Wszystkie żony Hemingwaya - Naomi Wood

Wszystkie zony Hemingwaya 2016

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 


Szalony uwodziciel

Nieważne, jak się wychodzi na miłości – póki miłość trwa, jest warta wszystkiego.

                                                                           Ernest Hemingway

 

Jeśli idzie o życie uczuciowe amerykańskiego pisarza doby XX wieku, to podobnie jak literatura, którą tworzył, obfitowało w wielorakie napięcia i zwroty akcji. Z pewnością autora „Komu bije dzwon” śmiało można obrzucić ironicznym epitetem jako seryjnego monogamistę. Jego temperament sprawiał, że pragnął żenić się z każdą, która w danej chwili wpadła mu w oko. A podobało mu się wiele kobiet. Cztery poślubił na pewno.

Naomi Wood w wyszukany sposób zapoznaje nas z sylwetkami kobiet, które były żonami Ernesta Hemingwaya. Każdą z czterech historii rozpoczyna w dramatycznym dla rzeczonych momencie, by z każdą następną stroną jeszcze bardziej potęgować napięcie.

Ku czytelniczej zachęcie, przywołam jeden z dramatów. Pierwsza żona Hemingwaya, Hadley Richardson, była o osiem lat od niego starsza i dysponowała pokaźnym kapitałem, z którego korzystał, dopóki jego książki nie zaczęły się rozchodzić w dużych nakładach. Była zgodną, uprzejmą kobietą, atrakcyjną do czasu, kiedy przybrała na wadze podczas ciąży z pierwszym dzieckiem Hemingwaya, Jackiem („Bumby"). Hemingway nie miał skrupułów pieszcząc inne kobiety w jej obecności. Hadley przełykała jakoś te upokorzenia. Jednak, gdy zauważyła, że romans męża z Pauline Pfeiffer, jej seksowną, szczupłą przyjaciółką i o wiele bogatszą od Hadley – kwitnie, postanowiła wystawić los i wzajemne uczucia na ostrą próbę. Zaproponowała więc wspólny wypad we troje nad morze. Tam, jak można się domyśleć, namiętność między dwojgiem nowych kochanków wzbierała jak fale przed sztormem. Pauline uległa z kretesem urokowi Hemingwaya i w końcu go uwiodła. Doszło do tego, że Hadley była cichym świadkiem ich zbliżenia. Wycofała się cicho jak mysz. Kochająca się para przekonała później Hadley, by zgodziła się na urządzenie menage a trois - jak pisała gorzko z Juan-les- Pins w roku 1926; „Mamy trzy tace śniadaniowe, trzy mokre kostiumy kąpielowe suszą się na sznurze, stoją w domu trzy rowery".

Gdy ta sytuacja stała się nieznośna dla kochanków, wysłali Hadley na próbną separację, by w następstwie doprowadzić do rozwodu. Zgodziła się, pisząc do Hemingwaya: „Wzięłam cię na dobre i na złe (i to właśnie miałam na myśli)".

Rozwiązanie było szlachetne z jej strony i uradowany Hemingway pisał do niej przesadnie: „...być może najszczęśliwsze dla Bumby zawsze będzie to, że to ty właśnie jesteś jego matką ... jakże podziwiam twoje szczere myśli, twój umysł i serce, twoje kochane ręce i modlę się zawsze do Boga, by wynagrodził ci ten wielki ból, jaki ci zadałem, najlepszej, najwierniejszej i najukochańszej osobie, jaką znałem kiedykolwiek".

Pozbycie się drugiej żony, Pauline Pfeiffer, już nie było tak łatwe i „bezbolesne” dla papy Hemingwaya, jak w przypadku pierwszego rozłamu. Ale to już zupełnie inna historia…

Książka Naomi Wood wciąga do cna, obnażając dwa skrajne oblicza słynnego pisarza. Z jednej strony kobieciarz, alkoholik, hedonista, z drugiej – romantyczny, wrażliwy kochanek. Na kobiety działał jak magnez. Potrafiły dla niego skoczyć z balkonu, czy wyruszyć na wojnę. Byle być blisko – na wyciągnięcie jego ręki – ot, choćby w geście wskazującym…