Opowieść o miłości i mroku - Amos Oz

opowiesc-o-milosci-i-mroku-wydanie-ksiazkowe-b-iext102040997.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala

 

W mieliznach i głębinach życia – Amosa Oza próba autobiografii

Zacznę nietypowo – od minusów. W rozdziale piątym tego dość potężnych rozmiarów tomu (sześćset stron) narrator odpowiada na pytanie, co w jego twórczości jest autobiografią, a co fikcją. Okazuje się, że wszystko – rzecz jasna – jak w każdej porządnej literaturze, nasączone jest autobiografią. Jednak nie jest to wyznanie. I dalej, w następnych akapitach, wnikliwego, poszukującego odpowiedzi czytelnika  nazywa „kiepskim”. Następnie tak się podnieca niniejszym odkryciem, że przechodzi do jeszcze mocniejszych epitetów szkalujących swojego odbiorcę: „Kiepski czytelnik to taki kochanek-psychopata: rzuca się na kobietę, która mu wpadła w ręce, zrywa z niej ubranie, a gdy już jest zupełnie naga, obdziera ją dalej ze skóry, ze zniecierpliwieniem odrzuca mięso, by dopiero chrupiąc jej kości swoimi wielkimi, żółtymi zębami, osiągnąć wreszcie zaspokojenie. «O to chodziło. Teraz jestem naprawdę w samym środku. Dotarłem»" (s.38).

Pytanie zatem pozostawiam czytelnikowi (z żółtymi zębami lub może już nawet i bez) otwartym: dla kogo napisana jest niniejsza „powieść autobiograficzna”, której już ów niniejszy dziwaczny podtytuł brzmi jak oksymoron. Dla kogo Amos Oz rozrywa ciała swoich bohaterów na strzępy, obnaża ohydne wnętrzności, obgryza kości, wysysa miąższ?

 

Zajrzyjmy zatem do książki.

Opowieść o miłości i mroku, uważana za najlepiej sprzedające się dzieło literackie w historii Izraela, to studium bólu i przeżytych traum dwunastoletniego chłopca po samobójczej śmierci jego matki.  Wpływ, jaki ta okrutna i niesprawiedliwa śmierć miała na niego, jest ogromny. Swą decyzją zniszczyła życie trojga ludzi: swoje, syna i męża.

 

Jestem wielką wielbicielką Oza jako powieściopisarza, jego oszczędnych, cichych portretów intymności między parami, ale tutaj, w tej długiej książce, jeszcze bardziej ujawnia on ogromny talent do wielkiego obrazu narracyjnego, do dickensowskich portretów postaci i umiejętnego łączenia historii i życia osobistego.

Od samego początku sportretowana przez Oza rodzina nas gnębi. Jego ojciec, Ari Klausner, to nieudany naukowiec w kraju pełnym zbyt wysoko wykwalifikowanych - „rodzaj pozbawionego korzeni, krótkowzrocznego intelektualisty z dwiema lewymi rękami”. Jego dziadek, zwolennik Ze'eva Żabotyńskiego, rewizjonistycznego ojca założyciela dzisiejszej prawicowej polityki izraelskiej: „Był nacjonalistą, patriotą, miłośnikiem armii, zwycięstw i podbojów, żarłocznym namiętnością, niewinnym jastrzębiem (…). Miał słabość do wszystkiego, co wielkie, potężne i błyszczące - do mundurów wojskowych, mosiężnych trąbek, chorągwi i włóczni lśniących w słońcu, królewskich pałaców i herbów”. Świetnie sportretowana została babcia bohatera z jej obsesją na punkcie zarazków: „Nigdy nie udało ci się zobaczyć antysemity ani zarazka, ale wiedziałeś bardzo dobrze, że czyhają na ciebie ze wszystkich stron, poza zasięgiem wzroku”.

Jest jeszcze osobliwy opis Jerozolimy, gdzie ludzie włóczyli się po ulicach: „Gdybyśmy podnieśli nogę, ktoś inny mógłby nadejść i porwać nasz mały skrawek ziemi. Z drugiej strony, kiedy już podniesiesz nogę, nie spiesz się odłożyć jej ponownie (…).  Raz po raz wpadaliśmy w ręce naszych wrogów, ponieważ postawiliśmy stopę, nie patrząc, gdzie ją stawiamy”. Tel Awiw, o którym mówi się niemal poufnie, „tak jakby miasto było jakimś kluczowym tajnym projektem narodu żydowskiego”, morze „pełne opalonych na brąz Żydów, którzy potrafią pływać… Kto kiedykolwiek słyszał o pływających Żydach?”.

