Święto odległości - Jerzy Franczak

swieto odleglosci franczak 2018.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 


NA BRZEGU PRZEPAŚCI ALBO BRZEMIĘ NIESKOŃCZONOŚCI

Proszę się nie wstydzić, pod spodem, au fond, wszyscy jesteśmy nadzy.
                                                                          Jerzy Franczak

 

Jest taki zajmujący fragment w najpopularniejszej książce F. Nietzschego, traktujący o trzech duchowych przemianach człowieka. Najpierw duch staje się wielbłądem poddanym imperatywom: „powinieneś”, „musisz”. Następnie przeistacza się we lwa, którego duch wyraża pragnienie: „chcę”. Natomiast najgłębsza z przemian implikuje przeistoczenie ducha w niewinne - lecz nie naiwne! - dziecko.

Czas wielbłąda

To - rzecz jasna – najniższy poziom naszej świadomości, w którym przyzwalamy na „objuczenie” nas różnymi nakazami czy zakazami. Jednym słowem zgadzamy się na niewolę. Nie potrafimy się przeciwko niej buntować, zawalczyć o swą autonomię, bowiem na tym etapie czujemy lęk przed wolnością w obawie przed odpowiedzialnością.

W czas wielbłąda wpisuje się niechybnie Michał – pierwszy z trojga bohaterów najnowszej powieści Jerzego Franczaka „Czas odległości”. Michał- dziennikarz, ojciec dwójki dzieci, pochodzący z rodu Siemaszków chłopak - objuczony nakazami: „zrób”, „wykonaj”, „przynieś”, „kup”, co dzień zmierza się z rutyną codzienności, w którą tak wrósł z równymi sobie, zaliczającymi się do klasy próżniaczej ziomkami, że nie dość, że nie potrafi się z tej matni uzależnień uwolnić, to jeszcze nie jest w stanie się złemu snu wywinąć, wyrwać, ocknąć z nieświadomego. Śni zatem dalej swój sen o wolności, w którym pobłyskuje niczym kryształ pytanie: „Czy wolność oznacza równość, czy prawo do nierówności?” (s. 11).

Najniższa świadomość naszego powieściowego „wielbłąda” żyje zatem w ignorancji oraz pozorze życia, a zatem w e  ś n i e. Poddawana nieustannemu działaniu trucizny jaką jest ślepa wiara w moc słowa, nie potrafi odróżnić faktów od fikcji. Żyje dniem codziennym oraz wspomnieniami, w których wraz z dwojgiem swych przyjaciół wybywa za miasto, pod namiot, by pić, śnić, dewastować i… zgubić Tomasza.

Czas lwa
Lew jest zwierzęciem, które nigdy nie dopuści do tego, by go w jakikolwiek sposób objuczono. Ma bowiem godność, która wyraża się w jego sposobie bycia, pozbawionym strachu. Jego duch buntuje się przeciwko wszelkim prawom, normom i zakazom. Nie boi się nie zgadzać z własnym losem, ponosi więc ryzyko, rzucając mu wyzwanie lub zaprzeczając swemu „przeznaczeniu”. Nie znajdziemy na nim żadnych odcisków wielbłądzich kopyt. Swoją niezgodę wobec zastanej rzeczywistości wyraża błyskiem pazura na roztrzaskanych etycznych tablicach.


Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