Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam - Paulo Coelho

Książka traktuje o psychologii miłości. Swobodnie pozwala wgryźć się czytelnikowi w psychikę bohaterów, wydobyć z nich najskrytsze uczucia i związane z nimi lęki.

 

Coelho kreśli przed czytelnikiem pozornie banalny obraz: oto młode dziewczę pędzi na spotkanie ze swym ukochanym – przyjacielem z dawnych lat. To wydarzenie na nowo rozbudza w obojgu zbyt śmiałe myśli, w końcu - pragnienia. Okazuje się jednak, iż oblubieniec dokonał wcześniej wyboru: zawarł cichy układ z Boginią wody, że swe śmiertelne ciało złoży w ofierze nieśmiertelnemu życiu. Ot, zwyczajny pakt, jaki podpisuje co roku wielu duchownych. Spośród nich wyróżnionia go jednak pewien "szczegół": naznaczenie przez Boginię darem uzdrawiania chorych. 
 
W obliczu zderzenia cielesności z duchowością – postanawia dać upust zbyt długo tłumionym żądzom i rzucić się w wir cielesności z kochaną od dawna kobietą. Wyrzeka się równocześnie swojej mocy. Dziewczyna jednak nie potrafi przyjąć tego daru, złożonego na ołtarzu bólu i wyrzeczenia. Ucieka, pada na śnieg i prawie zamarza. Opatrzność jednak zachowuje ją przy życiu. Odtąd dziewczyna wydobywa egzystencjalną udrękę z serca, oczyszcza krwiobieg. Dokonuje symbolicznej przemiany swej rozpaczy w kamienie, które topi w lodowatych wodach rzeki Piedry, by na zawsze zapomnieć o bólu, z jakiego były ulepione.
Czy jednak zapomni o miłości i zatopi w wodach Piedry marzenia?

Pod powłoką dość banalnej treści kryje się kilka ciekawych refleksji natury filozoficzno-psychologicznej. Filozoficzny aspekt stanowi problematyka nierozstrzygalnego sporu wiary z rozumem. Gdzie kończy się rozum, a zaczyna wiara? Stąd jakże łatwo przejść na podłoże psychologii: gdzie kończy się pożądanie, a zaczyna miłość? Autor podaje wyraźnie definicję miłości: jest ona wiecznym poświęceniem, a zatem permanentnym cierpieniem. A skoro tak, to już rozumiemy, dlaczego Bóg chrześcijan ginie co roku na krzyżu… Godna podziwu ekspiacja. Ginąć powinna również i miłość, a wraz z nią sam człowiek. Ginąć refleksyjnie, poprzez zmianę w dojrzałość. Jak powie sam autor: „Jeśli nie narodzimy się na nowo, jeśli nie uda nam się spojrzeć na nasze życie raz jeszcze, z dziecinną prostotą i entuzjazmem – to gubimy sens życia” .
 A nasza miłość niech pozwoli refleksyjnie spojrzeć w siebie i niech ostatecznie zatopi ciążący w nas kamień w lodowatej rzece Animozji…
 Irmina Kosmala