Jego matka, Fania, opowiadała mu historie wypełnione magią i czarami. To ona napełniła jego dziecięcy świat myśleniem magicznym. Długo po jej śmierci jej siostra opowiedziała Ozowi całą rodzinną historię: o dziadku, który był zarówno właścicielem młyna, jak i komunistą, a którego motto brzmiało: „Sprawiedliwość bez współczucia to nie sprawiedliwość, to rzeźnia”. Przywołała atmosferę strachu dorastających dziewczynek w Równie, miasteczku, które przechodziło między najeźdźczymi armiami, lękiem nie przed Niemcami, ale przed antysemickim nacjonalizmem. „Może ci to trochę trudno zrozumieć”, powiedziała mu ciotka, „ale w tamtych czasach wszyscy Polacy byli pijani polskością, wszyscy Ukraińcy byli pijani ukraińskością, nie mówiąc już o Niemcach, Czechach, wszystkich tych… i nie było dla nas miejsca na tym karnawale, nie należeliśmy i nie byliśmy chciani. Nic dziwnego, że chcieliśmy być narodem, jak reszta. Jaką alternatywę nam zostawili?”.

Wypędzona z Równego, gdzie polskie uniwersytety miały ścisłe limity Żydów, Fania dostała się na uniwersytet w Pradze, dopóki i stamtąd nie wypędził jej antysemityzm. Przybyła do Palestyny w samą porę i poślubiła Klausnera, prawicowego naukowca i pedanta.

Dorastając, Amos, który nie rozstał się jeszcze z ojcem i nie zmienił nazwiska, chciał być nie pisarzem, którego, jak zauważył, „można zabić jak mrówki”, ale książką, bo bez względu na to, jak bardzo próbuje się unicestwić książki, zawsze istnieje szansa, że egzemplarz przetrwa w jakiejś zacisznej bibliotece. Gdy dorasta, świat poza sąsiedztwem intelektualistów z niższej klasy średniej otwiera się, ukazując inną populację: Arabów z klasy średniej z Jerozolimy. Zabrany na herbatkę do domu pracownika poczty na cześć brytyjskiego naczelnika poczty, idzie do ogrodu i próbuje zaimponować małej dziewczynce, nadęty poczuciem odpowiedzialności jako reprezentant narodu żydowskiego i syjonizmu. Podekscytowany i już trochę zakochany, wspina się na chybotliwą morwę.  Na czubku drzewa znajduje żelazną kulę i łańcuch, kręci nim wokół głowy jak lassem, traci nad tym kontrolę. Wirująca kula niczym pocisk ląduje z krwawym trzaskiem na stopie jej małego arabskiego chłopca, drepczącego za motylem. To wspomnienie dręczyć będzie Oza do końca jego dni. Opis wypadku z kulą to świetna parabola żydowskich stosunków z Arabami.

W nocy z soboty na niedzielę, piątego i szóstego stycznia 1952 roku, matka Amosa Oza zakończyła swoje życie w mieszkaniu swojej siostry przy ulicy Ben Yehuda w Tel Awiwie. Wolność religijna, o której od dawna marzyła, w końcu otwiera w niej głębszą przepaść – taką, której nie można wypełnić.

W gazetach w tym czasie toczyła się debata na temat tego, czy Izrael powinien żądać od Niemiec reparacji i je przyjąć. Pragmatyczna lewica uważała, że Niemcy powinny ponieść koszty, jakie musiałby ponieść Izrael, aby wchłonąć ocalałych, podczas gdy prawica twierdziła, że sprzedawanie rozgrzeszenia w zamian za splugawiony zysk jest niemoralne. Kilka lat później Oz, wówczas 15-letni, zerwał ze swoim prawicowym ojcem i zamieszkał sam w kibucu.

Warto dodać, że niniejsza książka w 2015 roku została zekranizowana. Scenariusz do niej napisała Natalie Portman, aktorka, która została również jej reżyserką oraz wcieliła się w postać depresyjnej matki Oza. Piękne kadry, wyrafinowana muzyka, a także liryczny klimat – to i jeszcze więcej zobaczymy w tym metafizycznym filmie.

 

-------------------------------------------------------------------

Amos Oz, Opowieść o miłości i mroku, przeł. Leszek Kwiatkowski, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2012.