Ślązacy w świecie - Jan Cofałka

Cofałka2016

Autorka recenzji: Katarzyna Kuroczka (Bereta)

 

Być u siebie, to być sobą

 

Ślązacy w świecie Jana Cofałki to przede wszystkim świadectwo żmudnej pracy autora, który musiał oczytać, osłuchać i naoglądać się różnorodnych rodzajowo i gatunkowo dzieł oraz zapoznać się z bogatymi zbiorami archiwalnymi, by wysnuć wielobarwną historię o życiu Piotra Beczały, Ewy Demarczyk, Juliusza Grządziela, o. Leopolda Moczygemby, ks. Franciszka Kurzaja, Adama Makowicza, o. Edmunda Szeligi, prof. Floriana Śmieji, Ernesta Wilimowskiego „Eziego”, Krystiana Zimermana, Gerarda Bieńka, Gerarda Cieślika, Heleny Lehr, Edmunda Jana Osmańczyka, Antoniego Słupika, prof. Jana Szczepańskiego, prof. Waldemara Świerzego, rodu Lipowczanów: Pawła burmistrza Ustronia, Pawła inżyniera i pilota, Wiktora pilota i Jacka malarza, a także rodu Olszaków: dra Wacława burmistrza Karwiny, jego dwóch synów Wacława i Feliksa oraz wnuków – prof. Wacława Zuberka i prof. Włodzimierza Zuberka. Trzeba dodać, że ten pokaźny poczet postaci został jeszcze uzupełniony pięćdziesięcioma krótkimi notkami biograficznymi o Ślązakach znanych na świecie. By przygotować tak rozpiętą tematycznie książkę, Cofałka musiał zapoznać się z różnorodną działalnością swoich bohaterów, od artystycznej (literackiej, muzycznej i malarskiej) poczynając, przez sportową przechodząc, a na naukowej, społecznej, religijnej i politycznej kończąc.


Ktoś mógłby uznać, że dokonany przez pisarza wybór jest niepełny, krzywdzący dla osób pominiętych czy nawet obarczony jakimiś ideologicznymi przesłankami. List z podobnymi pretensjami trafił do redakcyjnej skrzynki pocztowej. Jego autor zarzucił Cofałce brak w publikacji życiorysu ks. Józefa Londzina oraz ukazanie Zaolzia przez pryzmat propolskiej propagandy. Po lekturze Ślązaków w świecie uznaję obie uwagi za bezpodstawne. Czy dzieło ks. Londzina − skądinąd wielkie i godne pamięci jako takiej, a także na trwałe wpisane w dzieje Śląska − wymaga, by uwzględniono je w tym właśnie miejscu? Lub jeszcze inaczej: czy jego brak naprawdę poważnie zuboża tę i tak długą i – podkreślmy – niezwykle bogatą listę nazwisk, które swoją rozmaitą działalnością przyczyniły się do rozsławienia Polski, a często konkretnie Śląska poza granicami nie tylko kraju, ale nawet kontynentu?


Gdyby zabrakło w publikacji Cofałki np. Zimermana lub o. Szeligi, wtedy głos krytyczny byłby rzeczywiście słuszny i konieczny. Można oczywiście zadać autorowi pytanie, dlaczego więcej miejsca nie poświęcił chociażby Henrykowi Mikołajowi Góreckiemu, zamieszczając jedynie jego krótki biogram na końcu książki, ale odpowiedź trochę sama ciśnie się pod pióro. Nie sposób bowiem w jednym tomie ogarnąć wszystkiego, całego arcybogatego dorobku Ślązaków, których los rozrzucił po całej kuli ziemskiej.


