Wchodzi koń do baru - Dawid Grosman

Wchodzi kon do baru 2017

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

Wybór Dowalego

 

Wystarczy istnieć, aby być kompletnym.

                                         Fernando Pessoa

 

Wyobraźmy sobie, że wchodzimy do pobliskiego baru „na jednego”, przy okazji płacąc za dobrą zabawę - bycie rozśmieszanym przez lokalnego komika stand-up comedy.

Szybko okazuje się jednak, że dowcipy pięćdziesięciosiedmiolatka pokryte są patyną czasu, zamiast śmieszyć - nużą więc i drażnią, w dodatku samemu komikowi zebrało się właśnie tego czwartkowego wieczoru na ekshibicjonistyczną „spowiedź szaleńca”. Bez zbędnych ceregieli wprowadza nas więc w swój świat, od poczęcia aż do okresu wczesnej dojrzałości. Stajemy się więc mimowolnymi świadkami narodzin Dowa Grinsztajna, syna Sary. Kobieta nie dość, że przeżyła Holokaust, to jeszcze potem dalsze piekło ukrywania się przed Niemcami w polskich wagonach, gdzie skwapliwie opiekowali się nią na zmianę trzej kolejarze. Po tych wojenno-traumatycznych doświadczeniach Sarze pozostały wygrawerowane na nadgarstkach dwa znamiona – bycia numerem i nieudolnej próby unicestwienia okrutnego losu. Wyjście za mąż i założenie rodziny w Izraelu nie uleczyło jednak jej depresyjnych stanów, lęków i samobójczych ciągot.

Ojciec Dowalego z kolei nigdy – nawet jako statysta – nie doświadczył ani nie był świadkiem opresji ze strony drugiego człowieka. Próbując zaimponować swej żonie zgromadzonymi pieniędzmi i obdarzyć ją dobrobytem, imał się różnych zajęć fryzjersko-krawieckich. Chcąc być w jej oczach zawsze ważnym, podejmował się coraz to różnych wyzwań.

Natomiast mały Dowale - bity i nierozumiany przez ojca oraz lokalne otoczenie, postanowił odwrócić swoje życie do góry nogami – dosłownie – poczynając od chodzenia na rękach. W takiej pozycji czuł się bezpiecznie i wiedział, że nikt go nie skrzywdzi, nie uderzy, nie opluje. Gdy jednak ojciec zabronił mu tej sztuczki, postanowił uczynić ze swego mikroświata pole szachowe.

Zatem życie jako rozgrywka. Życie jako wyzwanie rzucone przeciwnikowi. W takim świecie nie ma miejsca na miłość. Liczy się inteligentnie pokierowana gra. I wygrana…

Mijają kolejne chwile, a my zamiast czuć się zrelaksowani, czujemy przygnębienie. Pragniemy wyjść z tego dusznego czyjąś opowieścią lokalu, nie chcemy słuchać dręczących historii podstarzałego komika o Holokauście matki czy byciu gnębionym przez rówieśników na obozie. Zatrzymuje nas jednak i przykuwa do siedzeń dalsza wiwisekcja bohatera. Motyw śmierci w rodzinie i wybór Dowalego, który przypomina „Wybór Zofii” Williama Styrona.

I nagle, w tym magicznym momencie, ze świadków przeistaczamy się w sędziów w sprawie Dowalego. Przed nami staje winny, w którym bardziej w sumie dopatrujemy się ofiary. Musimy jednak pomóc mu wyprząc się z jego brzemienia, zdecydować, kim jest ten, który przed nami stoi.

Książka niezwykła, mocna, przygnębiająca.