonów, z  jednego tylko opętanego, a których „Legion” skierował do wód Martwych (Mk 5, 1-16). Wyrozumowane, do granic cynizmu, działanie da się opisać funkcjami w czterech wymiarach i nie będą czysto abstrakcyjne, ale pełne krwi, okrucieństwa, nadrzędności interesu, pożądliwości władzy, zwykłej krzywdy.

Z kolei jednowładztwo serca, siedliska uczuć, może też rodzić ogromne zagrożenia. Z jednej strony serce może być „kłębowiskiem żmij”, kolebką nienawiści, z drugiej - w nadmiarze dobroci może przemieniać się w ułomny doloryzm, umiłowanie cierpienia, ale głównie w ckliwość, chorobliwą nadtolerancję, sentymentalizm,  indulgencję, dyktaturę względności moralnej. Ale jednak dominacja serca to coś innego, bardziej humanitarnego, niż terror emocji, najczęściej o podłożu czysto irracjonalnym.

Trzeba dodać na marginesie, że postawa konserwatywna jest faszystowską psychopatologią, nie zasługuje więc na tolerancję. Takie myśli propagował wpływowy myśliciel XX-ego wieku Herbert Marcuse. Jako właściwą wskazywał „tolerancję represywną”, czyli jedynie to, co jest „postępowe” zasługuje na promocję, resztę się przemilcza, redukuje, skazuje na banicję. W tym kontekście słowny ryngraf: „Bóg, Honor, Ojczyzna” jest nie do przyjęcia dla postępowców globkultury. Trzeba pod pomnikiem żołnierzy, którzy oddali życie za wolność, promować bluźnierstwo typu: „Bób, Humus, Włoszczyzna”.

Wola jest sprawczą siłą ludzkiej osobowości. Ona warunkuje działanie. Może być skierowana do realizacji dobra lub zła, albo i obojętności wobec krańcowych wartości: - w formie po co? Cofając się do Starego Testamentu trzeba stwierdzić pewną dwoistość woli, którą Stwórca obarcza Adama. Daje błogosławieństwo, któremu towarzyszy władza nad światem zwierząt oraz obecność doskonałej towarzyszki życia, ale z drugiej narzuca brzemię ograniczenia wolności człowieka:  „Nie będziesz spożywał…” (Rdz 2, 17). Zaczyna się dramat egzystencjalny ludzkiej osoby, która traktuje siebie jako osobę.

Dopiero  harmonia ludzkich sił jest twórcza. Napisałem twórcza, co nie znaczy kreatywna we współczesnym rozumieniu terminu, czyli na siłę przełamująca wszelkie bariery etyczne i konfesyjne. Trzeba dodać ważną uwagę: istnieje też siła intuicji człowieka. Niewątpliwie jest darem danym darmo, ale trzeba też na nią pracować chłonąc i trawiąc doświadczenie. Częstokroć intuicja znaczy sporo więcej niż rozum i serce razem wzięte.

Francisco Goya żył w czasach krańcowo wojennych, bonapartyzm i budzenie się świadomości narodowych dominowały nad rozumną  polityką koegzystencji. Dlatego genialny malarz, niezwykle uniwersalny w technikach przekazu obrazu, był zanurzony również w sprawach społecznych. Wyrażał moralny, nawet metafizyczny bunt – jako buntu esencja. To generowało sporą część jego dzieł graficznych, te akwaforty z akwatintą. „Okrucieństwa wojny” są tego typowym przykładem. Oczywiście, cechują się humanizmem – tzn. oskarżają człowieka zbiorowego, hierarchicznego jednocześnie, broniąc człowieczeństwa osoby i niezależnych od propagandy tamtego czasu grup społecznych. Wydaje się, że choroby geniusza i jego głuchota zrodziły w drastycznej formie „Kaprysy”,  urojenia świata demonów i uwodzenia poprzez kuszenie w wersji potępianej przez Inkwizycję.

„Lecz ludzi dobrej woli jest więcej” – śpiewał przed wielu laty Czesław Niemen. Fraza życzeniowa?  Czy tak jest obecnie? Nie jestem socjologiem, ale z prostej obserwacji osoby wrażliwej na to, co się zdarza, wynika wniosek, że wymóg konsumpcji doprowadził, że zdecydowaną większość populacji stanowią ludzie „letni”, „złotego środka”, przeżarci solipsyzmem. W stadnej masie mniej jest podmiotów jaskrawo złych, czyli ilościowo tyle, które  jawią się jako takie dobre. Równowaga dynamiczna, choć na „zdrowy rozum” upiorna.

Podeprę się na koniec tezą, którą stawia Bronisław Wildstein w swej ostatniej analizie cywilizacyjnej: „Wyobrażenie, iż sam rozum, a więc i dysponująca nim jednostka, jest w stanie uchwycić świat w całej jego złożoności, a także zaprojektować na nowo jego idealny kształt, jest głównym źródłem kryzysu nowoczesności”. Wydaje się jednak, że rozum i moralne prawo naturalne przegrywa z technikami manipulacji, których jest bez liku i będzie jeszcze więcej przy rozwoju i terrorze płynącym z mediów społecznościowych i jednobiegunowej hipertolerancji. Byle czkawka topornego celebryty staje się wyznacznikiem, wręcz imperatywem kategorycznie obowiązującym. Dlatego do kierowania społeczeństwem trzeba sprawić, by „uwierzyło, że to jest cool być głupim, wulgarnym i niewykształconym”. Efekty widać u części polityków, nawet u naukowców. To, że jest się świetnym informatykiem nie znaczy, że jest się człowiekiem „wykształconym”. Jest się tylko informatykiem, czyli specjalistą w dziedzinie. Wykształcenie to nie tylko wiedza i umiejętność, to całość jako „ukształtowanie się” człowieka w harmonii z innym człowiekiem i światem, ale i wobec zła, które generuje  jego wnętrze i bytowanie w różnorodnej zbiorowości. Trzeba dodać, że rozróżnienie między osobą wykształconą a tzw. „wykształciuchem”  jest zasadne logicznie i materialnie sprawdzalne.

Rozum, wola, serce – te trzy, w harmonii z płonną nadzieją na lepszy świat, prostują niebezpieczne wiraże drogi człowieka i jego zbiorów. Żadnych dominacji, żadnych też „złotych środków”, żadnych okrągłych stołów pełnych kantów, żadnych nadinterpretacji, które kuszą tych, którzy mówiąc starym językiem, chcą być rządcami naiwnych dusz, narodów i wyjadaczami cywilizacyjnego miodu, bezkarności sytych i uprzywilejowanych.

                                                                                                                     

                                                                                                                    maj-czerwiec 2020

 

 

 

[1] Marek Głogoczewski, Zasady manipulacji opinią publiczną, w:„Opcja na prawo” 3/140, 2015, s. 28.