Ula Kasperek

OKNO NA ŚWIAT

16-stego czerwca o godzinie 15:05 na trasie Warszawa – Bielsko-Biała miało miejsce zderzenie dwóch pojazdów osobowych: volkswagen golf i citroen berlingo. W wyniku wypadku kierowca oraz pasażer volkswagena golfa zginęli na miejscu.

 

Wrocław, 10 września

Drogi M.,

Nie sądzisz, że określenie kogoś „drogim” to takie nadużycie? To tak, jakbyśmy kogoś wyceniali, stawiali za szklaną szybą i jednocześnie doklejali do niego karteczkę: sprzedane, zarezerwowane, przecena itd., Ale pewnie ten, kto to wymyślił, musiał być bardzo mądrym człowiekiem, miał pewnie tak ogromne poparcie w sobie, że nawet ja! Ja! Która, sam wiesz, najlepiej jaka jest, używa takiego zwrotu...Staram się w tych wszystkich słowach, nadać jakiś sens i jednocześnie nicość; Odpowiednie wyważenie proporcji. Bez przytłaczania bólem, śmiechem, wrażeniami, łzami. Pamiętasz jeszcze, za co lubisz Wrocław?

Odcinając te wszystkie niesamowite zabytki, te wszystkie galerie, knajpki, te wszystkie gorzkie herbaty wypite w tym parku, do którego idzie się przez tę alejkę...

Jeśli nie pamiętasz, to nic. Ja pamiętam za nas...I nawet teraz, trochę śmieję się z tego do siebie, bo za jakiś czas zacznę przypominać skarbiec. Nie tylko swoich uczuć i emocji, ale przede wszystkim twoich. To tak, jakbym brała z twojego umysłu, po kolei każdy drobiazg, który ty pamiętasz i potem odtwarzała go sobie do znudzenia, jak film. W kółko z wybranymi fragmentami. Zrobiłam rezerwację pokoju w tym niewielkim motelu, pod miastem...

Wzięłam ze sobą przenośnego laptopa i zanim pojadę tam, odwiedzę jeszcze wideotekę...Chcę kupić wszystkie filmy, które razem obejrzeliśmy w tym mieście, oczywiście tylko te, które nie są już wyświetlane w żadnym kinie tutaj.

Bardzo żałuję, że nie możesz zobaczyć teraz tego zachodzącego słońca.

Nigdzie w okolicy słońce nie zachodzi tak, jak na tej „starówce” tak, wiem, wiem: nie starówka, tylko rynek. Chociaż dla mnie to i tak będzie starówka.

Mam wrażenie, że ci ludzie będący tutaj, ze sobą razem... Znający na pamięć każdą kostkę tego brukowanego chodnika, nie mają pojęcia po prostu... ile mają szczęścia, że są razem, tutaj, na tej kostce, właśnie w tym mieście. Czy to nie dziwne, że takie rzeczy tak naprawdę doceniamy tylko wtedy, gdy potem, nawet po wielu latach przychodzimy tu samotnie, albo gdy oglądamy to miejsce na jakieś pocztówce, zdjęciu?

Wybrałam dzisiaj zieloną papeterię. Pani w sklepie nie miała zbyt dużego wyboru, ale za to kolorystycznie mam zielone pióro. Wybaczysz mi brak zielonego atramentu?

Eliza.

Łeba/Hel, 14 września

Drogi M.,

Nie mogłam dokładniej napisać, z którego teraz miejsca piszę...Właściwie, mogłam wybrać spokojniejszy i mniej zapchany środek transportu, niż pośpieszny pociąg... Ale tylko on ma tak długi postój w Gdyni, gdzie są rozłączane wagony i z którego można podziwiać ten wschód i kawałek morza, który wygląda z zza tych wszystkich portów.

W tej podróży jedyne, co mi doskwiera, to fakt, że nie mogę czytać...Wszystkie myśli uciekają mi w dal, wypatrując, czy to już. Czy już trzeba wypatrywać, stawać na palcach i szarpać się z oknem które nie chce się otworzyć, czy jeszcze chwila, godzina, kwadrans.

Dlaczego tak lubiłeś to miejsce? Przecież to tylko piach i morze... Milion turystów w lecie i drugi milion, jeśli lato jest łaskawe. Dlaczego tak uparcie jeździłeś tam dwa razy do roku? Wtedy i teraz... Co jest w tym miejscu, co można zobaczyć tylko we wrześniu?

