Stół - Katarzyna Bereta

Opowiadanie

Pusta szklanka na stole. Stoi drugi dzień. Nikt nie patrzy w jej stronę, chociaż przechodzące przez nią światło tworzy spektakl refleksów na drewnianym blacie. Może gdyby była wypełniona, kogoś zainteresowałaby zawartość. Zadałby sobie pytanie: „Co w niej jest?” albo „Kto ją tutaj zostawił?”. Potem oplótłby głowę zwojem niewidzialnej materii utkanej z nitek domysłów, wątpliwości, w końcu podejrzeń zaciskających mocno swe sploty wokół skroni.

Może płyn sięgający połowy obudziłby w kimś myśl o naczyniu pustym lub pełnym. Odchodziłby wówczas załamany wielością deficytów i niedokończonych spraw. W tym samym czasie mijany kolega gratulowałby sobie bogactwa, sukcesów oraz wykorzystanych szans.

Ona jednak stoi próżna i nikogo nie porusza wewnętrznie. Stoi i odbija w sobie puste spojrzenia przechodzących, rejestruje ich nerwowe tiki przed byle kawałkiem szybki, niesione z namaszczeniem kubki z kawą oraz częste spoglądanie na zegarek w nadziei, że to koniec dniówki.

Szklanka dzieli przestrzeń blatu z białą kartką. Ta jest niepokreślona. Nikt na niej niczego nie zanotował ani nie narysował. Zresztą nie widać w pobliżu ołówka, pióra czy długopisu. Leży samotnie, jakby czekała na wykorzystanie: pospieszną notatkę w rogu, oderwaną i włożoną bezceremonialnie do tylnej kieszeni spodni, zachowaną na potem niczym autobusowy bilet. Ktoś ułożył ją tak, że nie zachęca do pisania. Przypomina raczej białą plamę, regularnie wykrojoną w drewnianej płaszczyźnie. Jest niewidoczna jak jej sąsiadka. Gdyby ozdobiono ją jakimikolwiek wzorami, każdy zastanawiałby się, czyje nerwy próbowano nimi ukoić lub kogo znudziła przydługawa przemowa prezesa. Niejeden dostrzegłby artystyczne zacięcie kreślącego znaczki. Tymczasem biel papieru nie pobudza snujących się korytarzem do myślenia. Nawet nad własną, zabazgraną już tablicą.

Za szklanką leży nóż, którego ostro zakończony czubek nachodzi nieznacznie na kartkę, jakby próbował wbić się swoim srebrem w jej śnieżną barwę. To jedyne przedmioty, które się stykają. Padający na papier cień ostrza przypomina o zależnościach, którym podlega wszystko wokół. Każde zjawisko ma swoją przyczynę oraz skutek. Widząc ten układ, prawdopodobnie pomyślałbyś, że nie ma róży bez ognia. Ktoś przecież trzymał czerwoną rękojeść i miał jakiś cel, odkładając nóż w tym właśnie miejscu. Było jakieś kiedyś, jest jakieś teraz, będzie jakieś później. Biel byłaby też mniej wyrazista, gdyby nie kontrastujące z nią kolory: srebrny, karminowy i brązowy. Ciebie jednak o wiele bardziej zainteresowałaby przyszłość narzędzia. Próbowałbyś rozwiązać rachunek prawdopodobieństwa: kto podejdzie i użyje noża, w jakim celu i czy zrani się w trakcie tej czynności. Może ujrzałbyś długi szereg bratobójców wstępujących w ślad za Kainem na ścieżkę wygnania? Może ujrzałbyś na niej samego siebie?

Stół stoi pod oknem, z którego rozpościera się widok na góry. To one, majaczące gdzieś w oddali, przyciągają wzrok przechodzących. Wywołują skojarzenia z urlopem, który nie chce nadejść tego roku. Wszyscy ulegają zbiorowemu złudzeniu, że praca będzie trwała wiecznie, że odtąd bez chwili odpoczynku będą wtaczać swój kamień na beznadziejnie wysoki i stromy szczyt. Zadziwiająca wobec charakteru tej katorgi jest tęsknota każdego do wyrwania się na górski szlak. Jakby zdobywanie prawdziwego wierzchołka nie miało w sobie nic z trudu wyciskającego pot. Jakby wertykalna wędrówka była równie łatwa i odprężająca, co spacer korytarzem po kawę czy rysowanie zawiłych wzorów w notesie podczas konferencji.

Tymczasem o szklance, kartce i nożu nie myśli nikt. Także porzucona za nimi apaszka, ozdobiona białymi groszkami na granatowym tle, nie wzbudza zainteresowania marzących o wyrwaniu się z zamkniętej przestrzeni. Wszystko razem sprawia wrażenie przypadkowości. I miejsce, i ludzie, i czas wydają się pozbawieni sensu i celu. Dlaczego właśnie tutaj? Dlaczego tak? Przechodzący są obojętni wobec martwej natury i nie dostrzegają jej istnienia, a przecież każdy przedmiot na stole prowadzi podwójne życie! Mógłby być narzędziem zbrodni lub posłużyć dobru... Jakże upodabnia to człowieka do rzeczy!