Raptem deszcz - Ko Un

Pustka języka, język pustki...

 

Tatusiu
Tatusiu

Śpiewa świerszczyk.
Ko Un, Jesienny wieczór, przeł. Adam Szostkiewicz[1]

Ko Un[2] urodził się w 1933 roku, czyli w czasie, gdy Japonia okupowała półwysep koreański (od 1910 do 1945 roku). Nauka koreańskiego była wówczas zakazana, ale mimo to mały Ko Un potajemnie uczył się ojczystego języka. Od dziecka pragnął stać się malarzem i coś z tej pasji widać pozostało, bowiem malarskość jest obecna i widoczna w jego wierszach. Mniej więcej na rok przed wybuchem wojny koreańskiej (1950-1953) Ko Un postanowił zostać poetą, jednakże trudne warunki życiowe oraz tragiczna bratobójcza walka Koreańczyków, rzeczywistość pełna okrucieństwa i bestialstwa, zahamowały jego pragnienia i marzenia. Przyszły poeta w 1952 roku wstąpił do klasztoru. Droga mnicha usiana była wybojami, przeszkodami i trudnościami – zarówno fizycznymi, jak i duchowymi. Ko Un wiele czasu poświęcił próbom pojęcia i zrozumienia pustki (sanskr. „siunjata”). Jedenaście lat później, w 1963 roku, Ko Un zdecydował, że powróci do świeckiego świata i zajmie się literaturą (co ważne, Koreańczyk tworzy nie tylko wiersze, ale i utwory prozatorskie). Tu również czekała go długa droga. Kilkakrotnie próbował popełnić samobójstwo, aż do zimy roku 1970, gdy przeczytał o robotniku, który dokonał samospalenia. Poetą wstrząsnął fakt, że on wciąż żyje, a ten młody człowiek musiał umrzeć. Lata 70. i 80. XX wieku to okres aktywności politycznej koreańskiego poety. Ko Un protestuje przeciw wojskowej dyktaturze w Korei, działa w ruchach robotniczych. W 1980 roku trafia do więzienia, (fałszywie) oskarżony o udział w spisku, który miał doprowadzić do wybuchu wojny domowej. Dwa lata później Koreańczyk został zwolniony. W 1983 roku wziął ślub z wykładowczynią literatury angielskiej Lee Sang-whe i po dwóch latach powitał na świecie swoją córkę Cha-ryong.

Pierwsza książka poetycka Koreańczyka wydana została w 1960 roku, czyli po obaleniu rządu (a właściwie dyktatury) Li Syng-mana w Korei Południowej. W Polsce natomiast dopiero w 2009 roku ukazał się pierwszy wybór wierszy tego niezwykłego twórcy. Co ciekawe, również w 2009 roku Ko Un zjawił się na Krakowskim Festiwalu Literackim im. Czesława Miłosza. Utwory poetyckie, które weszły w skład książki Raptem deszcz. Wybór poezji, zostały przetłumaczone, niestety, z języka angielskiego, chociaż wydawca dołożył wszelkich starań, by zarówno wybór wierszy, jak i tłumaczenia skonsultować z Ko Unem oraz jego żoną.

Pytanie o „ja”, podmiot, osobę mówiącą jest, jak się zdaje, pytaniem zbędnym. Raptem deszcz. Wybór wierszy nie jest, o czym informuje nas podtytuł (Wybór wierszy) autonomicznym tomem poetyckim, misternie stworzonym bądź skonstruowanym przez autora. Każdy wybrany wiersz jest niejako samodzielnym „zjawiskiem” poetyckim, dryfującym w przestrzeni tomu, bez niemal żadnego punktu zaczepienia, bez wyraźnej bądź mglistej wskazówki, kiedy dany utwór powstał i którą książkę poetycką współtworzył. Pozostajemy w sferze domysłów, niejasnych przeczuć. Mogę zatem zaryzykować twierdzenie, że „ja” liryczne ucieka, unika definicji, maskuje się, przebiera i zasłania, a jednocześnie, paradoksalnie, pokazuje swoje życie, swoje myśli, ba! niczym ekshibicjonista otwiera przed czytelnikiem swoje wrażenia, przeżycia, refleksje. Innymi słowy, „ja” gra (z) czytelnikiem. „Ja” pokazuje język czytelnikowi. Jest dzieckiem, młodzieńcem, człowiekiem dojrzałym, dorosłym, a wreszcie starcem, zmęczonym, niespiesznym przechodniem, podróżnikiem, podglądaczem, filozofem, mędrcem i głupcem, poetą, bardem, malarzem, mnichem i milczącym (dosłownie milczącym) świadkiem, niemym obserwatorem.

