Przypomnienia - Dariusz Pawlicki

przypomnienia Pawlicki Dariusz 2020.jpg

Autor recenzji: Ryszard Sawicki

 

O prozie Dariusza Pawlickiego                          

 

Dariusz Pawlicki jest współczesnym peregrynatem, spokrewnionym raczej z peregrynatami wcześniejszych wieków, niż ze współczesnymi globetrotterami. Choć długie podróże pociągiem znosi dobrze, to jego cierpliwość wobec zawodnych rozkładów jazdy, tłoku w przedziale oraz innych niedogodności, zdaje się nienaruszalna, jeśli tylko na końcu podróży czeka nań obszar świata, w którym nie trzeba posługiwać się pojazdem, a można chodzić. Pawlicki czuje się dobrze zarówno w przestrzeni poza miejskimi murami, czyli tam, gdzie nic nie stoi na przeszkodzie, nie ogranicza spojrzenia, ani marzenia, jak i tam, gdzie odnajduje konkretne miejsce, które uznał za swoje, albo takie, które uznał za swoje ktoś, kto mu jest bliski. Miejsce oswojone, to miejsce, gdzie marzenie miesza się z przeżyciem rzeczywistości, zarówno tej współczesnej, jak i historycznej. Pawlicki potrafi odnajdywać szczególne miejsca, a co najważniejsze – potrafi opisać je tak, że stają się swojskie dla czytelnika.

 

W Szkicach takich, jak O przedzmierzchu i zmierzchu (słowo przedzmierzch autor  wymyślił, nie ma go w żadnym słowniku), Drzewa, o których pamiętam, O drwach i ogniu, Pawlicki opisuje swoje doświadczenie miejsc oraz doświadczenie chwil, spędzonych w tych miejscach. Ceni sobie możliwość powrotu do chwili, którą uznał za piękną, tak samo jak możliwość powrotu do obszaru świata, który przechował tę chwilę. Ogarnia go czasem żal, że nie wszystkie miejsca i chwile są takie, jak były. I cieszy się, jeśli zdoła odkryć, że jednak coś nadal jest. „A ponieważ nadal są, więc cieszę się, gdyż stanowią jakąś namiastkę trwałości”, pisze o znajomych drzewach. Potrafi zatrzymać się na progu domu, w którym już nikt nie mieszka po to, by nie zakłócić atmosfery, woli ją taką, jaką przechowuje w pamięci. Ale zbliża się do tego domu, by tym intensywniej wspominać. „Odkąd ich nie ma, nie wchodzę do środka”, pisze Pawlicki o domu dziadków w pobliżu Sejn. „Nic bowiem nie jest tam tak, jak było”, dodaje kończąc O drwach i ogniu.

 

Zarówno w podróży, czyli w ruchu, jak i w spoczynku, czyli u celu wędrówki, ludzie odnajdują lub tracą swoją tożsamość. Zależy to od tego, czy zdołają uchwycić sens doświadczenia. Często tłumią to, czego nie potrafią wyrazić, bo uznają doświadczenie za mało ważne. Pawlicki uważnie stąpa po ziemi i uważnie odpoczywa. Jest szczególne uważnym peregrynatorem.