Fado. Piosenka o duszy - Zbigniew Kadłubek

fado2016

Autorka recenzji: Katarzyna Bereta

 

 

O poszukiwaniu siebie

 

Fado. Piosenka o duszy Zbigniewa Kadłubka wymyka się genologicznym granicom i wszelkiej czystości gatunku. Bo jak określić narrację tej niewielkiej książeczki? Czy to opowieść drogi, bajka, mit, legenda, esej, piosenka (jak chciałby autor), a może dziennik opisujący po trosze krajobrazy, których dotknęły oczy podróżnego, a po trosze sny o owych pejzażach, o idealnych krainach, w których chcielibyśmy odnaleźć ostateczną odpowiedź na pytanie: kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?

Takich odpowiedzi jednak nie ma, bo nam wcale o konkluzje nie chodzi. „(…) nigdy niczego nie zamykamy, zawsze tylko otwieramy i odmykamy, odryglowujemy na skalę kosmiczną (…). I tak to zostawiamy odryglowane. Przy drzwiach na oścież żyjemy, czy się to komuś podoba, czy nie” (s. 26).To może chociaż istnieją owe mityczne krainy, do których ciągnie nas archeologiczna potrzeba odkrywania siebie? Może gdzieś są nasze prywatne Luzytanie, Sycylie z Palermo, nasze Rzymy, Lizbony, które wytłumaczą nam, dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, i dlaczego zarazem chcielibyśmy być gdzie indziej? Może one pomogą nam zrozumieć dwoistość naszej natury, która pcha nieustannie w drogę, czyniąc z nas homo peregrinus, a zarazem nakazuje zapuścić korzenie, wrosnąć w glebę, na którą rzucił nas los, bo tożsamość rodzi się tylko z pełnego zanurzenia w miejscu nam przeznaczonym, jak pisze Krzysztof Czyżewski w Linii powrotu.

Fado Kadłubka wydaje się zatem nade wszystko poszukiwaniem, a autor staje się poszukiwaczem (łac. inquisitor), czyli badaczem, śledczym, archeologiem przeszłości, w której próbuje odnaleźć nici łączące ją z teraźniejszością, w której próbuje wytropić uzasadnienie naszego tu i teraz. Fado to osobista wędrówka w poszukiwaniu czegoś wykraczającego poza dotychczasową granicę, poza świat dostępny na co dzień zmysłom, poza krajobrazy mocno już wyeksplorowane intelektualnie i emocjonalnie.

 

Kadłubek/narrator z krainy pogranicza, którą na kartach Fado nazywa Dystryktem Wizygockim, a w której z łatwością odnajdujemy Śląsk, dotarł do oceanu, czyli granicy ostatecznej, równocześnie jednak niebędącej końcem, gdyż w wodzie rozpływają się i roztapiają wszystkie linie graniczne, a pozostaje jedynie nieskończoność. Dotarł do miejsca, w którym człowiek postawiony przed żywiołem godzi się żyć bez odpowiedzi, w stanie permanentnego zadziwienia, godzi się być bezgranicznym, czyli obnażonym, zarazem Obcym i Swoim, Innym i wciąż Tym Samym, bo w wodzie się wszystko miesza i łączy w jednej wielkiej kosmicznej transgeniczności.

Tu już nie ma pogranicza, nie ma czegoś z prawej i lewej strony, na Wschodzie i na Zachodzie, na Północy i Południu. Tu po prostu się jest, na podobieństwo Ehjeh-Aszer-Ehjeh. Podobnie jest we wszystkich nadmorskich miasteczkach. Takie są Lizbona, Palermo i Anzio. Wszędzie tam człowiek uczy się spokojnego trwania, tak jak trwają fale od milionów lat rozbijające się o brzeg. Czy śpimy, czy czuwamy, czy jemy, czy pracujemy – morze trwa. Trzeba więc poważyć się na podobne istnienie, poważyć się na bezruch, który może jest o wiele bardziej życiem, jego kontemplacją niż ciągła bieganina za sukcesem, za sprawami tego świata. Z tego powodu Kadłubek zachwyca się celebracją liturgii na Sycylii, zapachami potraw, które są wszechobecne, modlitwą pod tamaryszkiem czy też tym, że sprawy ducha nie są odcięte od zmysłowości, dlatego tak piękne są dla niego Madonny Mleczne, karmiące Dzieciątko Jezus nabrzmiałymi piersiami.

