W cudzym pięknie - Adam Zagajewski

Krzysiowi i Krzysi dedykuję...


Przyszła ze zmierzchem, gdy krwiste słońce dogasało, skwiercząc w oleistym, ciemnym oceanie. Siedziałam akurat na wzgórzu, wpatrzona w ciszę nadchodzącej nocy. Utopiwszy poprzednią, która narzucała mi się już od miesiąca, próbując wejść w mój świat bez pytania, zawłaszczyć sobie moją przestrzeń, piłam czerwone wino. Delektowałam się zwycięstwem. I wolnością.


Z tą było inaczej. To ona, paradoksalnie, przyniosła mi wolność. Obcując z nią miałam wrażenie, że znajduję wreszcie adekwatny język do wyrażenia siebie. Codziennie odnajdywałam w niej swoją przestrzeń. Byłam jak fala, która wtargnąwszy do czyjegoś raju wyobraźni, nie rozbija się o szyderczą skałę słów; przeciwnie: wchłania w siebie złoty piasek czyichś myśli, stając się kimś więcej.

Wydeptując z nią długie chodniki wspomnień, płynąc pod prąd czasu*, poznawałam coraz to inne jej historie i pasje. Wchodziłam w cudze piękno niezauważona. Nie mogłam dojść do głosu, by wykrzyczeć, jak bardzo jest moja, że powinna  przejąć moje nazwisko, bo w jej ciemnosłownych żyłach płynie moja krew. Była prawdziwa, a prawda jest bezdomna. Była głucha. Za to nauczyła mnie słuchać. Mnie, największą gadułę świata. Na tamtym wzgórzu, nad oceanem, gdy wpadła mi w ręce.

                                                                                                                                             Irmina Kosmala


* Tekst zaznaczony kursywą pochodzi z książki Adama Zagajewskiego, W cudzym pięknie, Kraków 2007.