Zatrzymując się dłużej przy zarzucie niepełności listy, można by dorzucić jeszcze jeden kamyk do ogródka żalów i stwierdzić, że ze Śląskiem związani byli przecież inni wybitni artyści, naukowcy, społecznicy i politycy, którzy może nie czuli się i nie byli Ślązakami, ale sporą część życia tutaj przeżyli i wnieśli duży wkład w rozwój lokalnej kultury czy nauki, a ich działalność znana jest poza granicami Polski. Wspomnieć można by chociażby Wojciecha Kilara, prof. Zbigniewa Religę czy Tadeusza Różewicza. Jednak ten głos zapisuję z pewną ironią, bo mam świadomość, że tego rodzaju dywagacje niechybnie prowadziłyby po pierwsze, do obstrukcji uniemożliwiającej wydanie jakiejkolwiek publikacji pod tytułem Ślązacy w świecie, gdyż lista byłaby stale wydłużana, aż w końcu zaczęłaby przypominać książkę teleadresową, w której niejako z urzędu muszą znaleźć się wszyscy mający kiedykolwiek jakikolwiek śląski adres zamieszkania; po drugie, takie rozważania byłyby chyba wyłącznie podstawą do podsycania różnego rodzaju nieporozumień na tle narodowościowym, politycznym czy ideologicznym. Zawsze ktoś w tej grupie byłby przez kogoś postrzegany jako niepoprawny politycznie.

 

Wracając zatem do zarzutu autora listu jakoby Cofałka podsycał antyczeskie animozje na Zaolziu, wspominając o Olszakach jako żarliwych patriotach polskich, należy stwierdzić, że piszący do redakcji chyba nie doczytał książki do końca albo czytał ją bez zrozumienia. Wystarczy bowiem zapoznać się z rozdziałami poświęconymi Zimermanowi oraz Osmańczykowi, by zorientować się, że Cofałka jest zdecydowanym przeciwnikiem patriotyzmu martyrologicznego i o zabarwieniu nacjonalistycznym, preferuje natomiast „patriotyzm łopaty”, jak nazwał go Zimerman, czyli poczucie odpowiedzialności za miejsce, w którym się żyje, za panujący w nim ład społeczny i porządek. Taka zaś postawa wymaga odwołania się nie do martyrologii, wojaczki, przelanej krwi czy jakichś interesów narodowych, ale do kultu pracy i praworządności, jak pisał Osmańczyk. „Źródłem siły społeczności ludzkich jest praca” – podkreślił w Sprawach Polaków, dlatego Cofałka opisując życie wybranych Ślązaków, snuł nade wszystko opowieść o ich mozolnej i wytrwałej pracy nad udoskonalaniem siebie, uprawianych dyscyplin oraz wykonywanej działalności artystycznej, sportowej, społecznej oraz naukowej. To historia ilustrująca prawdziwie śląski patriotyzm, który polega na kulcie porządnej roboty, wykonywanej z poczucia odpowiedzialności za powierzone przez innych lub wyznaczone sobie samemu zadania, a wszystko po to, by w ten sposób stworzyć miejsce, w którym będzie się dobrze żyło; by zbudować „małą ojczyznę”, czyli kawałek ziemi, na którym przyszło nam żyć, a nie jakąś abstrakcyjną ideologiczną wspólnotę.

 

Bohaterowie książki Cofałki po prostu wykonują dobrze swoją pracę, czymkolwiek ona jest – śpiewaniem, graniem, pisaniem, malowaniem, wykonywaniem obowiązków urzędnika czy naukowca, bo właśnie ta praca jest ich światem, ich miejscem na ziemi, w którym czują się wszędzie u siebie. Chyba najlepszym dowodem są życiorysy Piotra Beczały, Krystiana Zimermana i Adama Makowicza, dla których granicami ich własnej „małej ojczyzny” są granice muzyki; można wręcz powiedzieć, że mieszkają na stałe w muzyce, choć geograficznie są w nieustannym ruchu. Myślę, że właśnie to chciał pokazać Cofałka, pisząc Ślązaków w świecie. Jedyne, co mogę i muszę mu zarzucić, to nadużywanie dużych kwantyfikatorów. Wszystko jest najlepsze, pierwsze, jedyne, najważniejsze. Chyba nigdy i w niczyjej biografii taki idealizm się nie sprawdza, nawet w żywotach świętych.

 

------------------------------------------------

 

Jan Cofałka: Ślązacy w świecie. Warszawa 2015, ss. 403.