Oprócz duchowej wędrówki w poszukiwaniu nowego siebie, zaprasza nas autor także do pewnej refleksji. Już na początku Kadłubek/narrator – autor oczywiście wzbrania się przed tym, by utożsamiać go z jakimkolwiek bohaterem tej książki, ale równocześnie sam pozostawia odciski palców tam, gdzie chce i gdzie wolałby ukryć swą tożsamość – stwierdza: „Musicie mi zaufać, że wiernie, na ile słowa wierne są rzeczom i uczuciom, przekazuję wymarzone i wyśnione” (s. 7). Autor bawi się tutaj nami i każe niepostrzeżenie wierzyć w marzenia i sny, bo przecież to właśnie je, a nie jakieś historyczne fakty, stara się wiernie przekazać. Pytanie, czy słowo jest wierne rzeczom i na ile, jest zaś w istocie pytaniem o literaturę, czy jest bliska życiu, bliska rzeczywistości.

Kadłubek/narrator zapewniając, że stara się wiernie oddać to, co wymarzone i wyśnione, odpowiada nam, iż literatura to bardziej opis marzeń, snów, fantazji, aniżeli świat realny, fakty, chociażby zakłamane. Literatura jest bardziej odbiciem prawdopodobieństwa, a nie prawdy. Odczytujemy w tym odprysk naukowych refleksji o prawdziwości i prawdopodobieństwie w prozie oraz światach (nie)możliwych w powieści.

Jest w tym także swego rodzaju usprawiedliwienie narracji, którą autor ma zamiar snuć za chwilę z ogromną wolnością kogoś, kto zrozumiał, że wiedzę zdobywa się wyobraźnią, kto poważył się na fikcję, bo dostrzegł w niej jedynie słuszną drogę do prawdy o sobie i świecie. Kto odważył się na tworzenie światów niemożliwych zamiast ograniczać się do opisywania rzeczywistości, bo naprawdę liczy się tylko odwaga kreacji, reszta jest odtwarzaniem, powielaniem, naśladowaniem, opisywaniem tych, którzy tę odwagę w sobie odnaleźli.

Taka jest też różnica pomiędzy pisarzem a literaturoznawcą. Pierwszy kreuje, drugi analizuje, a w gruncie rzeczy zaciemnia i przyczynia się do powstawania sztywnych schematów myślowych. Pierwszy jest miłośnikiem słowa, choć boi się swej nieporadności i tego, czy potrafi być naprawdę szczery, czyli wolny, a drugi jest niewolnikiem przypisów i cytatów. Fado zdaje się być zapisem drogi, którą Kadłubek przeszedł (przechodzi?) od badacza do pisarza, dlatego pod koniec stwierdza dość ostro: „(…) bajki i fantastyczne opowieści bardziej do mnie trafiają niż niezdarne dysertacje i dociekania doktorów. Jako potomek króla Sofraksa wolę żarliwość od laboratorium i niczego nie opatruję cudzysłowem” (s. 107).

Rzeczywiście jego opowieść pełna jest aluzji i nawiązań, ale to nie oznacza, że również przypisów. To opowieść własna, która powstała podczas osobistej podróży. I jeśli ktoś chce zostać pisarzem, to powinien jak najwięcej wędrować, powinien stać się homo peregrinus, gdyż wtedy dokonuje się w nas konieczna rewolucja myślenia, którą Kadłubek opisał następująco: „Każda podróż uczy mnie porzucać myśl o jednolitości świata i jakiejkolwiek harmonii. Tracę respekt do świata, który jest całością, gdy jadę. Jadę właśnie po to, by stracić szacunek do uładzonych myśli i uładzonego otoczenia; do uładzonego mnie (…) i kłamliwego mnie” (s. 29).

 

Fado jest więc piosenką o traceniu siebie kłamliwego i poszukiwaniu prawdziwego, o odkrywaniu tego, co naprawdę w życiu ważne, czyli samego istnienia, którym obdarzył nas Ehjeh-Aszer-Ehjeh.

 

Zbigniew Kadłubek: Fado. Piosenka o duszy. Katowice 2015, ss. 118.