Ruchy - Sławomir Shuty

Ruchy na prowincji...

Niedawno w księgarniach pojawiła się kolejna powieść Sławka Shuty. Pisarza znanego głównie ze swej debiutanckiej powieści „Zwał” i krytyki polskiego konsumpcjonizmu. Tym razem jednak zabiera swych czytelników w podróż na prowincję, gdzie władze przejmują tytułowe „ruchy”.

 

Prawie cała akcja koncentruje się wokół pewnego baru, do którego schodzą się trzeciorzędni aktorzy i „spocone boginie nocy”. Tam właśnie prowincja odsłania swą drugą twarz i ukazuje się z zupełnie nieznanej strony. W dusznym lokalu zawierają się dość dziwne znajomości i padają moralnie podejrzane propozycje. Powieść ta nie posiada linearnej fabuły, wątki plączą się między sobą co powoduje, że świat traci swą realność, a wszystko może się skończyć jedynie wielkim „Piana party”.

 

Shuty w swym ironiczno-kpiarskim stylu wyśmiewa prowincjonalne postaci, ich zachowania i „stosunki” panujące między nimi. Jednak, co ciekawe, jego język nie jest wulgarny. Opisując akty seksualne używa swojego infantylno-prześmiewczego stylu co sprawia, że powieść czyta się z ciągłym uśmiechem na ustach. Sławek Shuty, jak pokazały jego poprzednie dzieła, szczególnie „Produkt polski”, potrafi wyśmiewać prawie wszystko i nie ma dla niego tematu tabu.

 

Autor swymi „Ruchami” udowadnia, że polska powieść nie musi być poważna i patetyczna. Jego sposób prowadzenia narracji może mieć wielu wrogów w kraju, w którym literaturę nadal uważa się za świętość. Jednak warto sięgnąć po tę pozycję choćby tylko po to, by przekonać się, jak może nas zaskoczyć literatura, która nie ma ambicji stania się „wielkim dziełem”.

 

Recenzując „Ruchy” warto wspomnieć parę słów o autorze, gdyż jest on dość nietuzinkową postacią. Znany głównie jako pisarz, Shuty poświęca się także innym dziedzinom sztuki, min. grafice, filmowi, czy fotografii. Znane stały się również jego performensy, jak choćby ogłoszenie się nielegalnym proboszczem, czy biczowanie się kiełbasą w supermarkecie.

 

Jak zatem widać, sztuka tworzona przez Sławka Shuty bazuje w dużej mierze na ironii i wyśmiewaniu otaczającej nas rzeczywistości. Natomiast wydane niedawno „Ruchy” mogą okazać się wyśmienitym lekiem na zimowe długie wieczory, gdzie opowieść o ruchach na prowincji, skutecznie odgoni smutek krótkich dni.

 

                                                                                                                             Paweł Bartkowiak