Za chwilę odłożę pióro (które wraz z papierem kupiłam w kiosku na dworcu. To zabawne dziecięce pióro z myszką miki i niebieskim atramentem, gdy piszę na tym zwykłym papierze w granatową kratkę robi takie śmieszne maleńkie kleksy) i będę cierpliwie czekała, aż znajdziemy się na granicy i kiedy ją miniemy będę mogła odhaczyć to miejsce na mojej niewidocznej liście i iść dalej. W przedziale jestem praktycznie sama, gdyby nie liczyć młodego mężczyznę, który jest jeszcze bardziej nieobecny niż ja... Czasami coś pisze, czasami włącza laptopa i coś wysyła. Innym razem, wyjdzie na papierosa... stoi dość długo w tym wąskim przedziale i chyba na coś czeka.

Odezwał się do mnie tylko raz pytając, czy będzie mi przeszkadzało, jeśli zapali tutaj. Mimo mojej przeczącej odpowiedzi i tak woli najwyraźniej palić na korytarzu.

Gdy patrzę na niego, myślę, że nie może mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat i metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Jest taki nieporadny, gdy napotyka mój wzrok...

Wzięłam ze sobą jedną książkę i parę płyt...Franka Sinatrę i Potter. Pewnie gdy wrócę do domu, będą w takim samym stanie, jakim je zapakowałam do torby. Pewnie nawet nie dotknę obwoluty płyt, nie przejadę palcami, przez jakąkolwiek kartkę w tej książce... Nawet w drodze powrotnej, kiedy będzie już po „wszystkim”.

Mogę tylko patrzeć... Ten świat tak szybko pędzi do przodu. Pamiętasz, gdy nasze matki uparcie próbowały nam wmówić, że to wcale nie świat pędzi, tylko pociąg, autobus, samochód, tramwaj. A my i tak przyklejaliśmy buzie do szyby i tak pędził...

Ja, co prawda, nie przyklejam niczego do szyby, chociaż miałam na to wiele razy ochotę, ale patrzę... praktycznie bez przerwy i przerywam tylko w momentach, gdy czuję potrzebę przekazania kolejnej fali słów.

Przeniosłam się na korytarz, z moim papierem i piórem... Teraz za podkładkę służy mi szyba od okna, przyłapałam tego chłopaka na tym, jak ukradkiem ociera łzy, które zbierają mu się w kącikach oczu. Nigdy byś nie zgadł, co czyta... „Perswazje”.

 

Niedługo będzie świtać... Niedługo, przywitam twój świt. Na tę okazję wzięłam gruby sweter... Chcę go poczuć każdym kawałkiem mojej skóry: nosem, oczami, powiekami, rzęsami. Chcę, żeby mnie poraził, rozłożył, żeby zatkał... Żeby dał mi ćwiartkę tego, co tobie dawał. Za chwilę wrócę do przedziału, założę ten sweter, przeproszę tego chłopaka...i poproszę o otwarcie tego okna. Tego dokładnie, na wychodzącego na to słońce.

Eliza.

Moskwa, 11 października

Drogi M.,

Tak, jestem w twojej Rosji... Sama nie mogę w to uwierzyć po prostu. Jeszcze nie mogę...

Spędzę tutaj dokładnie trzy dni. Czy to nie za mało? Niestety, nie mogę pozwolić sobie na więcej... Myślę, że, będąc tutaj... dokładnie w samym centrum, to coś... ważnego.

Czy lubiłeś Moskwę? Tak do końca, nigdy tutaj nie byliśmy razem...Tylko przejazdem, listownie... Za co ją tak lubiłeś? Ja spacerując tutaj, oglądając te wszystkie miejsca... Dworzec Białoruski, który nie wiem, dlaczego tak bardzo przypadł mi do gustu.

Tu Teatr na Tagance, tam pomnik Puszkina, tu ta ulica Sadowa,o której tyle słyszałam od ciebie. Czasami chodzę pieszo aż do ulicy Twerskiej, przedtem Gorskiego mijam te osławione katedry i zachody słońca. Mogłabym wybrać się jeszcze do Petersburga, ale to by wykraczało ponad mój ustawiony i tak dokładny, co do litery plan...

Jestem tak bardzo wyciszona w tym miejscu, jest tak bardzo inny, każdy człowiek, którego mijam, każda uliczka, każde dziecko. Tutaj cały ten schemat, całe to bycie ma tylko sens, kiedy robi się taką właśnie retrospekcję. Zatrzymałam się na Kondratiewskim Piereułku i tak, gdy wracam najczęściej wieczorem piszę najwięcej.

