Niebieskie króliki - Lech M. Jakób

Wspinać się tak mozolnie na tę górę, żeby dowiedzieć się, że ta góra nazywa się starość.
Oczekiwać wspaniałego widoku ze szczytu, a ten widok - to śmierć. Lęk młodości przed starością to lęk przed szczytem.

Anna Kamieńska


Starość  - to nieunikniony (prawdopodobnie) i kłopotliwy (na pewno) etap naszej egzystencji. Dopada nas znienacka od tyłu, przechyla ku ziemi, poddusza, osłabia, powoli acz metodycznie wysysając zmysły i... uczucia. Próchniejemy - może powiedzieć z pewnością patrząc w lustro Artur Orguss, główny bohater Niebieskich królików Lecha M. Jakóba.
- Trupiarnia - potwierdzi kondycję przeszło dziewięćdziesięcioletniego starca  młodociany głos. Lecz czyj ten głos? Czy jego?

Tajemnicą Arta, skrzętnie skrywaną przed wścibską gosposią, są rozmowy z ludźmi, którzy wymykają się ziemskiemu wymiarowi. Postacie te są niezwykle ważne w życiu bohatera.  Można by rzec, że w realnym świecie stanowiły kiedyś spoiwo jego życia. Spotkania z żoną Zofią, pieszczotliwie nazywaną przez niego "Mimi", z synem Danielem, a nawet ze stryjem są niezwykłe, bo metafizyczne. Stanowią swoistego rodzaju eskapizm. Zdają się być ponadto obietnicą innego wymiaru egzystencji. Są również nośnikiem Pamięci. To dzięki nim Art jest w stanie odtworzyć najintymniejsze dialogi z najbliższymi, pragnienia, jak i dramaty związane z wojną i lotniczą obroną kraju.


Zamknięty w swej zmurszałej przeszłości starzec nie potrafi jednak żyć chwilą obecną. - Nie oszukujmy się - podejmie pewnego dnia rozmowę z przyjaciółmi  Artur. - Za dużo w nas siedzi. Nagromadziło się i zakrzepło. Sterty tego. Zwały. I wciąż trudniej się w tym poruszać*. Dla Arta powoli przygniatająca staje się nie tylko doczesność, ale i przeszłość, która dotąd stanowiła doskonałą ucieczkę od teraźniejszości. Byle dalej, w historię, w głosy... Przeszłość jest przecież tak bezpieczna! Nie niesie ze sobą żadnych niespodzianek, przykrych konsekwencji...


I gdy już wydawałoby się, że życie Arta dokona się w tym dziwnym stagnacyjno-schizofrenicznym stanie, na drodze starca staje młody chłopak, uciekinier z sierocińca. Wywraca on świat Praszczura - bo tak nazwie Artura - do góry nogami. Chłonny wiedzy, zadaje nieskończoną liczbę pytań. Jest dociekliwy i nieufny. Jednak, co najważniejsze, potrafi sprawić, że człowiek odbywający z nim swą ostatnią podróż, znów czuje się potrzebny.
Czy jest coś bardziej przyjemnego niż starość otoczona młodością, która chce się czegoś nauczyć?  - pyta Cyceron, starożytny myśliciel, którego, być może, dla klarowności stylu, jasnej myśli oraz tego, co na własny użytek zwykł nazywać wypreparowaniem ze zgiełku świata, czytuje Artur. To dzięki temu niezwykłemu młodzieńczemu tchnieniu (i dla niego!) starzec jest w stanie poświęcić wszystko.


Książka Lecha M. Jakóba ocieka filozoficzną treścią. Przestrzeń, w której jest osadzona, stanowią dwie filozofie: egzystencji i dramatu. Najważniejszym problemem, na który stara się odpowiedzieć, to pytanie o kondycję człowieka w ostatnim etapie życia. Ciągłość naszego czasu to substancja dramatu. Stare, spróchniałe drzewa zapominają, że można z nich wykrzesać piękny, wysoki ogień, na którego widok młodość dostaje rumieńców. Lecz, niestety, często starość bywa sklerotyczna i zapomina o tym, ile może. Bohater dramatu, dzięki iskrze młodości, potrafi sobie przypomnieć. Odtąd jego t ę s k n o t a,  która z natury swej skierowana jest zawsze w przeszłość, zamienia się w p r a g n i e n i e, a to z kolei zmierza ku przyszłości.  W przypadku Artura nawet jeszcze dalej: ku samej wieczności. Pragnienie jest zatem otwarciem.

Co istotne, autor w pewnym momencie wyjawia, że z młodością rzecz się ma podobnie, jak ze starością: również zapomina.  Przyjrzyjmy się rozmowie starca z chłopcem:

- Ja nie umiem...
- Bo zapomniałeś - podchwycił starzec. - Choć ta umiejętność  nadal w tobie jest. I podobnie z pierwotną mądrością. W wieku młodzieńczym i później piorą ci mózg. Mijają lata i przy dobrym układzie na powrót możesz odzyskać to, co stracone.


To bardzo ważny moment. Dostrzegamy w nim czytelne odwołanie do filozofii starożytnych Greków. Poznanie jest anamnezą, powie Platon, to znaczy pewną formą "przypomnienia", ponownym ujawnieniem tego, co zawsze istnieje we wnętrzu naszej duszy. Dusza widziała i poznała całą rzeczywistość: rzeczywistość tamtego i rzeczywistość tego świata. Szukanie bowiem i uczenie się jest w ogóle przypominaniem sobie. Jeśli prawda o istniejących rzeczach zawsze tkwi w naszej duszy, nasza dusza winna być nieśmiertelna. Dwie są zatem formy poznania: niższą jest doksa, wyższą jest episteme, czyli wiedza; pierwsza dotyczy tego, co zmysłowe, druga tego, co ponadzmysłowe.
Na obu osadzona jest treść "Niebieskich królików".                               
                                                                                                                         Irmina Kosmala

* cytaty zaznaczone kursywą pochodzą z książki Lecha M. Jakóba, Niebieskie króliki, Warszawa 2005.