Bo śmierć to dopiero początek - Sylwia Błach

Wampir niejedno ma imię, a i oblicza różne...

Pisanie recenzji nigdy nie jest rzeczą prostą, a przynajmniej tak twierdzą ci, którzy potrafią docenić wagę i siłę słowa. Jeszcze trudniej jest, gdy trzeba wyrazić opinię o książce, której autor pochodzi z tego samego regionu, co recenzent. Jest się wtedy bowiem rozerwanym między poczuciem obowiązku, a lokalnym patriotyzmem. Co bowiem, jeśli pozycja jest źle napisana lub nudna? Czy należy o tym głośno powiedzieć i zaszkodzić próbującemu zaistnieć artyście? A może mimo wszystko trzeba pochwalić, przemykając oko na błędy i niedociągnięcia?


Na szczęście pisząc recenzję książki Sylwii Błach „Bo śmierć to dopiero początek” tego rodzaju dylematy moralne można spokojnie odłożyć na bok. Pochodząca z Witkowa, młoda autorka stworzyła bowiem powieść grozy, z której region gnieźnieński może być dumny. Ta książka jest dobra i obroni się sama, tak więc szczerze można mówić o jej licznych zaletach i ewentualnych wadach.

Przedstawiona historia początkującej pisarki Malwiny oraz jej matki Jadwigi jest dobrze skonstruowana i do samego końca trzyma w niepewności. Nie brakuje w niej dynamizmu, odpowiednio nagromadzonych i często zaskakujących zwrotów akcji oraz tak ważnej w każdej opowieści tajemnicy, która zmusza do przerzucania kolejnych stron w poszukiwaniu odpowiedzi.

Główna bohaterka historii ma niełatwe życie. Półtora etatu, opieka nad emocjonalnie rozchwianą matką, ciągłe zmartwienia finansowe – niejednego te przeciwności by załamały. Ona jednak postanawia spełnić swoje marzenie o literackiej sławie, pisząc opowieść o wampirze poszukującym swego miejsca w świecie. Początkowo książka nie odnosi sukcesu, ale wszystko zmienia się z czasem. Malwina ma bowiem także ciemną stronę osobowości, którą stara się ukryć nawet sama przed sobą. Od czego jest jednak rodzina, jeżeli nie od tego by pomóc w trudnych chwilach?

Książka omawia bardzo interesujący aspekt wampiryzmu, jednocześnie prawie wcale go nie poruszając. Ten swoisty paradoks objawia się dopiero w trakcie czytania powieści i rzuca nowe światło na całą jej koncepcję. Warto się zapoznać z takim podejściem do tego, bardzo już przecież wyeksploatowanego, tematu.

Ogromnym plusem książki są z pewnością postacie bohaterów, skonstruowane w sposób przemyślany i bardzo autentyczny. Jest to niezwykle ważne, gdy mamy do czynienia z opowieścią, której duża cześć dzieje się wewnątrz umysłów występujących w niej postaci. Zachowania Malwiny, Jadwigi czy Roberta są logiczne i wytłumaczalne, a każda z tych osób może budzić sympatię, mimo niełatwej oceny słuszności ich postępowania.

Bogate słownictwo i przejrzystość zdań sprawiają, że powieść czyta się z przyjemnością. Zauroczyć może choćby scena przygotowania przez Malwinę śniadania, która pokazuje, że autorka ma wielki potencjał i nawet najbardziej trywialne sytuacje potrafi zaprezentować z wielkim talentem. Nie brakuje też oczywiście momentów dramatycznych, trącących paranoją, a nawet dość kontrowersyjnych, by nie powiedzieć szokujących. Jedyny fragment, który może się nie podobać, to początek historii. Szybko się jednak okazuje, że jest to ustęp książki pisanej przez Malwinę, co tłumaczy jego schematyczność i pewnego rodzaju naiwność. W końcu główna bohaterka tworzy powieść przeznaczoną dla szerokiej publiczności, wśród której nie brakuje naiwnych nastolatków oraz spragnionych głębszych emocji gospodyń domowych.

Po książkę mogą sięgnąć zarówno fani szeroko rozumianej fantastyki, jak i wielbiciele klimatów grozy, a nawet kryminałów. Nie zawiodą się nawet miłośnicy literatury obyczajowej, bowiem konstrukcja historii pozwala odczytywać ją w sposób niejednoznaczny, a dobrze naszkicowane portrety emocjonalne bohaterów mogłyby wpędzić w kompleksy kilku autorów poczytnych thrillerów psychologicznych. Nieźle prognozuje to młodej autorce, która przecież z każdą kolejną książką doskonalić będzie swój warsztat. Wszak ta powieść to dopiero początek... jej pisarskiej kariery.

                                                                                                                Wiktor Koliński

Bo smierc