Na mieście, gdy spaceruję, to tylko parę słów... Dopiero, gdy wracam, piszę naprawdę.

Tutaj kupiłam jak najprawdziwsze autentyczne czarne pióro, z prawdziwą stalówką i czarnym autentycznym atramentem. To niesamowite, że tutaj nawet papier jest taki zwykły i jednocześnie tak bardzo autentyczny, taki sam jak to pióro... Gdy przykładam je do kartki, nie muszę nawet nic mówić... ono samo mnie prowadzi. Za to właśnie pokochałeś Moskwę?

Za tych ludzi, za mentalność...? Za to, że mogłeś się tutaj odnaleźć i pytając na ulicy: „Zakurit imiejesz?”, pytając o głupiego papierosa, byłeś sobą?

Rozpłakałam się, pierwszy raz od tak długiego czasu. Nie z żalu, bólu, czy tęsknoty. Zapłakałam, sama nie wiem, za czym i dlaczego... Łzy długo płynęły same.

 

Wybiorę się jeszcze na krótko przed moim wyjazdem z tego miejsca, na tak zwany „pchli targ” nie jestem pewna, jak tutaj nazywają takie rzeczy... a nie chcę ryzykować i wyglądać jeszcze bardziej na turystkę z zapyziałej Polonii. Kupię trochę książek takich, które będą na zawsze wiązały mnie z tym miejscem i pójdę na dworzec.

Mój bilet będzie czekał już w kasie do zapłacenia i odebrania. Po raz kolejny wybrałam pociąg...Wyjątkowo nie przerażały mnie te przesiadki, to czekanie na dworcach...Wręcz przeciwnie, nastrajały, szykowały. Ty byś tego chciał, prawda? Chciałbyś tego misternego czekania. Nie chciałabym wyjeżdżać stąd, smutna... Tutaj jest tak, że brakuje mi słów i określeń, brakuje mi odmian, czasowników, rzeczowników, przymiotników i tak bardzo trudno wybić mi się z tego letargu.

Mój pociągać odjeżdża za kwadrans i trzynaście minut... To zabawne określenie przejęłam od kolejarza, który zapytany przez jednego z podróżnych tak właśnie odpowiedział: „Kwadrans i trzynaście minut”. Odwiedziłam ten targ, tak naprawdę był to raczej targ staroci... Tak, jak o nim mówiłeś, po lewej stronie zaraz przy wejściu stał stary człowiek, który próbował wyprzedać pół swojego domu, dalej książki, książki, kieliszki, szklanki i tym podobne rzeczy.

Kupiłam starą broszkę. Jest piękna, gdy dotykam jej palcami po tych wszystkich wyżłobieniach i splotach tak naprawdę czuję, że jestem/byłam w Moskwie.

Eliza.

Paryż, 22 października

Drogi M.,

To miasto jest niesamowite... Teraz rozumiem, dlaczego akurat tak późną jesienią, dlaczego Sekwana, dlaczego to wszystko. Dlaczego dopiero teraz pozwalasz mi na to patrzeć w ten sposób? Dlaczego nie wcześniej...? Przepraszam, nie powinnam.

To przez te miasta... Każde z nich jest tak wyjątkowe na swój sposób, tak twoje.

Uczę się ich języka i melodii. Staram się zapamiętać, wyryć...

Tak, jak pisałam o tym z Wrocławia, klatki filmu z twojego życia, podczas gdy ja siedzę na widowni i mogę tylko patrzeć. Tym razem wybrałam samolot, zabrałam wszystkie znajome mi przewodniki, słowniki i gdy tylko siedziałam już spokojnie w samolocie, przypomniało mi się, że mogłam zabrać przecież aparat... Że przecież TY, gdy jeździłeś tam jeszcze, zawsze brałeś aparat. Trudno, zadowolę się słowami.

Co stąd chciałeś zabrać? Co ukraść i schować do kieszeni?

Gdy tylko kierowca taksówki zatrzymał się przy niewielkim hoteliku na prawym brzegu Sekwany, o którym mi tyle opowiadałeś, czułam się... sobą. Tutaj w tym mieście... Mimo, że mój francuski pozostawia tak naprawdę bardzo wiele do życzenia. Wybrałam jesień... Mogłam tutaj przyjechać od razu, jednego dnia. Wyjść z samolotu, kupić sobie croissanta i czym prędzej złapać samolot do „domu”. Co prawda, nie dostałam pokoju, w którym ty mieszkałeś, ale to pierwsze miejsce, w którym chcę zostać naprawdę.