Znacznie łatwiej uchwycić tematy podejmowane przez Ko Una, gdyż pozornie różnorodne i niepowiązane ze sobą, w istocie odnoszą się do permanentnego zagłębiania… pustki. Pustka w buddyzmie nie jest tożsama z pustką potocznie rozumianą w kulturze europejskiej jako brak czegoś, puste miejsce, próżnia, nicość. Pustka w buddyzmie to – w ogromny skrócie i uproszeniu – nie-substancjonalność, brak stałej, niezmiennej istoty, brak stałej formy. Pustką jest wszystko i wszystko jest pustką. Pustka łączy się z medytowaniem, poznawaniem, rozważaniem i oświeceniem, stąd też w wierszach pojawia się słowo „budda”, które można rozumieć i interpretować co najmniej dwojako. Budda jako stan oświecenia (stan buddy) oraz budda jako konkretna postać. W kontekście tomu poetyckiego Ko Una intrygujące wydaje się napięcie między tymi dwoma podstawowymi rozróżnieniami i znaczeniami wyrazu „budda”. Poeta prowadzi nas bowiem do paradoksalnych, zaskakujących i zdumiewających dróg interpretacyjnych, których źródłem, punktem wyjścia i punktem dojścia jest pustka.

Ko Un nie ogranicza się jednak tylko do takich aspektów zagłębiania pustki jak na przykład medytowanie mnicha i oświecenie. Nie brak bowiem wierszy poświęconych historii Korei oraz życiu codziennemu Koreańczyków. Ko Un wielokrotnie odwołuje się do japońskiej okupacji półwyspu koreańskiego, do szeroko pojętego zabójstwa, zbrodni, mordu, trupów. Poeta, co nie dziwi, poświęca wiersze ojczyźnie, zjednoczeniu Korei, przynależności narodowej. Nie unika tematu trudnego położenia kobiet w koreańskim społeczeństwie, a także, co się z tym pośrednio wiąże, porusza problem zamierania starego świata i narodzin nowego. Zastanawia się, na ile „nowy”, powojenny świat to w gruncie rzeczy inny świat – bo czy to świat innych wartości? Świat (materialny, zmysłowo percypowany) jest wart jedynie śmiechu – zdaje się mówić koreański poeta. Tylko szaleńcy, wariaci i głupcy wykazują, paradoksalnie, niebywałą mądrość, śmiejąc się ze świata.

Co ważne, Ko Un nie oddziela świata ludzi od świata przyrody. Słońce, wiatr, deszcz czy owady i rośliny tworzą całość, są jednością, ale i same w sobie zasługują na uwagę jako emanacje jedności, osobliwe pars pro toto. Mimo to, patrząc z europejskiej perspektywy, elementy przyrody, zjawiska atmosferyczne stają się poniekąd autonomicznymi symbolami, opalizującymi znaczeniami. Życie i śmierć w poezji Ko Una przenikają się, nicują, wzajemnie warunkują i determinują, stając się osobliwym Uroborosem, czyli wężem połykającym swój ogon. Ko Un przypomina, że wszystko jest jednością, wszystko jest połączone. Przemijanie i trwanie są w swej istocie tym samym – są pustką. Pustka jest formą i forma jest pustką. Cały (wszech)świat to pustka i pustka to cały (wszech)świat.

To, co zwraca szczególną uwagę w niewielkim (zamieszczonym w wyborze Raptem deszcz) wycinku poezji Ko Una, to wiersze poświęcone… utworom lirycznym, tworzeniu poezji, funkcji artysty, szczególnie roli poety. Ko Un w wierszach autotematycznych, w swoistym pisaniu o pisaniu, prezentuje oryginalne spojrzenie. Koreańczyk bowiem, patrząc przez pryzmat buddyjskiego pojęcia pustki, kieruje swoją uwagę w stronę poety milczącego, poety, którego wiersze nie są nigdzie zapisane, poety-głupca, który woli zamilknąć, niż trwonić słowa. Z drugiej jednak strony w poetyckim świecie Ko Una pojawia się motyw kreacji za pomocą słów. Zniszczenie, destrukcja (czy może de-konstrukcja) współistnieją i współdziałają wraz z wyznaczaniem, wytyczaniem, tworzeniem, rysowaniem, malowaniem słowami. Słowami (s)tworzyć można tyleż cały, zwarty i prawie kompletny świat, ile… imię, nazwę albo drogę (oczywiście, zarówno „imię”, jak i „drogę” można rozumieć dosłownie i metaforycznie). Pojedyncze elementy, powołane za pomocą słów przez poetę, stają się swoistym centrum. Permanentne napięcie w poezji Ko Una między częścią a całością świata wyrażane jest za pomocą szeregu metonimii (choćby wcześniej wspomniane „imię” bądź „droga”).

