Życie to jednak strata jest - Andrzej Stasiuk

Zycie to jednak strata jest 2015

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

Andrzej Stasiuk w rozmowach z Dorotą Wodecką

 

Życie według Stasiuka

 

Mnie interesuje to, co przeżyłem. Moje prywatne doświadczenie zamknięte w opowieści, które o dziwo bywa doświadczeniem całkiem powszechnym. Ostatnio napisał do mnie stary, dojrzały facet, że czytając moją książkę, słyszał w głowie własny głos. Przecież o nic więcej w tym pisaniu nie chodzi, jak tylko o chwilowe zawieszenie samotności istnienia.

                                                                                    Andrzej Stasiuk

 

Po co wczytujemy się w cudze biografie, wspomnienia, listy, wywiady? Być może po to, by właśnie na chwilę „zawiesić samotność istnienia”. By przejrzeć się w cudzym pięknie, w cudzym świecie; przeżyć mentalnie to, na co odwagi nam w życiu prywatnym brak. A może również i po to, by czerpiąc z czyjegoś doświadczenia, uniknąć podobnych błędów…

Gdy myślę „Stasiuk”, widzę stare samotne drzewo wyrosłe nie wiadomo skąd na od lat nieurodzajnym piaszczystym polu. Drzewo pozbawione jest co prawda liści, ale ma za to mnóstwo rozgałęzień, tak że z powodzeniem można się na nie wspiąć i schować przed dziką zwierzyną. Taki jest i sam Stasiuk – niewykształcony, ba - „dziko rosnący”, ale za to „czujący” język prozaik, dramaturg, eseista, publicysta i wydawca, a nawet poeta. Człowiek, który ze swojego życia uczynił zawód. Każda jego podróż w nieobłaskawione miejsca okazuje się dla niego nie tylko niezwykłą przygodą, ale również pretekstem do napisania kolejnej książki. A i dla nas (na pewno dla mnie) jest to nie lada gratka przeżyć życie Stasiuka wraz z nim, wspiąć się na to stare ogromne drzewo i dać się ponieść szumnej opowieści, zasłyszanej, pochwyconej i uwięzionej na zawsze w księdze życia.

Najnowsza książka, którą dostajemy do ręki - o dość przygnębiającym tytule - "Życie to jednak strata jest", stanowi zapis rozmów Doroty Wodeckiej z Andrzejem Stasiukiem. Część z nich była publikowana w „Gazecie Wyborczej”. Pisarz na niecałych dwustu stronach tekstu porusza mnóstwo tematów związanych z egzystencją swoją i człowieka w ogólności. Niczym filozof oprowadza nas po przetrawionych nie raz tematach wolności, odpowiedzialności, bezpieczeństwa, religii, patriotyzmu, współczesnej kultury, ale przede wszystkim po swojej pamięci, o którą dba, by nie wywietrzała. „Ja jestem obsesjonatem pamięci i boję się tego, że mógłbym ją stracić. Z nią straciłbym kawał świata” - powie.

Książkę czyta się równie szybko, co „Jak zostałem pisarzem”. Niektóre motywy i przemyślenia powtarzają się z wcześniejszej próby autobiografii intelektualnej. Nie razi to jednak ani nie uwiera. Dziwi raczej czy wręcz szokuje spojrzenie Stasiuka na ojczyznę i jej „chorą polską świadomość”: „Chciałbym, żeby się wyleczyła, żeby nie miała paranoi oglądania się przede wszystkim w cudzych odbiciach (…)”.

Niektóre wnioski pobrzmiewają w ustach Stasiuka niczym faryzejska obłuda: „Nikt nie chce być ofiarą. No, oprócz Polaków”; „Człowiek szlachetny i godny nie oczekuje przeprosin”. A i niektóre pytania zadawane przez dziennikarkę „Gazety Wyborczej” brzmią prowokacyjnie: Jest pan wieśniakiem?; Moim zdaniem kieruje się pan na skurwysyna… Co ciekawe, nie wyprowadza to jednak pisarza z równowagi, nie obraża się na interlokutorkę. Ochoczo przytakuje lub zaprzecza postawionym sugestiom.

Z pewnością z wywiadu-rzeki wyłania się postać niejednoznaczna, dychotomiczna, wewnętrznie niespójna. Stasiuk - człowiek antykościelny, a mimo to religijny. Ni wieśniak, ni mieszczuch. Samotnik z rodziną i owcą, której dał na imię Smoleńsk… Ot, ciekawy amalgamat egzystencjalny.

Stasiukowe „Życie” i drażni, i zachwyca. Warto zatem tu zajrzeć, by i o sobie się czegoś ciekawego dowiedzieć.