Zmieniam się, czuję to... Zmienia mnie każde miasto, uczy czegoś, coś odejmuje, coś dodaje. Brzmi to trochę tak, jak z kiczowatej romantycznej historii miłosnej...

On odchodzi i żeby pomóc się jej pozbierać zostawia wskazówki, jak żyć.

Cieszę się, że to nie ja odgrywam tam główną rolę.

Nad Sekwaną jestem codziennie... Nie mogę się oderwać, tutaj najwięcej piszę. Omijam plac Pigalle, wszystkie galerie i katedry... może z wyjątkiem jednej, Notre Dame, katedra Marii Panny w samym Paryżu. Zakochałam się w Ogrodzie Luksemburskim, często przesiaduję tutaj... Odrywam się od moich notatek i jestem tak naprawdę pierwszy raz, dla siebie.

Siedzę pod potężnym platanem, czuję tę jesień, te wszystkie aleje, wąskie uliczki.

Nigdy byś nie uwierzył, że ja... ja, wiecznie na walizkach, biedna i nieporadna, Eliza, odnajduję się w takim mieście. Mam tutaj nawet ukochaną restauracyjkę i piekarnie...

Gdy wracam do pokoju i przez okno patrzę na te wszystkie dachy i wieżyczki... brakuje mi twojego aparatu, twoich palców na nim, twojego „przesuwania” mnie.

Turyści okupują wszystkie większe ulice i place... Gdybym zechciała wybrać się do jednej, zostałabym staranowana. To zadziwiające, jak podczas biegu i pośpiechu, można zgubić sens i moc tego miejsca. Mam tak mało czasu i dni... Z całych pięciu dni, jakie poświeciłam temu miastu, raptem zostało mi półtora. Zanim stąd wyjadę, chcę odwiedzić jedną kawiarnię... tę, z której pisałeś najczęściej. Zamówię tę kawę, którą ty piłeś najczęściej, usiądę na „twoim” miejscu i będę obserwowała ludzi. Tak bardzo chciałabym, żebyś mi powiedział, co mam jeszcze zobaczyć, gdzie pójść... Czego dotknąć jeszcze.

Post Scriptum: Długie, jasnoniebieskie damskie pióro i pachnący biały papier w drobne kwiaty w prawym rogu.

Eliza.

Żnin, 8 listopada

Drogi M.,

Polska.

Czym dla ciebie był ten Kraj, to miejsce, Państwo? Ty, zawsze taki niezgodny, ponad...

Dzisiaj jestem tu. To praktycznie, ostatni etap mojej podróży wokół ciebie.

To jedyne miejsce, zaraz po Wrocławiu, gdzie byliśmy tak naprawdę razem... Chociaż to było tak dawno. Ty uciekłeś od tego miejsca, bałeś się tych korzeni. Ja zostałam...

Może przez to... tak daleko byliśmy ostatnimi miesiącami od siebie? Może właśnie dlatego tak niewiele wiedziałam o twoim świecie? O świecie przecież, w którym byłam również i ja... Z moich strachem, wątpliwościami, z tymi przekoloryzowanymi okularami, przez które, gdy patrzyłam, widziałam to samo, co ty... Gdy je ściągałam, znowu byłam sobą.

Tutaj praktycznie rozliczam samą siebie...Z błędów, z niewiedzy, z czasu, którego miało być tak wiele, a który okazał się tylko psikusem losu.

Gdy byliśmy mali, przychodziliśmy do tego lasu, jedliśmy jagody, brudziliśmy się nimi cali.

Potem, gdy dorośliśmy i wróciliśmy tu, zamiast jagód były koce i książki.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, czy nie przyjechać i nie zapukać do ojca.

Nie widzieliśmy się od pogrzebu... A ja, tutaj z tymi wspomnieniami, z drzewami, z tym twoim śmiechem, kiedy zamykam oczy i jesteś tutaj, nie daję sobie rady. Często zawieszam się wewnętrznie i patrzę w próżnię... Pióro leciutko drży w ręku, kartka papieru cierpliwie leży przede mną, a ja... błądzę gdzieś daleko.

Zatrzymałam się w hotelu. Często spaceruję po mieście... Chodzę na ten nasz „dworzec” - teraz jest już mocno zniszczony i zarośnięty praktycznie wszystkim. Na starym mieście ciągle stoją ławki. Wokół zasadzili więcej drzew, dalej wybudowali plac zabaw. Jutro jadę do Barcina, Bydgoszczy, Inowrocławia. Będę tam tylko parę godzin, mimo że ty poświeciłeś temu parę lat swojego życia.

