Pozdrawiam z Demoluda - Aneta Wybieralska

Pozdrawiam z Demoluda 2018

Autorka recenzji: Kamila Kasprzak


Opowieści spod znaku Barei

O Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej lub ustroju słusznie minionym, można mówić na wiele sposobów, w tym z humorem, co chyba najlepiej udowodnili niektórzy filmowcy. Nie oznacza to jednak, że literatura nie może im dorównać lub wręcz przewyższyć na tym polu.

Przy czym wiele zależało tu na pewno od znalezienia własnego „klucza” do tamtej epoki, który z jednej strony mógł być poważną analizą socrealistycznej rzeczywistości przeplecioną biograficznym wątkiem, a z drugiej wyśmianiem ówczesnych absurdów i ograniczeń. Aneta Wybieralska postawiła na elementy własnego życiorysu i humor, które intrygują i bawią, lecz niestety nie zawsze są strawne dla czytelnika. Jednak po kolei.

Najmniej zachęcający, a powinno być chyba odwrotnie, zdaje się wstęp i pierwszy rozdział, gdzie autorka za wszelką cenę sili się na oryginalność i chwilami zbyt mocno przechwala swym życiem czy umiejętnościami. Przy czym najbardziej irytujące są tu wstawki typu: „durna pipa”, „głupia gęś” czy „tępa baba”, które owszem, mają rozbawić albo w myśl zawartego na początku cytatu z Fryderyka Nietzschego udowodnić, że pisarka potrafi śmiać się sama z siebie, to powtórzone kilkukrotnie, sprawiają wrażenie taniego seksizmu współczesnego Janusza, co siłę czerpie z wyzywania kobiet i zwierząt, czyli generalnie słabszych od siebie. Oprócz tego część książki została wyraźnie „przegadana” przez słówka typu „onegdaj” i „naonczas” oraz przemieszanie własnej opowieści z opisami innych bohaterów. Jestem przekonana, że gdyby autorka zechciała podzielić swe ponad czterystastronicowe dzieło na dwie części typu „moje przygody w demoludach” i „ludzie z którymi jeździłam po demoludach” byłoby na pewno dla tej publikacji lepiej. No i mniej chaosu dla czytelnika.

Jednak poza powyższymi uwagami, książka Wybieralskiej wciąga. Widać w niej, że autorka poznała dogłębnie, bo raczej z autopsji, temat o którym pisze i trzyma się wyznaczonych przez siebie tematów, czyli permanentnych polowań na konsumpcyjne dobra w czasach powszechnego niedoboru oraz przygód przeżywanych jako pilotka wycieczek. Choć te ostatnie wiążą się tu oczywiście z próbą zdobycia różnego rodzaju rzeczy w sąsiednich „krajach socjalistycznych”, więc głównym tematem i punktem wyjścia dla zabawnych wspomnień i tak pozostają wszelkie bardziej lub mniej „intratne interesy”. Tych zaś jest całe mnóstwo, począwszy od karkołomnej wyprawy bohaterki i jej koleżanki do domu towarowego po materiał na nowy ciuch, która kończy się zdobyciem wełnianej tkaniny z żółto-czarno-sraczkowatą kratą, co ciuchem się nigdy nie stanie, a skończywszy na licznych i przemyślnych przemytach niejakiej Genowefy Zając.

Co ważne, wszystkie te przywołane tematy nie miałyby jednak swego czaru, gdyby nie wspomniany humor. Mimo, że chwilami bywa przesadzony, to jednak jest istotnym filarem tej opowieści o czasach słusznie minionych. Przy czym Wybieralska zdaje się tu brać przykład od najlepszych obserwatorów polskiej rzeczywistości, czyli np. wspomnianego w tytule Stanisława Barei, który pomimo tego, że tworzył filmowe komedie, to może być wzorem spojrzenia na ludzi i absurdy także w literaturze. Autorka więc z równą swadą i przekąsem kreśli sylwetkę wspomnianej Genowefy – teściowej Ryśka i herszt baby gotowej robić interesy za wszelką cenę, samego Ryśka, co to najlepiej w nic by się nie mieszał, bo to raczej spokojny człowiek, który marzył o zobaczeniu na żywo i bez handlowych podtekstów Wyścigu Pokoju, czy jego żony Bożenki, co z kolei uwikłana została we wszelkie działania matki, ale miewa jeszcze wyrzuty sumienia.

I wreszcie tym, co osobiście interesuje mnie w podobnych publikacjach, to społeczno-polityczny obraz. Przy czym oczywiście trudno tu bronić PRL-u, ale za to wyraźnie widać co robią ze społeczeństwem skrajności i jak na nie reagowaliśmy. Najpierw więc był brak wszelkich produktów i zrozumiałe ich pragnienie. Natomiast, gdy po transformacji ustrojowej pojawił się dostatek, to nastąpiło swoiste zachłyśnięcie się tą konsumpcją i robieniem biznesów, które przesłoniły nam fakt, ilu ludzi w tej nowej kapitalistycznej rzeczywistości pozostało za burtą. Jednym słowem: nie tylko w demoludach mieliśmy absurdy.