Jak Johannes Kepler jadąc do Żagania na Śląsku zahaczył o księżyc- Henryk Waniek

Waniek2016

Autorka recenzji: Katarzyna Kuroczka (Bereta)

 

Traktat o grze w świat


Najnowsza książka Henryka Wańka o długim i tajemniczym tytule Jak Johannes Kepler jadąc do Żagania na Śląsku zahaczył o księżyc to istny majsterwerk. Określenie to zapożyczam z omawianej publikacji, której dwaj bohaterowie marzą właśnie o napisaniu mistrzowskiego dzieła. Autorowi Finis Silesiae udało się to. Zresztą nie po raz pierwszy. W pisarstwie Wańka wyczuwa się wyraźnie własny, stworzony przez pisarza język, sposób opowiadania, specyficzną wyobraźnię literacką, zasilaną z jednej strony baśniami, legendami, mitami, a nawet elementami magicznymi, z drugiej – filozoficznymi i religijnymi rozważaniami, wreszcie z trzeciej – żmudnymi kwerendami w bibliotekach, archiwach i antykwariatach w poszukiwaniu trudno dostępnych starodruków, dawnych map, listów, pamiętników i fotografii. W efekcie czytelnik otrzymał baśniowo-magiczną opowieść przyprawioną szczyptą prawdy, a do tego obficie okraszoną słownymi żartami, w których często kryją się gorzkie i ponadczasowe racje.


Choć analizowany utwór nie jest oczywiście pozbawiony fabuły, jednak na plan pierwszy wybija się zdecydowanie jego charakter traktatowy. To wielki esej, do napisania którego pretekstem stała się podróż słynnego matematyka Johannesa Keplera do Żagania, splatająca jego losy z życiem fikcyjnego chyba Hynka Panwicza, dawnego studenta prawa, a obecnie odludka i dziwaka. W rzeczywistości Waniek bierze pod lupę krytycznego spojrzenia takie problemy, jak: wartość i stan nauki oraz systemu uniwersyteckiego, sens i ważność liczb i matematycznego podejścia do całego otaczającego nas świata, naszą wiedzę o zaświatach i wiarę w ich istnienie oraz wpływ na doczesność czy wreszcie zasadę działania wszelkich komisji, które wszędzie robią, co chcą, bo mają do tego odpowiedni glejt wystawiony przez Kancelarię Najwyższego Majestatu.

Autor wychodzi od krytyki nauki i uniwersytetów w czasach Keplera, napisanej z polotem i pełnej humoru, a nawet kpiny. Po opisie kradzieży sukna na togi i birety, wskutek której powstawały zbyt małe stroje, co z kolei wymuszało zatrudnienie liliputów o maleńkich łebkach, zdolnych wcisnąć się w owe sukienki dla lalek, pada w końcu śmiała konkluzja: „Dziś już nie jest tajemnicą, jakie to było dziadostwo – te egzaminy, licencjaty, bakałarze, magistrowie, a głównie doctores et proffesores. Doktoryzował się, kto żyw”. Niestety w wielu kwestiach i przypadkach do dzisiaj nic nie uległo zmianie na lepsze.


Równie trafna i aktualna jest refleksja nad studiami prawniczymi, do których namawiany jest przez wuja Wenczeslaus Hynko Panwicz. „Bo będąc adeptem prawa zdobędę majątek i władzę nad światem. Jeśli się dobrze zna prawo i potrafi nim operować, złoto automatycznie płynie strumieniami”. Abstrahując od zawartej w tym cytacie aluzji do rzeczywistej władzy, jaką daje znajomość prawa i zdolność do kluczenia na jego granicy, przedstawiony w nim tok myślenia nie jest obcy wielu młodym, wybierającym zawód jurysty w nadziei na szybki i pewny zysk. Pamiętam z czasów moich studiów podsłuchaną w autobusie rozmowę chyba już studentów medycyny albo maturzystów, spośród których jeden planował karierę kardiochirurga czy też kardiologa i to bynajmniej nie z pobudek altruistycznych, ale czysto finansowych, bo te specjalizacje – w jego mniemaniu – miały mu dać duży zarobek.


Z prozy Wańka wynika również, że zamiłowanie do różnego rodzaju komisji to nie wymysł czasów nam współczesnych, a już z pewnością mechanizm ich działania jest wszędzie i zawsze taki sam: „Każdy oddział Komisji to dobrze uzbrojony szwadron, dokonujący na poczekaniu egzekucji wszelkiego rodzaju”. Co więcej, autor dodaje gorzką uwagę, że wręczony przez Kancelarię Najwyższego Majestatu glejt daje komisji „nieograniczone prawo popełniania pomyłek”. A wszystko to w świetle prawa! Czyż nie znamy tych obyczajów z pierwszych stron gazet?


Ważne i interesujące są także uwagi o końcu świata, problemie aktualnym w każdej epoce. Od zarania dziejów ludzkość wyobrażała sobie swoje unicestwienie, zakończenie istnienia Ziemi, jakiś czarny lub – odwrotnie – bardzo jasny punkt, który będzie kropką zamykającą historyczną narrację. Także bohaterowie książki Wańka wypowiadają obawy, w których obnażają swój dekadencki nastrój: „(...) koniec jest niewątpliwy. Świat zużył się, zepsuł i jest już śmieciem na śmietniku”. Zdanie to formułuje Hynko, który z obawy przed tym, że nie ma już nic poza nim samym, zamknął się w zamku z wieżą, którą traktuje niczym tratwę ratunkową, arkę, w której ma przetrwać powódź nicości. Ten obraz nasuwa pytanie o to, jak zachować się wobec kończącego się świata: zamknąć się w sobie czy też udać się w podróż w poszukiwaniu resztek dobra i normalności?

 

Panwicz atakuje również wiarę Keplera w doskonałą naturę liczb i w to, że są one w stanie wytłumaczyć istnienie wszechświata i odkryć logikę jego działania. Konfrontuje matematyczną postawę naukowca z przyziemną rzeczywistością: „Mów sobie zdrów rachmistrzu wszechświata, ale ułamki nic ci nie pomogą, gdy dopadnie cię głód, złoczyńcy, nawałnica i gwałt”. W ten sposób Waniek porusza problem granicy nauki i sensu poświęcenia jej swojego życia. Nauka to wielka sprawa, ale i tak wszystkie ideały kończą się, gdy zaczyna burczeć w żołądku!

 

Warto jeszcze zwrócić uwagę na zagadnienie wolności osobistej człowieka, o którym autor Dziadów berlińskich wypowiada się gorzko, opisując jej stan na przykładzie Panwicza: „(...) ważna część osoby Hynka jest własnością porządku cywilnego – tkającego jak pająk sieć przymusów, zwanych honorami (...). Prywatność Pana Hynka (...) określona przez Prawa i Ustawy, Dekrety i Dezyderaty, cieszyła się tym rodzajem swobody, o którym tylko naiwni myślą, że jest w nim coś cennego – dostęp do honorów i stanowisk, do wolnego dysponowania swym ciałem i myślą (...)”. Nasza wolność porusza się więc stale w ramach modalnych nakazów i zakazów, które jakże często są tej wolności pogwałceniem. Innego świata jednak nie ma, bo nawet aniołowie na kartach powieści Wańka są poddani prawom, rozkazom i interesom zwierzchników. Czy wszystko jest zatem jedną wielką grą?

 

--------------------------------------

Henryk Waniek: Jak Johannes Kepler jadąc do Żagania na Śląsku zahaczył o księżyc. Kotórz Mały 2015, ss. 239.