Tajemnica Bożego Narodzenia - Jostein Gaarder

Rok mamy jakiś taki... Mikołaj już wrzucił co trzeba w skarpety lub buty (w zależności od geografii), a śniegu póki co nie widać. Boże Narodzenie praktycznie mamy od Wszystkich Świętych. Początkowo tylko na witrynach sklepowych i w reklamie, a teraz to już nawet w domach. Jeszcze przed wigilią listę prezentów coraz częściej ustala się z rodzicami i innymi bliskimi, a nie z gwiazdkowym świętym. Adwent ograniczyliśmy jedynie do czynności dziecięcych – Weź lampion i biegnij na roraty! – krzyczy czasem z kuchni matka szczęśliwa, że przez godzinę będzie spokój.

Gaarder - ten od Świata Zofii - uparł się jednak, by przypomnieć nam Tajemnicę Bożego Narodzenia. Takie powolne odkrywanie (przez 24 dni), rzeczy kiedyś tak naturalnych i oczywistych jak to, że:


-         Jeśli jesteś prawdziwym pasterzem, potrafisz chyba przyprowadzić baranka.
Pasterz głęboko się pokłonił

-         Żadna to sztuka dla prawdziwego pasterza.

 

Część jednak tajemnicy nie jest już tak oczywista. Może nawet nie dlatego, że zaraz po zniczach na sklepowej ladzie płoną choinkowe światełka. Zresztą nauczyciel filozofii, którym tak czy owak jest Gaarder, nie tłumaczy nam tego. Wracając do prawdziwego pasterza:


I pewnym krokiem podszedł do zwierząt. Chwilę później baranek klęczał u stóp Elisabet. Dziewczynka przysiadła na kolanach i pogłaskała go po miękkim futerku.
-         Chociaż jesteś najszybszym zwierzątkiem–zabawką – powiedziała - nareszcie cię mam!
A pasterz uderzył kijem w ziemię i zawołał:
-         Do Betlejem! Do Betlejem!

Baranek i owieczka ruszyły przodem. Za nimi pobiegli pastuszek, anioł i Elisabet.

 

Właśnie. Nieźle to sobie wymyślił Norweg, znaczy się, Jostein Gaarder. Kalendarz Bożonarodzeniowy wykonany przez kwiaciarza Jana i codzienne odkrywanie tajemnicy małej dziewczynki, która kiedyś się zagubiła. Dziś miałaby pięćdziesiąt lat albo więcej. Ten kalendarz jeszcze nie jest tajemnicą, aż tak wielką. Nie trzeba mieszkać w Skandynawii, by otwierać okienka. Nawet w moim domu ośmiolatek z upodobaniem czyni to co rano. Jednak fakt odkrywania historii Elisabet z karteczek może być bliżej jakiejkolwiek tajemnicy niż smak mlecznej czekolady. Baranek, który ucieka z miasta, bo nie miał już siły wysłuchiwać towarzyszącej zakupom paplaniny. Chwytają za serce proste analogie, oczekiwanie… baranek biegł do Betlejem - o tym wszyscy wiemy. Po co zaraz pisać, że to niby Tajemnica Bożego Narodzenia...Czekanie, więc każda opowieść o Elisabet, o owieczkach, baranku, aniołach i innych biegnących przypisana została jednemu dniowi od pierwszego grudnia włącznie. Koniec czytania przypada więc w wigilię.

 

Tego typu książki zwykle, laicyzując tradycję ze swej natury sakralną, wpychają nam do głowy pseudoduchowość, parapsychologię i felietony z kolorowej gazety. Gaarder oszczędza nam popisów erudycyjnych i taniej wszech wiedzy. Kalendarz Jana, który odkrywa mały Joachim, nawet nie wspomina o prawdziwości Mikołaja, ale jakoś tak pozwala wierzyć nie tylko w pluszowego baranka. 



                                                                                                                      Jarek Mikołajczyk