Ko Un nie tworzy jedynie wierszy-opowieści, wierszy relacjonujących wydarzenia albo opisujących stany psychosomatyczne, przeżycia i eteryczne wrażenia. W wyborze zaprezentowanym przez Wydawnictwo Znak odnajdziemy również wiersze-miniatury, quasi-haiku, wiersze w formie przewrotnego aforyzmu, quasi-dialogi, inwokacje, inkantacje, swoiste modlitwy i listy, pieśni. Poezję Ko Una cechuje osobliwe poczucie humoru, nierzadko balansujące na granicy tragikomicznych, niekiedy sarkastycznych wypowiedzi. Najczęściej utwory poetyckie Koreańczyka przepełnione są gorzką ironią i dystansem. Co istotne, w wierszach Ko Una subtelny, delikatny i efemeryczny język poetycki łączy się z dziecięcym, pozornie naiwnym językiem, by za chwilę zostać skontrastowanym z wulgaryzmami i dosadnym słownictwem. Kolokwialne, potoczne czy niekiedy wulgarne sformułowania mają na celu wyrwanie z automatyzmu mowy, z przyzwyczajenia. Zdaje się, że Ko Un dąży do niwelacji nie tylko skostniałych form poetyckich, ale i czytelniczego przywiązania do rzeczy pewnych, stałych. Innymi słowy, Ko Un przygotowuje nas do (z)rozumienia pustki.

Język fałszuje rzeczywistość, a może rzeczywistość fałszuje język? Powtórzymy za Wittgensteinem, że granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata. Słowa, pierwotnie wybrane przez Ko Una na potrzeby stworzenia poetyckiej rzeczywistości, przetłumaczone zostały na język angielski, a później na język polski. Tym samym nabrały nowych znaczeń, otworzyły przed czytelnikami inne konteksty, inne możliwe odczytania. Konkretny wyraz w języku koreańskim jest inaczej nacechowany semantycznie niż w języku polskim czy angielskim. Wszystko zależy od doświadczeń danych wspólnot kulturowych. Polifoniczność i polisemiczność języka przyczynia się do nieograniczonego mnożenia znaczeń. Analizując poezję, zwracamy się najczęściej ku znaczeniom poszczególnych słów. Na co dzień jednak zderzamy się z fasadą, zewnętrzną stroną języka, powierzchnią języka, gdyż podążamy za niemal nieskończoną ilością asocjacji, konotacji, znaczeń. Innymi słowy, słyszymy to, co chcemy usłyszeć, bądź to, co jesteśmy w stanie usłyszeć, przetworzyć w swoim umyśle i zrozumieć. Poezja Ko Una kieruje odbiorców ku istocie języka poetyckiego – języka poetyckiego pojętego jako pewną całość, nieodłączną część świata (a świat jest pustką i pustka jest światem). Koreański poeta prowadzi nas w głąb języka i stawia przed zagadnieniami takimi, jak niemoc języka i jego siła; pustka, bez-substancjalność języka; walka językiem i walka z nim; wolność języka i jego niewola; brak słów i ich nadmiar. Niektóre wiersze Ko Una rozrastają się, piętrzą słowa, budują i nadbudowują kolejne słowne obrazy, ocierając się o „pustosłowie”, ale osobliwe pusto-słowie (pustka jest słowem i słowo jest pustką). Inne utwory otwierają przed czytelnikami zamieranie języka, płynne przejście w milczenie, bowiem, jak się wydaje, tylko milczenie jest w stanie uchwycić i odsłonić przed nami choć przez moment pustkę języka i język pustki.

 

                                                                                                                             Luiza Stachura

------------------
[1] Ko Un, Raptem deszcz. Wybór wierszy, przeł. Mieczysław Godyń, Adam Szostakiewicz, Wydawnictwo Znak Kraków 2009, s. 96.
[2] Zgodnie z obowiązującym zapisem nazwisk koreańskich nazwisko (Ko) poprzedza imię (Un).

 

Raptem w deszcz