City 3. Antologia polskich opowiadań grozy - pod redakcją Marka Grzywacza, Kazimierza Kyrcza Jr i Pawła Nowakowskiego

Antologia polskich opowiadań grozy 2016

Autorka recenzji: Kamila Kasprzak


STRACH I MROK Z NIERÓWNYCH OPOWIEŚCI

Jako zdeklarowana modernistka powinnam całą Antologię... odrzucić za stereotypowe i płytkie spojrzenie na blokowe osiedla. Natomiast jako każdy choć trochę wyrobiony czytelnik za niedopracowane i czasem pozbawione głębszych refleksji historie. I chociaż nieczęsto zdarza mi się sięgać po tzw. książkę z dreszczykiem, to jeśli już podejmuję takie wyzwanie, oczekuję przynajmniej przyzwoitego pomysłu i przyjemnego zaskoczenia. W powyższym zbiorze jednak tego wszystkiego nie ma zbyt wiele, więc nietrudno jednocześnie zapamiętać te lepsze opowieści, bo takie na szczęście się zdarzają.

Co więcej, duże zastrzeżenia budzi też wspomniane spojrzenie na blokowiska, pośród których wielu autorów tych ponad 20 utworów, umieszcza swoją akcję, tak jakby to budynki zabijały i niemożliwe było szersze widzenie miasta. Poza tym „oliwy do ognia” dolewa w posłowiu Ksenia Olkusz, pisząc wręcz o „zimno-wielkopłytowych paszczach, gdzie niknie indywidualizm jednostek, gubi się potrzeba wspólnotowości”. I choć dziś wiele tych negatywnych określeń znajduje czasem potwierdzenie, to warto pamiętać, że np. wyburzenie amerykańskiego osiedla Pruitt-Igoe w St. Louis w 1972 roku nie wynikło z jego blokowej i wielkopłytowej struktury, lecz przez to, że zamożniejsi i przy władzy zrobili w nim getto dla biednych z problemami.

Takie postawienie sprawy, gdzie w dodatku zabrakło edukacji oraz realnej pracy z mieszkańcami osiedla, musiało się źle skończyć Zatem jeśli już szukać grozy, to w segregacji klasowej i rasowej lub nierównościach społecznych. Jeszcze inna sprawa to fakt, że owe blokowiska w Polsce trzymają pewien standard, o czym świadczy choćby rynkowa wartość znajdujących się w nich mieszkań, które często bywają droższe od tych w kamienicach, a nawet powstałych kilka lat temu. Oprócz tego budynki te są w naszym kraju sukcesywnie odnawiane i mieszkają w nich ludzie o naprawdę bardzo różnym poziomie zamożności. Dlatego jeśli już, to w inspiracjach dla grozy pozostałabym przy szeroko pojętym mieście, gdzie siedliskiem zła mogą być nie tylko bloki z czasów PRL-u, ale też ekskluzywne zamknięte osiedla czy wille na przedmieściach.

A jakie są same opowiadania? Otóż, jak zostało to zasygnalizowane na początku, nie zawsze przemyślane, co wiąże się choćby ze średnimi pomysłami. Z tych ostatnich utkane jest np. opowiadanie Zeter Zelke pt. „Sowik musi odejść”, które mimo tytułu nawiązującego do słynnego postulatu polityka Samoobrony Andrzeja Leppera, gdzie zamiast Sowika był oczywiście twórca naszej szokowej transformacji gospodarczej Leszek Balcerowicz – niestety niewiele oddaje emocji, jakie dziś coraz częściej żywi do niego krytyczna część społeczeństwa. Zamiast tego tytułowy Sowik jest raczej „dobrym politykiem”, co szczególnie w obecnej rzeczywistości brzmi jak oksymoron i którego jedyną winą zdaje się fakt, że „kocha Łódź”. Jego program, który mógłby tu posłużyć jako konkretny argument dla polujących na niego „ciemnych mocy”, niestety nie zostaje wyłożony. W zamian mamy główną postać kanibala Bartka, który - by zaspokoić swój niezdrowy apetyt - przyjmuje misję zwabienia Sowika w pułapkę, jaką okazuje się... Stary Cmentarz., gdzie nie brakuje też pentagramów i zwierząt z piekła rodem. Aż chciałoby się powiedzieć, że schemat gra i hula, a więcej grozy było w „Adwokacie diabła”. Przy czym pominę już krzywdzącą stygmatyzację miasta i zakończenie z frazesem typu „każda potwora znajdzie swego amatora”.

 

Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