Kiedy Nietzsche szlochał - Irvin D. Yalom

Książka dla każdego..., nie dla wszystkich.

Być może nie będzie przesady w stwierdzeniu, że na rynku wydawniczym brakuje literatury (również adaptacji filmowych, spektakli teatralnych), której głównymi bohaterami byliby wielcy filozofowie. Tym samym wielu z nas łaknie wiedzy na temat ich życia, oraz - co wydaje się bardziej interesujące - pragnie poznawać ich sposoby na życie własne. Wiemy, że o życiu wiedzieli wiele, pozostawili po sobie niezliczone ilości życiowych drogowskazów, które nieustannie żywe, szczęśliwie dostępne są nam w ich wielkich dziełach. Jednak w przeważającej większości filozoficznych przypadków mamy do czynienia ze swoistym paradoksem, polegającym na tym, że doniosłość, wielkość dzieła, pozostawia w swym cieniu autora i jego życie. I oto profesor psychiatrii Irvin D. Yalom zasadniczo zmienia powyższą sytuację - odważnie proponuje czytelnikowi udział w niezwykłej historii, opartej na  starannie dobranych, szalonych chwilach, zaczerpniętych z życia wybitnego, niemieckiego filozofa, jakim był Fryderyk Nietzsche.

Dla zwiększenia wyrazistości rekonstruowanych w powieści wątków biograficznych, które powiązane z  twórczością Nietzschego stanowią fascynujący obraz zmagań filozofa z trudami życia, wprowadza  postać słynnego wiedeńskiego lekarza – Josefa Breuera. Czytelnik staje się świadkiem, a często wręcz uczestnikiem, dialogu balansującego w obrębie specyficznych filozoficzno (nietzscheańskich) – lekarskich sformułowań, przebiegającego na granicy wzajemnego zrozumienia między filozofem a lekarzem. W owym dialogu Yalom zawiera treść historii bólu i rozpaczy, które niesie ze sobą życie.

Nietzsche cierpiał nie tylko wewnętrznie z powodu nieustającego niepokoju o los człowieka, lecz także cierpiał bardzo fizycznie. Ból, jaki sprawiało mu zachmurzone niebo lub pojawiająca się od czasu do czasu migrena, był niczym w porównaniu z tym, jaki sprawiała mu zdrada zadana przez osobę –  kobietę -  Lou Salomé, jedyną, którą w stanie był pokochać. Tej postaci Yalom nadaje szczególne znaczenie: jest ona bowiem przyczyną zasadniczej dolegliwości filozofa – rozpaczy. Wydaje się,  że dla autora powieści, Lou Salomé ma podwójne znaczenie, to także, a może przede wszystkim symbol, egzemplifikacja procesu dojrzewania problemu do miana rozpaczy. Lou Salomé nie jest jedyną kobietą wyszczególnioną przez autora w omawia- nej powieści, ani Nietzsche nie jest jedynym cierpiącym na rozpacz pacjentem. Czytelnika zaskakuje bowiem informacja, że oto sam lekarz – Josef Breuer -  potrzebuje lekarza, a jego dolegliwość brzmi -  rozpacz z powodu kobiety. „Najbardziej chwiejne stany jego umysłu związane były z kobietami” (s.24). Obaj więc, lekarz i filozof, cierpią na tę samą dolegliwość, której przyczyna w obu przypadkach jest identyczna. W tym miejscu autor dzieła zręcznym dialogiem rozpoczyna wykład, który w gąszczu towarzyszących emocji,  może „nie dla wszystkich” pozostać zauważony. Ów wykład, który aktywnie pojawiać się będzie do samego końca, dotyczy kwestii różnicy pomiędzy nauką a filozofią. Autor stawia przed sobą trudne zadanie - chce pokazać, że człowiek, w swym fanatyzmie dla poszukiwania prawdy, potrafi pokonywać granice wzajemnego niezrozumienia. Dla doktora Breuera  granice zrozumienia filozoficznych treści wytyczają jednostkowe przypadki konkretnej dolegliwości, każdy przypadek z osobna jest przyczyną odrębnego bólu. „Wie pan, profesorze – zwraca się do Nietzschego lekarz – z intelektualnego punktu widzenia zgadzam się z większością pana stwierdzeń, ale poziom naszej rozmowy jest zbyt abstrakcyjny. Nie jest dostatecznie osobisty, by mi pomóc. Może jestem zbytnio przywiązany do spojrzenia praktycznego; [...] nie potrzeba mi abstrakcyjnych, poetyckich stwierdzeń, lecz czegoś ludzkiego, bezpośredniego” (s.226-227). Dla filozofa Nietzschego nie jest ważny ból jednostkowy, lecz cierpienie, jego abstrakcyjnie pojęta istota. Filozof nie posiada „...rady dla pojedynczego człowieka. Piszę dla rasy – powiada Nietzsche, - dla rodzaju ludzkiego” (s.181).

