Kwietniowa czarownica - Majgull Axelsson

kwietniowa czarownica b iext43467564

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

 

Uwikłanie

 

Żal jest miłością przekształconą w wieczną tęsknotę.

                                                         Rosamund Lupton

 

Niezwykła,  wciągająca,  porażająca ... Taka jest "Kwietniowa czarownica" Majgull Axelsson.  Szwedzka autorka przybliża w niej losy pięciu kobiet -  czterech sióstr i ich opiekunki/matki.  W każdą opowiedzianą historię wpisany jest osobisty dramat i permanentny ból,  który niczym garb noszą przez całe życie nasze bohaterki.

Czas i miejsce akcji: Szwecja lat pięćdziesiątych.

Przyszywane siostry,  bo nie łączy je żadne pokrewieństwo krwi,  na pewnym etapie życia zostały porzucone przez swe matki.  Dwie z nich, pomimo ogromnych przeciwności losu, biedy, upokorzenia i odrzucenia, potrafiły z wyróżnieniem ukończyć studia i stać się paniami doktor. Margareta zagląda więc odtąd co dzień Wszechświatowi w oczy, podglądając rodzące się gwiazdy, z kolei Christina leczy ludzi. Trzecia z nich, Birgitta, nie potrafi udźwignąć swojego losu, czy raczej stworzyć go po swojemu. Już od najmłodszych lat zwracała na siebie uwagę młodych i starszych mężczyzn, bowiem jej wygląd przypominał w tamtym czasie słynną autorkę Merlin Monroe. To jej uroda sprawiła, że zawłaszczył ją sobie najprzystojniejszy chłopak w mieście, ale i najbardziej awanturniczy i zbuntowany typ. W wieku siedemnastu lat urodziła mu dziecko, którym nie potrafiła się zaopiekować. Swoje frustracje z powodu naznaczenia przez lokalne społeczeństwo, uznania jej za „chętną” wszystkim mężczyznom, a przez to odrzucenia przez ukochanego i uznania za zbrukaną, od lat rozładowuje w narkotykach i alkoholu. To jej antidotum na pamięć, życie, zagubienie, odrzucenie. Podążając znanym śladem swej rodzonej matki, niechybnie zapiłaby się na śmierć. Mając obecnie pięćdziesiąt lat, zdaje sobie sprawę, że wątroba powoli już zaczyna odmawiać jej posłuszeństwa. Birgitta dostaje bowiem coraz częściej ataków bólu i pluje krwią.

W zasadzie każda z sióstr żyje po swojemu, nie interesując się losami innych. Ich wspólna opiekunka –dobre, matczyne ogniwo, łączące w swym czasie młode dziewczęta, zmarła lata temu na wylew. Christina i Margareta za śmierć Ellen obciążają winą Birgittę, która była świadkiem wylewu opiekunki. Dziewczyna nie pomogła sparaliżowanej wylewem kobiecie, tylko stała osłupiała, wypluwając powtarzającą się przez całe życie jak mantra frazę: „To nie moja wina”.

W pewnym momencie, ukochany dom Christiny - „Postindustrialny raj” – odwiedzi wstrząśnięta Margareta. Przybędzie do niej z listem, z pewnością od upadłej i zapijaczonej Birgitty, stanowiącym kolejny mentalny policzek, wymierzony w swoje poukładane siostry. Tajemniczy list sprawi, że znów na chwilę rozprzężone ludzkie ogniwa spotkają się. Chwila ta jednak będzie krytyczna, bowiem naznaczona piętnem utraty kolejnej ważnej w ich życiu osoby.

No dobrze, a co z czwartą siostrą? Ha, kwietniowej czarownicy nie da się opowiedzieć. Z nią trzeba zapoznać się osobiście. Całkowicie sparaliżowana od urodzenia, odebrana matce jako „nierokujące dziecko”, będzie potrafiła przemieszczać się, czyniąc nosicielami swej duszy zwierzęta jak i ludzi. (Jej rozmowa z Bogiem to najpiękniejsza część tej książki).

A zatem przed nami historia dojrzałych kobiet, okraszona realizmem magicznym, ale w tak subtelny sposób, że nie zakłócający realistycznej fabuły. Książka poruszy trudne, ale ważne i nigdy do końca nie przepracowane społecznie tematy, jak: sieroctwo, prawa dziecka, społeczne napiętnowanie, kalectwo, samotność, uzależnienie, przemoc czy prostytucję. Z pewnością warto mieć ją na swojej półce, by móc do niej powrócić.

----

Inną recenzję "Kwietniowej czarownicy" można przeczytać TUTAJ