Sąd - Włodzimierz Tiendriakow

Tiendriakow Sad.jpg

Autor recenzji: Robert Żebrowski

 

Populus et Canes contra Ursae

Biblioteka „Jednorożca” to kolejna wielka seria peerelowska, tym razem Państwowego Instytutu Wydawniczego, w której znalazła się powieść, którą bez wątpienia można zaliczyć do gatunku zwanego kryminałem. Jest to „Sąd” wydany w roku 1962. W „Jednorożcu” – w latach 1959-1987 – ukazało się ponad 100 książek, zakwalifikowanych głównie jako literatura piękna.

Autorem jest Włodzimierz (Władimir) Tiendriakow (1923-1984) – radziecki pisarz, scenarzysta i reżyser. Co ważne – jego ojciec był sędzią, a później starszym prokuratorem.
Książka liczy 142 strony, jej cena okładkowa to 10 zł. Są w niej rysunki Andrzeja Strumiłły (bardzo proste i bardzo adekwatne do treści).
Akcja toczy się na pierwotnych terenach tajgi syberyjskiej, w rejonie gustoborowskim, w okolicach wsi Wołok, w lipcu 1960 roku. Rok nie jest wskazany wprost, ale można go wyliczyć. Główny bohater urodził się w 1904 roku, a do szóstego krzyżyka brakowało mu czterech lat, czyli miał ich 56.

Siemion Iwanowicz Tietierin ze wsi Wołok, specjalista od polowań na niedźwiedzie, dostał informację, że w pobliżu sąsiedniej wsi grasuje niebezpiecznych miś. Jego zadaniem było go odstrzelić. Na polowanie zabrał ze sobą niedoświadczonego myśliwego, ale dobrego felczer – Wasilia Maksymicza Mitiagina, który uzbrojony był w berdankę (karabin myśliwski z XIX w. ), Konstantego Kostię Siergiejewicza Dudyriewa, doświadczonego łowczego, uzbrojonego – podobnie jak Siemion – w dubeltówkę, który był kierownikiem w Zakładach Dymkowskich, czyli powstającym we wsi Dymki nowoczesnym kombinacie, a także dwa własne psy tropiące: suki Kalinkę i Malinkę. Psy wytropiły zwierza, który został ranny, ale długo opierał się pogoni. Kiedy wreszcie dopadli niedźwiedzia i we trzech złożyli się do strzału, Tietierin usłyszał w lesie głos harmonii i krzyknął: „Nie strzelać”. Jednak w tym samym czasie padły dwa strzały. Niedźwiedź legł martwy, a harmonia zamilkła. Tietierin znalazł instrument koło kładki w pobliskiej rzeczce a niedaleko od niego, w wodzie, ciało młodego mężczyzny. Był to Paweł Pasza Michajłowicz Łyskow traktorzysta z Pożniewki, wracający od dziewczyny, jedyny syn (dwóch starszych zginęło na froncie) brygadzisty Michajły.

Na miejsce przyjechali samochodem: umundurowany sędzia śledczy – Ditiaticzew, prokurator – Aleksiej Fiodorowicz i lekarka. Na miejscu przeprowadzono – jakby się to dzisiaj powiedziało – wizję lokalną. Ustalono, gdzie leżały zwłoki, gdzie który z trzech myśliwych stał, czy między nimi a kładką były przeszkody naturalne (drzewa), czy mogli widzieć młodzieńca, czy z miejsca, gdzie stali do kładki była czysta linia strzału. Wg lekarki śmierć nastąpiła szybko, gdyż kula przebiła aortę szyjną, a do tego chłopak nie miał szans pod wodą. Nie znaleziono kuli, która go trafiła, gdyż nie zatrzymała się w ciele. Lekarka szukała kuli, która zabiła niedźwiedzia. Okazało się, że został trafiony w otwartą paszczę, a pocisk wyleciał prawdopodobnie przez kark, który był poszarpany przez psa. Z uwagi na brak kuli, nie zabezpieczano broni myśliwych. Poszlaki jednak wskazywały na Mitiagina, jako sprawcę nieumyślnego pozbawienia życia.

Tietierin, po oględzinach, zabrał zwłoki niedźwiedzia do siebie. Kiedy oddzielał jego głowę od tułowia, by porąbany łeb rzucić psu do żarcia, w kręgu łączącym czaszkę i szyję odnalazł kulę. Postanowił sprawdzić, czy pochodziła ona z berdanki, czy z dubeltówki, które choć miały ten sam kaliber, to jednak kule do nich różniły się. I w od tego miejsca zaczyna się prawdziwa akcja. Finał swój znajdzie na rozprawie sądowej, gdzie wśród ławników zasiądzie surowa Eudoksja (po polsku Dobrosława) Tieplakowa. Kto zostanie uznany winnym – Mitiagin czy Dudyriew, a może ktoś inny? Tego oczywiście nie zdradzę.

Książka ta – co tu ukrywać – zachwyciła mnie. Jej język jest prosty i piękny zarazem (tłumaczem była Krystyna Latoniowa), a fabuła naprawdę ciekawa i zgrabnie ułożona. To, co często występuje w radzieckich powieściach, a bardzo je ożywia to tło obyczajowe. I tu przykład: syberyjską „metę” prowadziła samotna baba – Siłantycha, która w tajemnicy przed milicjantem Małyszkinem i przewodniczącym Borowikowem, pędziła samogon i po kryjomu go rozprowadzała. W książce ukazane są też wartościowe postawy ludzkie i to u tych, u których najmniej by się można tego spodziewać.

Ciekawy cytat: „Nie ma bardziej surowego sądu nad sąd własnego sumienia”.

 

Klub MOrd – Klub Miłośników Powieści Milicyjnej

--------------------------------------------

Włodzimierz Tiendriakow, Sąd, przeł. Krystyna Latoniowa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1962.