Błogosławieni - Cezary i Jakub Nowakowscy

blogoslawieni2017

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

 

„BŁOGOSŁAWIENI”, CZYLI  SMUTEK W DUSZY

 

Wam bowiem z łaski dane jest dla Chrystusa nie tylko w Niego wierzyć,
ale i dla Niego cierpieć (Flp 1, 29).

 

Skąd idziemy i dokąd zmierzamy? Co nas tu trzyma i sprawia, że pomimo udręk w  codziennym znoju życia, chwytamy się go kurczowo i bronimy przed utratą? Po co się męczymy i dlaczego cierpimy? Powyższe  pytania -  stare i otwarte jak świat –  niepokoją również dwóch autorów książki Błogosławieni.

 

W zbiorze opowiadań Cezarego Nowakowskiego i Jakuba Nowakowskiego zapoznani zostaniemy z różnymi koncepcjami życia ziemskiego, generalnie zawsze traktowanymi jako etap przejścia czy próby człowieczeństwa. Człowiek w tej egzystencjalnej wędrówce przez tajemnice zła, cierpienia i samotności – bo to trzy kluczowe pojęcia tej książki – przeżywa nieustanny dramat.

Często bywa postawiony w sytuacjach tragicznych: zawsze coś traci (wolność fizyczną, psychiczną), bywa zawiedziony, oszukany, wykorzystany – cierpi. Cierpienie w tych miniopowiadaniach ma wiele oblicz: fizyczne, psychiczne i metafizyczne – to najogólniejsze pojęcia, w których się zawiera. Niejednokrotnie wszystkie trzy rodzaje nachodzą na siebie równolegle, tworząc traumatyczny kolaż stygmatów udręczonego, poszarpanego życiowym doświadczeniem ducha.


Ot, choćby historia Roia z dwóch pierwszych opowiadań Cezarego Nowakowskiego (druga z opowieści „Kalifaktor” – o wysokim stopniu abstrakcyjności -  stanowi alternatywną wersję pierwszego). Mamy w niej do czynienia z niecodzienną interpretacją świata PRL-owskiego, w którym oprawca żyje dla światła, a za niewinnie skazanym bohaterem wlecze się długi niczym żałobny tren cień. Nieudane życie artystyczne, odgrywanie marnych ról w kiepskim teatrze, poszukiwanie widza w przestrzeniach nekropolii, bezpodstawny areszt, w końcu napiętnowanie  ksywką Hemoroid i zmuszenie do podpisania lojalki sprawiają, że egzystencja Roia jest naznaczona absurdem i tragicznością.


Rzecz ma się podobnie i z kolejnymi smutnymi historiami, w które wpisują się różne życiorysy zagubionych w doczesności ludzi.  W „Noli me tangere” Jakub Nowakowski wciągnie nas w opowieść o chłopaku, który po nieudanym związku z sąsiadką, poszukuje swojego miejsca, losu, przeznaczenia w hiszpańskim zakonie. Tam, dotknięta chorobą, „duchowym paraliżem odrzucenia, trądem życia z przypadku” siostra zakonna wprowadzi go w tajemnice swojego życiorysu. Zaskakujące zakończenia tej, jak i innej opowieści o zakonie – „Bӓckrei” – pozostawią nas na chwilę w niemym osłupieniu. W niniejszych opowieściach  człowiek nie ma zbytnio wpływu na swoje życie i decyzje z nim związane. Przysłowie, iż jesteśmy kowalami własnego losu jest w tych przypadkach nie tyle nieprawdziwe, co wręcz śmieszne. Bohaterowie, choć chcą, nie mogą uciec od własnego przeznaczenia. Ono ich dosięga w najcichszych zakamarkach świata. Przeszywa na wskroś niczym sztylet i pozostawia z krwawiącą raną.

 

Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