Ściana - Paweł Daniel Zalewski

Drzwi do dojrzałej prozy.

 

Krakowianin, urodzony podróżnik, wyławiacz surrealizmu życia, wychowany wśród olejnych farb i zagruntowanych płócien, fotograf biedy, synestetyk, smakosz tajskiej kuchni, filolog z wykształcenia i astralnego namaszczenia, uzależniony od rockowej muzyki, zodiakalna ryba, dusza niepokorna i niezwykle emocjonalna, właściciel międzynarodowej firmy edukacyjnej, kolekcjoner ekstremalnych przeżyć i spotkań z odmiennymi kulturami. Na podłożu opisanego bogactwa doświadczeń, kolorytu osobowości i ogromnej wiedzy interdyscyplinarnej wyrósł debiut powieściowy Pawła Daniela Zalewskiego Ściana. Wyrósł od razu dojrzały, gotowy do spożycia przez najwytrawniejszych i najbardziej wybrednych znawców literatury, wyrósł i natychmiast zaczął tętnić autonomicznym życiem, nie potrzebował pobytu w szklarni, cieplarni czy innym przedszkolu dla pisarskich osesków. 

 

Każdy pisarz musi kiedyś zaistnieć w świadomości czytelniczej, odsłonić długo dopracowywane lub powstałe pod nagłym natchnieniem wersy. Moment ten, zwany nieszczęśliwie debiutem, częstokroć naznacza biografię autora znamieniem słabego, niewyrobionego prozaika czy poety, czasami wręcz niepoprawnego grafomana. Decyzja o druku jest zatem brzemiennym w skutki krokiem, który skieruje twórcę bądź w stronę dalszego rozwoju, bądź postępującego regresu, bądź literackiej śmierci. Samo słowo debiut już spina tkankę nerwową czytelnika i krytyka, nakazuje zachowanie rezerwy, podświadomie uruchamia mechanizm poszukiwania błędów. Moja tkanka nie wytrzymała napięcia przy takich nowicjuszach, jak: Wolf Haas (Wskrzeszenie umarłych), mniej znany Jerzy Radek (W tym domu straszy) czy Ewa Markowska-Radziwiłowicz (Paprochy). Ta ostatnia zaprezentowała dobry warsztat, ale z opisanego peerelowskiego folkloru nie wyniknęło nic głębszego, żadna sensowna puenta czy odkrywcza myśl. Do udanych debiutów ostatnich lat należałoby zaś zaliczyć Lost Angels Krzysztofa Wasilonka i Prawy, lewy, złamany Dawida Kaina. Jednakże obydwaj autorzy to roczniki z lat osiemdziesiątych, a zatem ludzie młodzi, którzy popisują się bogatym słownikiem, śmiałością sądów i niebanalną fabułą, brakuje im niestety perspektywy, właściwej dla autorów urodzonych kilka dekad przed nimi. Celowo wymieniam mniej znane nazwiska i niszowe oficyny, poza Markowską-Radziwiłowicz, gdyż również debiut Pawła Zalewskiego ukaże się w grudniu br. nakładem podobnego wydawnictwa (w księgarniach internetowych już 25 listopada). 

 

Ściana pojawia się na rynku w chwili, gdy jej twórca ma 51 lat, a zatem w bardzo dobrym momencie. Ma bowiem wiele do powiedzenia, to zaś, co opowiada, nosi znamiona autopsji, osobistego zaangażowania, przefiltrowania przez aparat krytyczny dojrzałego mężczyzny. Zalewski nie zamęcza czytelnika dydaktyzmem, moralizatorstwem, snuciem opowieści od Adama i Ewy z wszystkimi ważnymi i nieważnymi szczegółami – na wszelki wypadek, gdyby czytelnik czegoś nie wiedział. Nie proponuje linearnej budowy fabuły z początkiem, środkiem i zakończeniem, które już w prologu było oczywiste. Historia dwóch chłopców-mężczyzn – Topinambura-Zygmunta i Serwera-Antoniego – toczy się w kilku fałdach czasowych, choć w przestrzeni właściwie jednej: wspólnego bloku. Obydwaj bohaterzy przedstawiani są z perspektywy dzieciństwa, dojrzewania oraz dorosłości, która w przypadku Zygmunta w czasie realnym powieści oznacza ok. 50 lat, w przypadku Antoniego – ok. 30 lat.  

 

Życie Topinambura i Serwera to oczywiście pretekst dla autora do snucia opowieści o historii, kulturze, muzyce, modzie, kuchni, polityce, szkole, rodzinie, literaturze rozpiętej pomiędzy latami sześćdziesiątymi XX wieku a pierwszą dekadą obecnego. Zalewski wykazuje się nie tylko bardzo dobrą znajomością poruszanych zagadnień, ale i wnikliwością oceny faktów, umiejętnością budowania z nich intrygującej fabuły, zdolnością snucia wielowątkowych dygresji przy równoczesnym stałym utrzymywaniu wytyczonej głównej linii rozwoju wypadków.  

 

Ściana to także przykład własnego, ciekawego i znajdującego się na wysokim poziomie warsztatu pisarskiego. Narracja prowadzona jest płynnie, nie znajdujemy w niej żadnych błędów logicznych czy stylistycznych, właściwych debiutom. Zdania stanowią zamkniętą, spójną całość, nie ma w nich zbędnych, niepasujących słów, które zaburzają lekturę. Wszystko znajduje się na właściwym miejscu. Nade wszystko zaś autor imponuje zdolnością swobodnego przemieszczania się pomiędzy stylami językowymi, od potocznego do naukowego, pomiędzy odmianami języka, od gwary do slangu.

 

Tytułowa Ściana przeplata fabułę na zasadzie delikatnego Leitmotivu. Pojawia się jako ściana w bloku, za którą toczy się życie sąsiadów; podwójna ściana w wiejskim domku, w której można się skryć; ściana serca, której mięśnie mogą przerastać przy kardiomiopatii; podwójna ściana pod parapetem, w której ukryty jest „klucz” do „nowego świata” zaginionego brata Antoniego; wreszcie ściana, która dzieli i łączy mieszkanie Topinambura i Serwera. Zalewski ukrył jednakże w tekście jeszcze jedną, najważniejszą i najtrudniejszą do wykrycia przez nas samych – ścianę, którą odgradzamy się od ludzi. Zbudowaną z naszych osobistych obsesji, natręctw, lęków, obrzędów, przekonań, wytyczoną ostrokołem samotności, upartości, malkontenctwa, czarnowidztwa, zabobonów…

 

Mijają systemy, upadają dyktatury, przemija dzieciństwo, młodość. Pozostaje to, kim po drodze staliśmy się. Ściana lub drzwi.

 

Gorąco polecam zmierzenie się z debiutem Pawła Daniela Zalewskiego i z samymi sobą. Być może otworzy się jakaś dawno nieużywana furtka.

 

                                                                                                                        Katarzyna Bereta