Wschód - Andrzej Stasiuk

wschod stasiuk

Autorka recenzji: Katarzyna Bereta

 

Przestrzeń, która więzi

 

Andrzej Stasiuk od lat wybiera wschód, ewentualnie południowy-wschód. Wyraźnie męczy go nie tylko fenomen Galicji, historie i krajobrazy miast, miasteczek i wsi Beskidu Niskiego, ale cała Europa Środkowowschodnia oraz Bałkany, czyli ten obszar, którego mapa, gdyby zaznaczano na niej tożsamość narodową czy etniczną, język, historię, religię i kulturę, byłaby niezwykle barwnym kolażem.

 

Tym razem autor pociągnął swoją opowieść na najdalsze krańce, niejako do źródeł wschodu, i zaprosił czytelników do wędrówki po stepach, miasteczkach, istniejących i nieistniejących szlakach Azji, dając tym samym kolejny dowód na to, że migracyjny niepokój jest w nim silniejszy od zakorzenienia w miejscu, choć równocześnie zastanawia się nad tym, jak to jest, że „im szersze zataczamy kręgi, tym wyraźniejszy jest środek tego krążenia i tym silniejsze przyciąganie”.


W książce Wschód Stasiuk przeprowadza nas od miast i wsi południowo-wschodniej Polski, przez stepy Rosji, pustkowia Mongolii, do Chin wypełnionych wszelką tandetą z plastiku i gumy o niewiadomym przeznaczeniu, produkowaną, by podtrzymać w istnieniu miliony Chińczyków spragnionych europejskich towarów luksusowych, na które mogliby wymienić owo badziewie. Tymi towarami luksusowymi są według autora takie wartości, jak: liberté, égalité, fraternité, tradycja judeochrześcijańska, greckorzymska spuścizna, równouprawnienie płci oraz postnowoczesny paradygmat. W ich poszukiwaniu zalewają oni nasze targowiska i place, proponując w zamian produkty tak słabej jakości, że rozpadają się przy pierwszym użyciu.

 

Stasiuk wędruje w głąb Azji i wciąż zadaje sobie pytanie: po co? Mieszkańcy Zabajkala uznali wręcz, że to „ekstremalna turystyka”, bo u nich nic nie ma, więc po co pokonywać tysiące kilometrów, by zobaczyć nicość, rdzę po komunizmie, wysypujący się zewsząd piasek, ciągnące się kilometrami pustkowia? Gdzieś w połowie książki autor stwierdza, że „to była wyprawa do jądra metafory”. I tak rzeczywiście jest. Stasiuk próbuje uchwycić istotę wschodu, próbuje zrozumieć, co takiego wyjątkowego jest w tej przestrzeni pomiędzy Galicją, Podlasiem i Wołyniem a Zabajkalem, Mongolią i Chinami. Co sprawia, że „wciąż trwa wędrówka ludów, że wciąż przetaczają się tędy najazdy (...). I że nigdy nie nadciągnie spokój, ponieważ w żyłach tych ziem, w jej podziemnych rzekach krąży narkotyk, który podsyca szaleństwo, i dostaje się zawrotu głowy od ogromu przestrzeni i od złudzenia, że można ją opanować i przemienić”.


Autor nie odnajduje oczywiście odpowiedzi ostatecznych, bo ich zapewne nie ma. Snuje jedynie domysły, krążąc pomiędzy przeszłością i teraźniejszością Wschodu. Wyczuwa podskórnie, że być może owe przepastne obszary nicości istnieją tylko dlatego, by stać się więzieniem, bo „przecież nie da się tego zamieszkać po ludzku, oswoić, być stąd”.

 

Andrzej Stasiuk: Wschód. Wołowiec 2014, ss. 304.