Schowani do wora. Wspomnienia byłego wychowawcy więziennego - Andrzej Flügel

Schowani_do_wora_okl2020.jpg

Autor recenzji: Tomasz Mazurkiewicz

 

Świat zza krat oczami wychowawcy

Kto z nas nie czytał/oglądał krwistych historii o więziennym koszmarze skazanego najczęściej za niewinność?  Kto z nas nie zaglądał do najciemniejszej pieczary ludzkich lęków, udręk, dramatów, bezlitośnie obnażających mechanizmy zabijania wiary człowieka w resocjalizację czy sprawiedliwość?

 

Schowani do wora to opowieść o więziennym koszmarze,  ale opowiedziana  z zupełnie innej perspektywy. Oto świeżo upieczony absolwent Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze na ponad dekadę trafił d Służby Więziennej jako wychowawca. Już wstępie „Napisz o tym książkę…” wyjaśnia, że za namową bliskich mu ludzi, których szereg lat karmił niezliczonymi opowieściami o „przypadkach za murem”, napisał wspomnieniową opowieść o tym, jak wyglądał za PRL więzienny świat…

„W gwarze więziennej «schowany do wora» oznaczał skazanego grypsującego, co do którego są jakieś wątpliwości i który do czasu sprawdzenia, czy wszystko z nim jest okej, był w poczekalni”(7).

Trzeba by było poczytać o tym, jak wygląda współczesne osadzenie i tak zwana resocjalizacja. Autor nie czyni w niniejszej książce analizy porównawczej tych dwóch światów. Skupia się na konkretnym czasie lat 80. ubiegłego wieku, w którym obowiązywała „zamordystyczna” zasada, że funkcjonariusza należy się bać. Nie powinien okazywać wobec więźniów empatii.

Schowani do wora to wielka galeria różnych osobowości, które w walce o choć chwilowe wyrwanie się z więziennego reżimu, dopuszczają się nierzadko różnych samookaleczeń, narażając przy tym swoje życie. Do kuriozalnych przypadków z pewnością będziemy mogli zaliczyć skok delikwenta do wrzącej zupy, dającej mu zamianę z więziennego łoża na szpitalne co najmniej na kilka miesięcy czy przebicie sobie worków mosznowych.

Inne przypadki mrożące krew w żyłach, to wkładanie sobie szkła do oczu lub połykanie rozbitych butelek, spuszczanie sobie krwi, wstrzykiwanie śliny w kolano, łamanie kości…

W swojej książce Andrzej Flügel nie tylko skupia się na przywoływaniu z pamięci osobliwych historii osadzonych, ale również w ciekawy sposób opowiada o próbie ich uspołeczniania, o problemach z przełożonymi, częstych kontrolach, debilnych przepisach i codziennym wypełnianiu ton akt.

Narrator tej intrygującej opowieści jawi się czytelnikowi jako outsider systemu, w którym przyszło mu żyć i pełnić tę niezwykłą służbę.

Książka zarówno przerażająca, jak i humorystyczna. Polecam!