Przypadki inżyniera ludzkich dusz - Škvorecký Josef

 Apologecie literatury czeskiej - Petrowi Bohdanovičowi - dedykuję...

                                                              „Moje wewnętrzne nurty nie składają sie w antyczny mitˮ
                                                                                                                          Josef Škvorecky


- Jak to jest, kiedy pisze się powieść? - pyta nieźle zmarihuanowana Wendy. - Od początku wiadomo, jaki będzie miała message, czy najpierw się pisze, a potem dopiero widać, jaki właściwie jest message?
- I tak, i tak - odpowiadam.- Po prostu się pisze, ale już od początku wiadomo, jakie powieść będzie miała przesłanie  (s. 433).


Przed zabraniem się za lekturę, czynię rytualne rozpoznanie: przeglądam ją, sprawdzam, czy właściwie „szeleściˮ, zapoznaję się ze spisem treści... Domniemuję, iż nazwiska amerykańskich pisarzy, otwierające każdy z rozdziałów, będą bezpośrednio wpływały na losy bohaterów powieści, stygmatyzując tym samym ich przeznaczenie. Z nadzieją (i obawą...) ruszam więc w tekst.


Zaczyna się dreszczem - a przynajmniej powinno, gdy wypowiada się to mroczne nazwisko - "Poe". Nic z tego. Pierwszy rozdział obszernej powieści Škvoreckiego otwiera list, skierowany do głównego bohatera - Daniela Smirzickiego - alter ego autora. Jego przyjaciel, Lojza, zdaje relację w sposób bardzo potoczny i daleki od przyjętych reguł gramatyki normatywnej, z pobytu w sanatorium dla robotników, pracujących dla Rzeszy w czasie drugiej wojny światowej.


Z niedowierzeniem wertuję kolejne strony. Presumpcja zawodzi? Ależ skąd! Bo oto już w chwilę potem trafiam na fragment, którego autorem  mógłby być sam Edgar Alan Poe:


Patrzę na białe wiry za oknem (okno musi być koniecznie wąskie i wysokie na kształt gotyckiej budowli - przyp. I.K.) - przyjemnie w cieple - i wiem, jak są nieludzko lodowate. Słychać lekkie wycie wichru, a w moim wewnętrznym uchu brzmią rosyjskie wiersze, które wczoraj czytałem dzieciom prerii. Niesamowitość jest ekscytująca, czyż nie? Świadomie sięgamy po literaturę czy filmy grozy i horroru w bezpiecznym zaciszu domowego kąta i uwalniamy demony, które nie mogą nam zagrozić. Zygmunt Freud nazwał ten rodzaj potrzeb sublimacją. Stanowi ona rodzaj zastępczego przeżywania naszych podświadomych potrzeb psychicznych, lęków i okrucieństw. 


Niespodziewanie wpadam we współczesny czas. Daniel Smirzicki objawia mi się w nim jako czterdziestoośmioletni wykładowca literatury anglo-amerykańskiej na uniwersytecie w Toronto. Z wprawą doświadczonego przewodnika, oprowadza mnie po zakamarkach tajemniczych światów wybranych przez niego powieści. Wraz z innymi studentami uczestniczę w jego wykładach w Ontario i przyglądam się z bliska perłom upiornej nowelistyki dziewiętnastowiecznego bostońskiego pisarza.


Czeski emigrant, któremu jakoś ostatecznie i na zawsze udało się wyrwać ze szpon patafizycznego reżimu, ze wzruszeniem czyta nam w przekładzie rosyjskim "Kruka" - ponury poemat Poego. Niezwykły nastój unosi się w powietrzu, gęstym od pytań. Jedna ze studentek wdaje się w bezzasadną polemikę z profesorem, inna nazywa Poego artystą wizualnym. Widzę, że jej argument robi na wykładowcy spore wrażenie. Jej argument, czy może ona sama?


Osierocam pytanie, bo oto nagle znajduję się w fabryce, w której młody Smirzicki  niewprawną ręką nawierca wiertarką krzyżaki do niemieckich kalibrów. Długa, koścista dziewczyna o bardzo pięknej, białej twarzy stoi przy nim i cierpliwie mu coś tłumaczy. Niewiarygodne! To przecież Ligeja - tytułowa bohaterka doskonałego opowiadania Edgara Alana Poe. Nareszcie prawdziwie czuję w mych żyłach tętno tej powieści. Wiem, co za chwilę opowie mi o wykreowanych kochankach na wzór dziewiętnastowiecznej powieści grozy autor. Wiem, że ukochana Ligeja-Nadia o strasznie rozpalonych czarnych oczach będzie musiała podjąć rozpaczliwą walkę ze swą chorobą. Że targnie się na śmierć, by zachować życie. I że przeżyje, choć umrze...


Odtąd akcja opowieści prowadzona będzie na przemian na dwóch płaszczyznach czasoprzestrzennych: w okupowanych Czechach podczas wojny -  hojnie okraszanej niewiarygodnymi historiami -  oraz w Kanadzie, w okresie współczesnym. Pamięć bohatera stanie się zatem prywatna, ale i historyczna. W miejsce dialogu wkroczy "metalog", a nawet popłynie ostrym nurtem strumień świadomości. Trzeba będzie być czujnym, by nie stracić wątku i nie zgubić się w uporczywie powracających wspomnieniach bohatera.


Liczne odwołania do innych tekstów autorów - owa wszechobecna intertekstualność, której wydaje się być podporządkowane spoiwo powieści - stanowić będą doskonałą intelektualną rozkosz odnajdywania ukrytych sensów w prozie Škvoreckiego. Poławiaczom pereł autor rzuci w następnych rozdziałach kolejne literackie wyzwania: Hawthorne`a, Twaina, Crane`a, Fitzgeralda, Conrada i Lovecrafta.


Od kiedy żyjemy, otacza nas groza. A także piękno... Idzie o to, by je dostrzec, prześwietlić, a nade wszystko właściwie rozpoznać.

                                                                                                                         Irmina Kosmala

 



Škvorecký Josef, Przypadki inżyniera ludzkich dusz. Entertainment ze starymi tematami życia, kobiet, losu, marzeń, klasy robotniczej, tajniaków, miłości i śmierci , przeł. Andrzej S. Jagodziński, Fundacja Pogranicze,Sejny 2008.