Kim jesteś - Mira Górecka

miragorecka.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

 

TRAKTAT O POSZUKIWANIU WŁASNYCH DRÓG W ŻYCIU 

Nie ma nic piękniejszego niż chwile przed podróżą, chwile, gdy jutrzejszy horyzont przychodzi nas odwiedzić i dać nam swoje obietnice.
                                              Milan Kundera, Życie jest gdzie indziej

Intrygujący tytuł i dopełniająca wrażenia tajemniczości okładka – oto sensualne przymioty książki, po którą sięgnie z pewnością wzrokowiec taki, jak ja. Kim jesteś – tytuł bez znaku zapytania intryguje, uwodzi i porusza naszą wyobraźnię. „Wiem, kim jesteś”– dopowiadamy natychmiast w myślach. A może: „Zdradzę ci, kim jesteś", lub dosadniej – „Oto, kim jesteś”.
Po myślowej ekwilibrystyce nareszcie wchodzimy w opowieść, aby przekonać się, dokąd powiedzie nas ona i jakie pytanie w naszej głowie uspokoi.

Akcja powieści rozpoczyna się w latach trzydziestych ubiegłego wieku w Starogardzie Łobeskim (zwanym wówczas Starogortem). To właśnie tu przybywali z kraju co roku robotnicy sezonowi, by u Grafa Henninga von Borcke, właściciela ogromnych połaci ziemskich oraz okolicznych wsi, pracować. Jednym z nich był Stanisław Zimoch, który z roku na rok asymilował się z otoczeniem i zostawał coraz dłużej, by w końcu osiąść tu na stałe wraz ze swoją małżonką Marianną. Pod koniec roku, w którym nasz bohater podjął decyzję o zamieszkaniu u hrabiego,  na świat przyszedł ich jedynak, Piotr.

Tuż przed II wojną światową, w1938 roku, zarządca pałacu Grafa von Brocke, Wili, przywiózł do majątku trzyletniego chłopca o imieniu Adam, którego rodzice oraz rodzeństwo zginęli z rąk bandytów podczas podróży do Berlina. Przynajmniej taką historię rozpowszechniano i przyswojono zaadoptowanemu przez rodzinę sierocie. W rzeczywistości chodziło o Noc kryształową – pogrom Żydów przez Niemców, dokonany w nocy z 9 na 10 listopada pamiętnego roku.

Chłopiec, choć nie znał języka polskiego, szybko zaprzyjaźnił się ze swoim rówieśnikiem Piotrem. Miał w nim jedynego przyjaciela, bowiem kuzynki, w domu których mieszkał, nie akceptowały go i nazywały „znajdą”.  W początkach 1939 roku sytuacja polityczna w kraju stawała się coraz bardziej napięta i gdy o wojnie mówiono już głośno, hrabia von Brocke uspokoił polskich robotników obietnicą, że bez względu na okoliczności nie wprowadzi w swym majątku żadnych zmian. Jednak w chwilę potem rozpoczęto pracę przy budowie baraków dla przymusowych robotników, którą nadzorował Franz Schulz – prześladowca Polaków i faszysta. W barakach pojawili się nowi ludzie, wśród których znalazł się Wiktor – lekarz przypadkowo schwytany na ulicy w Warszawie podczas niemieckiej łapanki. To właśnie on wkrótce bez mrugnięcia okiem uratuje życie prześladowcy i swego nadzorcy, Franza. A uratowany, zamiast przejść wewnętrzną przemianę, przewartościować swoje dotychczasowe życie, podsumować błędy, pomimo posiadania rodziny wystąpi przeciwko niej oraz rozporządzeniu Rassenschande, czyli hańbie rasowej, z której wynikało, że polskim robotnikom przymusowym nie wolno było utrzymywać prywatnych kontaktów z Niemcami. Na ubraniu musieli nosić widoczną naszywkę z literą P. Nie mogli zostać obsłużeni w żadnej z karczm, a z transportu publicznego korzystali tylko za specjalnym pozwoleniem. Polski robotnik, który miał romans z Niemką, zazwyczaj karany był śmiercią, a polska robotnica dopuszczająca się romansu z Niemcem trafiała do obozu koncentracyjnego. Franz jeszcze przed wypadkiem nie zważał na powyższe zarządzenie. Zaczepiał polskie robotnice, gnębiąc je tak bardzo, że jedna z nich po przepuszczeniu na nią kolejnego ataku powiesiła się. Nie ostudziło to w żaden sposób jego temperamentu. Przeciwnie. Po dojściu do zdrowia podjął  nawet próbę zhańbienia zatrudnionych dziewcząt poprzez gwałt.

Nie tylko on w majątku w Stargordt naruszył niemieckie rozporządzenie o hańbie rasowej. Historia zna wiele innych przypadków, na przykład takich, w których Polak i Niemka (lub odwrotnie) zakochali się w sobie i musieli tę miłość ukrywać. Często bowiem pokusa okazywała się silniejsza niż strach przed karą śmierci. Mira Górecka znajduje miejsce w swojej opowieści i dla takiej namiętności.

Pod koniec wojny, w początkach roku 1945, Henning vor Borcke wraz z całą rodziną opuścił pałac, oddając go w ręce swojego wiernego zarządcy Wilego. Ten jednak szybko postanowił pójść w ślady swego pracodawcy i także wywieźć stąd żonę i córki. Dziesięcioletniego Adama oddał w ręce Stanisława Zimocha.

Z chwilą wkroczenia wojsk rosyjskich do pałacu hrabiego rozpoczyna się prawdziwa historia, spamiętana i spisana przez świadków tamtego wstrząsającego wydarzenia. Po suto zaprawionej kolacji żołnierze rosyjscy dokonali brutalnego gwałtu i mordu na kilku obsługujących ich kobietach. W odwecie mieszkańcy (Polacy i Niemcy pozostali w posiadłości hrabiego) obezwładnili pijanych i spalili żywcem, natomiast zamordowane kobiety pochowali w zbiorowej mogile na miejscowym cmentarzu. Jedną z tych, która uszła z życiem z tego bestialskiego ataku, była uratowana przez Adama Eryka. W jej łonie rozwijało się odtąd życie – owoc pohańbienia. Dała mu na imię Bruno, ale do końca swych dni nie potrafiła pokochać syna. Tymczasem Adam, gdy dowiedział się, że jest Żydem, opuścił Erykę i bliskiego jej Wolfganga, by nie narażać opiekujących się nim dotychczas ludzi na niebezpieczeństwo obcowania z podczłowiekiem. Postanowił wyruszyć do Labes, zwanego już Łobezem. Tam odnalazł pobratymców, którzy pomogli w odnalezieniu dalszej drogi życia. Jednak pomimo, że wojna się skończyła, nadal kłuły go w oczy międzyludzkie rasowe podziały na „naszych” i „obcych”, na „Szwabów” i „zabugowców”. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego ludzie nienawidzą Żydów, do których przecież sam się zaliczał.


Cała recenzja na stronie LATARNI MORSKIEJ