Rok magicznego myślenia - Joan Didion

Rok magicznego myslenia 2017

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

La dance des ombres – taniec cieni

Wiem, czemu staramy się utrzymać zmarłych przy życiu: staramy się ich utrzymać przy życiu, żeby ich zatrzymać przy sobie”.

                                                                                                                          Joan Didion

 

Joan Didion w niecały rok po śmierci męża napisała książkę autobiograficzną, stanowiącą wspomnienie ostatnich chwil życia męża oraz próbującą szczegółowo zrekonstruować wydarzenia poprzedzające jego nagłe odejście.

Po czterdziestu latach wspólnego pożycia, spędzania ze sobą chwil od rana do wieczora (oboje byli pisarzami), niespodziewanie 30 grudnia 2003 roku John umiera podczas kolacji. Co go zabiło? Szybko okazuje się, że dostał tego wieczoru rozległego zawału serca (tego roku miał założony rozrusznik serca, które wcześniej wielokrotnie już szwankowało). Co go zabiło – chce wiedzieć dokładnie przerażona i zagubiona Didion. Zgadza się więc na sekcję zwłok. Po roku od śmierci męża otrzymuje wszystkie szpitalne dokumenty, dokładnie definiujące przyczynę zgonu Johna.

Didion często w swych wspomnieniach dokonuje retrospekcji z życia we dwoje. I choć doskonale wie, że palą i bolą, wraca często myślami do chwil, które spędzali razem – tworząc, inspirując się wzajemnie, jadając w przeróżnej maści restauracjach kolacje, podróżując, marząc… W chwilach nieznośnej samotności, czyta „Smutek” C.S. Lewisa; „Czarodziejską górę” Manna, czy „Jak umieramy” S. Nulanda. I choć czuje, że jest sama, dzięki tym pozycjom nie jest jednak osamotniona i odosobniona w życiu z utratą i kolejnym, narastającym dramatem. Hiobowe życie wpisane zostanie i w jej dotąd spokojny życiorys.

Czasami śmierć najbliższej osoby bywa wstępem do nowego życia, „katalizatorem odkrycia (…), że można kochać więcej niż jednego człowieka. W wypadku Joan Didion śmierć męża to kataklizm, a nie katalizator. To tajfun, niosący spustoszenie, a nie eksplozja supernowej, dająca życie nowym gwiazdom.

Życie da naszej bohaterce tym bardziej w kość, gdy po śmierci męża będzie musiała zmierzyć się z jeszcze jednym, niebywale ciężkim osobistym dramatem…

Wspomnienia Didion czyta się dobrze, choć momentami zdawać się mogą nużące. Czytelnik może również czuć się wprowadzony w błąd samym tytułem dziełka. Trudno znaleźć w opisanym roku utraty i cierpienia owo „magiczne myślenie”. Początkowo wydawało mi się, że chodzi Didion o to, że będzie sobie wyobrażała, że mąż wcale jej nie opuścił, że jest przy niej. Wówczas na tym oparta byłaby owa „magia” – na subtelnym oszukaniu czasu i przestrzeni: istniejesz, pomimo że Ciebie przy mnie nie ma. Tymczasem, gdy autorka w krytycznych momentach swego życia zwraca się do męża na głos z prośbą o wsparcie, podpowiedź, dokąd ma zmierzać w swym psychicznym zagubieniu, pustka nieistnienia ukochanego staje się jeszcze dotkliwsza.

Smutna, ale i z pewnością katarktyczna lektura dla samej autorki niniejszych zapisków. Dla nas momentami zdumiewająca i nieprawdopodobna, że można aż tak kochać, cierpieć i być doświadczonym przez los.