W piekle pandemii - Jolanta Kosowska

W_piekle_pandemii_okl2020.jpg

Autorka recenzji: Ewa Kowru

 

 

O miłości w czasie zarazy…

 

Najnowsza powieść Jolanty Kosowskiej, W piekle pandemii, to już piąta książka urodzonej na Opolszczyźnie autorki, recenzowana na stronach Kuźni Literackiej. Zawiera w sobie kilka prawdziwych opowieści z życia ludzi, uwikłanych tak, jak i my w początkach wiosny 2020 r. w pandemiczne piekło lęków, stresu i histerii.

 

 Książka dedykowana „wszystkim, którzy odważyli się zmierzyć z czymś wyjątkowym i trudnym”.

On jest lekarzem o polsko-włoskich korzeniach. Ona tłumaczką języka włoskiego. Przypadek zrządził, że się spotkali i zakochali niemal od pierwszego wejrzenia. Tych dwoje ambitnych pięknych ludzi poznajemy w chwili, gdy mogą wreszcie spędzić z sobą wymarzony wakacyjny czas. Sielankę przerywa jednak Marcelowi telefon z Włoch. Zakochani raptem muszą się na dłużej rozstać, zmierzyć ze swoimi lękami w dwóch skrajnie różnych rzeczywistościach…

W tej misteryjnie utkanej opowieści po raz kolejny autorka zabierze nas do swych ukochanych Włoch. Jednak tym razem poznamy  zakątki tego kraju od strony, której nigdy  dotąd nie doświadczyliśmy. Zgiełkliwe dotąd, przesycone swądem brudnych kanałów i ludzkich spoconych ciał miasto zakochanych, Wenecja, podczas pandemii objawi się nam jako ostoja spokoju i ciszy. W jego nagle czystych wodach pojawią się nawet delfiny. Poznajemy to miasto – jego ciszę i wieczorne nostalgiczne dźwięki, wygrywane na balkonach przez izolowanych od życia ludzi –  dzięki obszernej relacji mailowej przyjaciółki Lucii. Autorka przypomni nam bowiem ten burzliwy okres, w którym Włosi, by złagodzić nieco dotkliwość osamotnienia, wyszli na swoje balkony, by śpiewać. Melodia odbijała się echem od starych murów najdalszych kamienic, zachęcając słuchających do włączenia się w wspólny śpiew. Wspólnotowy. Śpiew niesie z sobą zatem nową moc.  Staje się terapią, ratunkiem od przygnębienia, przywracając nadzieję normalnej egzystencji.

Oprócz Wenecji, Wrocławia czy Lawendowego Wzgórza w prowansalskiej krainie, autorka zabierze nas ponadto do Bergamo – jednego z najdotkliwiej zainfekowanych włoskich miast, jak i Drezna. Dzięki temu zabiegowi będziemy mogli przyjrzeć się z bliska wielu ludziom, podejmującym próby walki z wirusem, który zainfekował cały świat.

Mocną stroną zapisków jest z pewnością opisanie depresji wywołanej strachem zarażenia siebie i innych śmiercionośnym wirusem. Jednej z bohaterek w wyniku zaburzeń przystosowawczych rozwinęła się psychoza z halucynacjami. W chwili, gdy próbowała rzucić się z nożem na ukochanego, myśląc, że to wirus, ten podjął trudną decyzję o skierowaniu jej do szpitala psychiatrycznego.

Innym przykładem życia w traumie podczas epidemii jest przykład lekarza, który musi co dzień przychodzić do pracy, przez co naraża życie swojej ciężko chorej córeczki o znikomej odporności. Jego dramat izolacji (zamieszkanie w altanie, brak kontaktu z najbliższymi) również doprowadza go do narastającej frustracji, lęków, zniechęcenia, w końcu depresji. Obszerne opisy pogłębiającej się chorobym psychoterapia, której w końcu się ów bohater poddaje i mądra rozmowa ze specjalistą to, moim zdaniem, jedna z najmocniejszych części tej książki.

Jedyne, czego zabrakło mi w tej pandemicznej opowieści, to spojrzenia na epidemię okiem sceptyka. Rozumiem jednak, że książka była pisana w okresie, gdy wirus pustoszył włosko-hiszpańskie miasta, wiele państw ogłosiło lock-down i nie wiadomo było, jak długo mieszkańcy poszczególnych krajów będą izolowani, pracując zdalnie w domach. Minęło pół roku od wybuchu pandemii i perspektywa na nią się nieco zmieniła. Ludzie wrócili do pracy, choć w Polsce liczba zakażonych z dnia na dzień wzrasta, otwarte są przedszkola i szkoły, organizowane imprezy plenerowe, możliwe wyjazdy zagraniczne… Czekamy zatem na opowieść o „plandemii”. Może autorka zechce i ten temat wydobyć na powierzchnię?

Jak zwykle Pani Jolancie Kosowskiej gratuluję pióra i wrażliwości. Akcja niniejszej powieści jest wartka, książkę czyta się jednym tchem. Znajdą się również i takie momenty, w których poczujemy uścisk w gardle. Polecam!