Przestaję się przejmować wścibskimi spojrzeniami ciekawskich ludzi, nikt mnie nie poznaje... Mimo, że tak naprawdę nie zmieniłam się w ogóle.

Przysiadła się do mojego stolika starsza pani...Wyniośle pije swoją herbatę, patrzy wokół z taką pogardą w niebieskawych, teraz już lekko wyblakłych oczach, że mam ochotę odsunąć się jeszcze dalej. Szary płaszczyk podszyty jakimś futerkiem starannie ułożyła na krześle, w każdym jej ruchu jest coś przerażającego.

Nie tęskniłeś za tym miejscem...? Nie brakowało ci nigdy tej ziemi, zapachu pól? Wygłupów w jeziorze? A mnie...? Takiej, jakiej jestem tutaj, teraz?

Dzisiaj, teraz wiem... że byłam twoim mostem łączącym cię z tym. Z twoją dziecinnością, dzieciństwem, mostem, przez który tęskniło się mniej.

Teraz jeszcze tylko nie wiem, co zrobię z tą wiedzą. Wiem tylko, że gdy wrócę, nie będę już tą samą kobietą, tym samym człowiekiem, tą... samą sobą.

Pani z płaszczem, właśnie odstawiła swoją filiżankę na tackę kelnerki, gdy wychodziła i przy drzwiach obejrzała się w moją stronę, w jej oczach zobaczyłam już nie nienawiść... tylko strach.

Przywiozłam z Paryża, śliczną mahoniową wręcz papeterię, do kompletu z piórem. W tym samym odcieniu dostałam kulkowy długopis...Gdy to wszystko się skończy, zostawię go sobie.

Eliza.

30 listopada, 14:40

Drogi M.,

Mikołaju... Tutaj, teraz jestem w naszym starym mieszkaniu, od którego wszystko się zaczęło i w którym wszystko się skończy. Nie wiem, czy powinnam dziękować tobie, czy sobie za tę podróż... Czy powinnam, tak naprawdę dociekać... kim jestem teraz, co straciłam, co zyskałam... co zostało mi odebrane i nieważne w jak brutalny sposób, kazało dalej żyć i iść... Jestem tu. To mieszkanie jest już puste. Pozostało tylko stare biurko, parę książek, które zabiorę ze sobą, gdy będę wychodziła. I to wszystko...

Wynajęłam je młodemu małżeństwu, zachwycili się widokiem z okien...

Wiem też, że nigdy tutaj już nie wrócę. Że to jest jak film, ten film... który oglądałam przez ostatnie miesiące tak dokładnie. Który mnie wzruszał, zadziwiał, który poprawiał moją ostrość widzenia świata. A teraz się skończył i należy opuścić salę.

Nie mam szczegółowego planu, co dalej, nie mam zbyt wielu rzeczy do zabrania ze sobą. Nie mam żadnej ulubionej piosenki, która będzie mi zastępowała, a raczej zagłuszała myślenie o TYM pisaniu. Polubiłam je... Dodawało mi siły.

Obok mnie leży otwarty bilet. Nie napiszę, dokąd... Mój samolot odlatuje równo o osiemnastej trzydzieści.

Tutaj, każdy przedmiot, każdy drobiazg, każda drzazga, każdy gwóźdź jest twój.

Nawet te wytarte ogromne okiennice, które lubiłeś i których nigdy nie pozwoliłeś mi pomalować. Były twoim tak naprawdę oknem na świat...

Chciałabym zabrać, jakoś twoją obecność stąd. Chciałabym jakoś ją zachować, przemycić, wsadzić do woreczka i otwierać, gdy zatęsknię.

Kiedyś cię odnajdę w tej, czy innej rzeczywistości.

Eliza.

 

 

EPILOG - Kochanie, uważaj! To biurko jest fascynujące, wystarczy je tylko odnowić...Prawdziwy zabytek! - Młoda, rudowłosa dziewczyna podeszła do wysokiego chłopaka, stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. Wzięła mokrą ściereczkę i z namaszczeniem, zaczęła wycierać stare biurko. Odgarnęła włosy z czoła i sięgnęła do drugiej szuflady. Dopiero po dłuższej chwili zobaczyła w niej szarą papierową wypchaną kopertę.