Dom - Irmina Kosmala

Bajka o adopcji.

Tego roku wiosna nadeszła niespodziewanie szybko. Jakby czuła, że stanie się coś, czego nie można przegapić. Rzeka zaczęła zrzucać z siebie zimowe futerko, zwane przez jej mieszkańców lodem, a przez mądrą sowę – krą. Zrobiło się gwarno i wesoło, bo zleciały się wreszcie ptaszki z odległych krajów – także dwie sławne kaczki. Sławne, bowiem kiedyś (kiedy to było...) ledwie co się poznały, a już serduszka zaczęły bić im ku sobie i  po tygodniu wszystkie wróble o nich ćwierkały, a stare ropuchy rechotały z radości. Dawno nie były na dobrej zabawie, a teraz zanosiło się na prawdziwe wesele! I rzeczywiście: już po dwóch tygodniach wspólnego pływania Kaczuś poprosił swą Kaczusię o rękę. Las potem długo jeszcze szumiał o ich wspaniałym weselu i podróży do ciepłych krajów. Ale to było dawno temu… Teraz Kaczusia była jakaś niespokojna, a gdy tylko jej mąż, Kaczuś, sprawił dla nich solidne gniazdko nad rzeczką, Kaczusia schowała się w nim i nie chciała z niego nawet dziobka wychylać. Wszyscy mieszkańcy rzeczki i pobliskiej łąki myśleli, że Kaczusia jest chora, ale jej mąż dobrze wiedział, że to smutek zagnieździł się w jej kaczym sercu. Nikomu o tym nie mówili, ale od dawna starali się o małe jajeczko, z którego wyklułoby się jakieś śliczne maleństwo. Po wspólnej naradzie udali się wreszcie do mądrej sowy, ale ta powiedziała im tylko same smutne rzeczy, których nie warto powtarzać. Czekali więc na cud.
Pewnego dnia cud nadszedł, a właściwie przypłynął.
- Kwa, kwa, żono! Jakieś pisklę zabłądziło i piszczy pod naszym gniazdkiem – pląsał w wodzie uradowany Kaczuś.
- To go zaprośmy do naszego domu, choć na chwilę. Ja przyszykuję mu coś do jedzenia, a ty spróbuj odnaleźć jego rodziców, pewnie się martwią – odparła zatroskana Kaczusia.
- Już frunę – rzekł w locie Kaczuś i zniknął za horyzontem.
O tym, że maleństwo było spłoszone i przerażone – poinformowały Kaczusię jego oczy. Serduszko zresztą też tłukło się w nim jak oszalałe, mącąc wodę i myśli Kaczusi.
- Potrafisz mówić? – spytała wreszcie racjonalnie.
- Ja, ja… - zapiszczało Kaczątko – ja…
- Ty…zabłądziłeś, prawda? – Próbowała zgadnąć Kaczusia.
- Nie. Ja…, ja…
- Uciekłeś z gniazda? – Spytała z niedowierzaniem i  jeszcze raz opłynęła wokół Kaczorka.
- Nie… To ono opuściło mnie – wyjąkało tajemnicze słowa maleństwo.
- Jak to? Nic z tego, co mówisz, nie rozumiem – rzekła podenerwowana Kaczusia.
- Bo widzi pani, czasami tak jest, że w pewnych gniazdach robi się za ciasno i wtedy te najsłabsze kaczątka muszą po prostu odejść.
-Tak, słyszałam o tym – rzekła smutno Kaczusia – Drzewa szumią, że nawet ludzie tak postępują. Czego ich te zwierzęta uczą? A przecież nasz świat miał być dla nich przykładem. I gdzie teraz się podziejesz? – spytała zatroskana Kaczusia.
- Jeszcze nie wiem. Ale modlę się do mojego Anioła Stróża i On już na pewno coś wykombinuje. Wczoraj na przykład byłem bardzo głodny i On…
- A czy tęsknisz do domu? – przerwała mu Kaczusia.
- A co to jest dom, proszę pani? – spytał zdziwiony Kaczorek.
- Jak to, nie wiesz? Hmm… – zamyśliła się – Chętnie bym ci pokazała, ale nie mogę tego zrobić sama – odparła tajemniczo Kaczusia.
- Dlaczego nie? – spytał zaciekawiony Kaczorek.
- Bo widzisz, mały – rzekła Kaczusia – DOMU nie stworzy jedna kaczka, nawet ta najlepsza.  Prawdziwy DOM ma fundamenty.
- A co to są damenty? – spytał Kaczorek.
- F-u-n-d-a-m-e-n-t-y, mój Kaczorku, to właśnie diamenty. To nie tylko rodzice i dzieci – zamyśliła się Kaczusia – bo to byłoby tylko zwykłe gniazdo, a takich jest wokół nas pewnie sporo. Fundamenty to wzajemna, prawdziwa miłość, dobro i zrozumienie. To pomoc drugiemu i nieustanna troska o niego. Najważniejszym fundamentem jest jednak… serce.
- A czy moje serce nadałoby się na fundamenty? – spytał nieśmiało Kaczorek.
- Oczywiście, że tak! – zaśmiała się serdecznie Kaczusia.
- Ale… ale… czy nadałoby się na Wasze fundamenty?
Trudną odpowiedź przerwał podekscytowany głos Kaczusia.
- Żono, żono!- kwakał z daleka – obleciałem wszystkie gniazda i wiesz co?
- Co, co? – dwa głosy - Kaczusi i Kaczorka - naraz zlały się w jedno.
- I okazało się, że Kaczorek jest nasz!
- Jak to nasz? – spytała niedowierzając Kaczusia – Czy aby na pewno sprawdziłeś wszystkie gniazda?
- Tak, tak! Pytałem kaczek i ryb, i nawet żab i sów-mądrych-głów. Okazało się, że mały Kaczorek nie ma domu i….
- Nie mam domu… - powtórzył jak echo smutno Kaczorek.
- Ależ masz! Masz przecież serduszko, które chce być naszym fundamentem – przypomniała maleństwu Kaczusia – A my…  już cię kochamy! – Objęła go ciepłem swego skrzydła.
- Ale czy ja pokocham was? Prawdę mówiąc, nigdy jeszcze nikogo nie kochałem – opuścił smutno skrzydełka Kaczorek.
- Twoje serduszko jest jeszcze bardzo małe, ale z czasem urośnie. My jesteśmy po to, aby o to zadbać,  nauczyć cię tej miłości – wtrącił się Kaczuś.
- Ale ja przecież zupełnie przypadkiem trafiłem do waszego gniazda. Czy wy będziecie dla mnie dobrymi rodzicami? – Spytał, ale już chyba całkiem przekornie Kaczorek.
- Po pierwsze, to nie ma przypadków. Twój Anioł Stróż wskazał ci do nas drogę – rzekła Kaczusia.
- A po drugie: czy będziemy dobrymi rodzicami? Sam nam to powiesz, może już nawet za rok. Kaczki wszak dorastają szybko – dokończył Kaczuś.
- Musimy więc już dziś zacząć budować DOM – podsumował radośnie Kaczorek.
- Tak, Kaczorku – przytulając go do swego serca szepnęła Mama – prawdziwy DOM, a nie zwykłe gniazdo…
                                
                                                                                                                                                             IK