Dokumenty podróży - Kurt Weber

Dokumenty podrozy2014


Autor recenzji: Wiktor Koliński

Szkiełko i oko filmowca

„Na karuzeli życia pokręcisz się…” śpiewał kiedyś Andrzej Rosiewicz w piosence otwierającej każdy odcinek znanego prawie wszystkim Polakom serialu „Czterdziestolatek”. Po namyśle należy stwierdzić, że metafora ta jest bardziej celna, niż mogłoby się wydawać. Nasze życie rzeczywiście nieubłaganie pędzi, by w końcu zatrzymać się o wiele za wcześnie. Podobne odczucia mógł mieć Kurt Weber, kiedy przystępował do pisania swojej biografii „Dokumenty podróży”. Jest to bowiem książka opowiadająca historię człowieka, który nie ma – i chyba nigdy nie będzie miał - dosyć życia.

Dwudziesty wiek był okresem pod wieloma względami niezwykłym. Z jednej strony to czas wielkich i okrutnych wojen, które przewartościowały wiele zjawisk, z drugiej zaś gwałtownego rozwoju, jakiego nasza cywilizacja jeszcze nie znała. Czasami jednak zjawiska historyczne i społeczne przysłaniają nam fakt, że było to przede wszystkim stulecie wybitnych jednostek, które pojawiły się na skalę dotąd niespotykaną. Narodziła się bowiem wówczas ogromna ilość nowych gałęzi nauki i sztuki, a w każdej z nich pojawili się odważni pionierzy. Nie inaczej było w obszarze filmu: dziedzina ta, rozwijająca się prężnie od początku ubiegłego stulecia, szybko przekształciła się w jeden z największych przemysłów rozrywkowych na całym świecie. Aktorzy, reżyserzy i scenarzyści urośli do rang gwiazd i ikon kultury. W ich cieniu pracowali zaś ci, którzy po cichu tworzyli kino w pocie i znoju: producenci, scenografowie i operatorzy.

Kurt Weber, jako operator właśnie, jest postacią cenioną przez krytyków, ale z pewnością nie znaną każdemu przeciętnemu odbiorcy. A szkoda, jest to bowiem niezwykle utalentowany filmowiec, który na swoim koncie ma współpracę z między innymi z Tadeuszem Konwickim, Andrzejem Munkiem, Stanisławem Różewiczem czy Januszem Majewskim. Czytając jego biografię, trudno jednak doszukać się fragmentów wskazujących, że ma on do kogokolwiek pretensje o to, że sławą nie dorównuje swoim kolegom po fachu: Andrzejowi Wajdzie, Romanowi Polańskiemu czy Krzysztofowi Zanussiemu. Jest to bowiem człowiek świadomy własnej wartości. W Polsce powojennej był jednym z najlepszych w swoim fachu. Świadczą o tym chociażby bardzo ciekawe fragmenty opisujące jego zmagania z wyzwaniami technicznymi czasów wczesnego komunizmu. Wtedy, aby nakręcić dobre ujęcie, operator musiał często improwizować, używać nieszablonowego podejścia i wykłócać się o swoje racje z innymi członkami ekipy filmowej. Także jakość sprzętu pozostawiała wtedy wiele do życzenia, a o dzisiejszych rozwiązaniach technicznych nikt wówczas nie słyszał. Kurt Weber zawsze próbował jednak wyprzedzać swoje czasy o kilka kroków. Jest nawet autorem patentu, który później stosowany był powszechnie przez wielkie przedsiębiorstwa, między innymi z Japonii.

Był więc autor niniejszej książki bez wątpienia wspaniałym filmowcem. Nigdy jednak nie nazywa siebie artystą. Odpowiada mu raczej pozycja wybitnego rzemieślnika, który ciężką pracą doszedł do tego, co osiągnął. I dzięki takiemu też, rzemieślniczemu wysiłkowi powstała jego autobiografia. Nie jest to pozycja pełna językowych fajerwerków czy metafor, nad którymi dumać można godzinami. Nie jest to także obraz życia widzianego mickiewiczowskimi oczyma duszy, przedstawiony w przejaskrawiony czy egzaltowany sposób, lecz solidnie i rzetelnie spisany dziennik człowieka pracy, któremu nic nie przyszło z łatwością. Sam autor bowiem często na kartach biografii zaznacza, że to co innym los dawał za darmo, jemu udawało się z wielkim trudem.

Ogromnym wyzwaniem dla Kurta Webera był cały wiek dwudziesty. Urodzony w Polsce, w rodzinie żydowskiej musiał wycierpieć wiele podczas II wojny światowej. Wspomnienia z tego okresu zajmują sporo miejsca w „Dokumentach podróży” i są jednym z wielu, wstrząsających świadectw nieszczęść ludności cywilnej, jakie mają miejsce podczas konfliktu zbrojnego.

W powojennej Polsce, autor jako zdolny filmowiec radził sobie całkiem dobrze. Potem jednak zaczęły mu przeszkadzać problemy, jakie ludowa władza stwarzały osobom wyznania mojżeszowego. I choć religia raczej nigdy nie była dla Kurta Webera najważniejsza – można podejrzewać go nawet o ateizm – to zdecydował się w końcu wyemigrować do RFN. Tam znalazł uznanie, dobrą pracę oraz możliwości rozwoju. Życie tego człowieka jest w pewnym sensie symbolem całego dwudziestego wieku, łącząc w sobie elementy polskie, żydowskie i niemieckie, przeplatające się i rywalizujące ze sobą.

 „Życie jest krótkie”, zdaje się mówić autor „Dzienników podróż” i wielka szkoda, że nie można go zakosztować powtórnie. Nie ma jednak goryczy czy żalu w słowach pisanych przez Kurta Webera. Mimo chorób, które dotknęły go w podeszłym wieku, zdaje się być zadowolony z przeżytych prawie dziewięćdziesięciu lat. Być może jest to efekt dość stoickiego podejścia do wydarzeń, które śledzić możemy na kartach tej książki. Książki, po którą warto sięgnąć, jeżeli mamy ochotę na opowieść o zwykłym – niezwykłym człowieku żyjącym w zwykłym – niezwykłym XX wieku.