Yalom, posługując się najbardziej ludzkim motywem jakim jest miłość, wyraźnie zarysowuje różnicę „terapeutycznych” potrzeb obu mężczyzn. Lekarz marzy o szybkiej i skutecznej metodzie, która pozwoliłaby mu zapomnieć o jednej ze swych pacjentek, w której ulokował  uczucia. Dramat zaś polega na tym, że jest mężem i ojcem czworga dzieci – dręczą go  myśli o ukochanej pacjentce - oddala się od rodziny, z trudem funkcjonuje zawodowo. 

Od profesora filozofii oczekuje gotowej recepty, którą mógłby zrealizować szybko w najbliższej aptece i tym samym jeszcze szybciej zapomnieć o swojej dolegliwości: „Ach, gdyby tak mieć szczypce, jak do usuwania migdałków, którymi można by wyrwać te grona (lęków – M.P.) razem z korzeniami i całą resztą” (s. 99). Nie rozumie usystematyzowanych wykładów Nietzschego, lecz intuicja mu podpowiada, że tylko on – profesor filozofii – znawca życia - może go uzdrowić.

Autor powieści, zafascynowany filozofią profesor psychiatrii, sprawia że w czytelniku rodzi się przekonanie, iż w leczeniu rozpaczy – swoistej alergii na życie – niezbędna staje się życiowa mądrość, której niewyczerpanym źródłem może być tylko jej fanatyk – Filozof, który wie, że „...kuracja filozoficzna polega na uczeniu się słuchania własnego głosu wewnętrznego” (s.239). Poprzez obraz cierpiącego Nietzschego ostrzega filozofów oraz każdego, kto gardzi „nijakim spojrzeniem na świat” (s.230), że właśnie rozpacz jest ceną, jaką się płaci za samoświadomość. Każdy, kto spojrzy głębiej w życie, znajdzie rozpacz (zob. s.181).

Yalom, poprzez precyzyjnie dobierane cytaty, przywołuje w powieści ważniejsze dzieła Nietzschego napisane przed rokiem 1882 – Ludzkie arcyludzkie, Wiedza radosna – fragmenty zaczerpnięte z tych dzieł nie są wyraźnie wyodrębnione, wtapiają się w potok dialogu, nie towarzyszą im naukowe rozważania, lecz właśnie dzięki temu książka pozostaje lekturą  „dla każdego”- nie wymaga bowiem od czytelnika precyzyjnego znawstwa nietzscheańskiej myśli, łagodnie przeprowadza go przez fascynujący świat filozofii Nietzschego, kreśli także podstawy psychoanalizy.

W konstrukcji powieściowego świata  Yaloma nie brakuje  wzruszających scen. Jednak wiedza na temat wykształcenia autora powoduje, że bardziej lub mniej świadomie, w poczuciu ulegania psychologicznym manipulacjom twórcy, dystansujemy się wobec narastających emocji.  Każde wzruszenie, raz jeszcze podkreślmy, wydaje się być dostępne „nie dla wszystkich”. Słowem, przydatna staje się czytelnikowi filozoficzna wrażliwość (podstawowa wiedza filozoficzna). Ona to pozwala w pełni odczuwać dramaturgię losów bohaterów, a co ważniejsze – zapewnia możliwość pełnego uczestnictwa w terapii, której jedynym antidotum na rozpacz pacjenta jest nacechowana filozoficznymi zwrotami rozmowa.

Kiedy
Nietzsche szlochał to powieść zaopatrzona w myśli filozofa, często cytowane dosłownie, wkomponowane w powieść w sposób nie pozostawiający złudzeń, że mamy do czynienia z dziełem świadczącym o literackiej oraz filozoficznej kompetencji autora.

I choć autor na końcu przygody czytelniczej  „rozczarowuje” odbiorcę, niejako z obowiązku, informując go, iż główni bohaterowie nigdy się nie spotkali, zważywszy na tematykę, fantastyczny styl i urzekającą kompozycję,  książkę zaliczyć można do tych dla każdego i... nie dla wszystkich.
   
                                                                                                Mirosław Piechowiak