W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach - David C. Downing

Pojawiające się w różnych mediach porównania powieści Davida C. Downinga „W poszukiwaniu Króla” do książek sensacyjnych i przygodowych, w tym do utworów Dana Browna, są zarówno krzywdzące, jak również wydają się komplementem nieco na wyrost. Bo choć dzieło Downinga pod wieloma względami zdaje się górować nad Brownem, to jednak brak mu płynności, sprawnie poprowadzonego wątku awanturniczego oraz przemyślanego i rozbudowanego toku akcji.


Do Oksfordu przyjeżdża Tom, młody Amerykanin, pochłonięty wizją napisania książki o królu Arturze, mającej być swoistym przewodnikiem po miejscach związanych z życiem tej legendarnej postaci. Ale młodzieniec stawia sobie i inny cel – chce również udowodnić, że Artur faktycznie istniał i poszukuje dowodów mogących poprzeć tę teorię. W księgarni spotyka swoją rodaczkę, Laurę, która również nie ustaje w poszukiwaniach; pragnie poznać sens tajemniczych i dziwnych snów nawiedzających ją nieustannie, co noc. Oboje postanawiają skorzystać z pomocy części oksfordzkiego grona profesorskiego, tworzącego nieformalną grupę Inklingów. Z ich pomocą trafią na ślad prawdziwej tajemnicy, która odmieni ich życie...



Świetnie wypada w powieści właśnie grupa Inklingów. Nic w tym zresztą dziwnego, bo Downing to zapalony miłośnik Lewisa, z prawdziwym entuzjazmem korzysta więc z możliwości umieszczenia pisarza i jego przyjaciół w swoim wymyślonym/realnym świecie, jako pełnoprawnych bohaterów. W posłowiu dodaje, że większość wypowiedzi wygłaszanych przez Inklingów jest ich autorstwa, zaczerpnięta została z między innymi z listów – wszystko to sprawia, że Lewis, Tolkien, (a także mniej – lub zupełnie u nas nieznani) Charles Williams czy Hugo Dyson ożywają na kartach jego powieści. Gorzej ma się sprawa, jeśli chodzi o parę głównych bohaterów, Toma i Laurę, którzy na tle postaci drugoplanowych wypadają po prostu blado, wydaje się, że Downing nie poświęcił im należytej uwagi, uznając ich, zresztą zupełnie słusznie, za mniej interesujących. Słabiej wypada też wątek awanturniczo-przygodowy. O ile fragmenty dziejące się w Oksfordzie są faktycznie zajmujące, odnosi się wrażenie, że główny wątek fabularny – poszukiwanie czegoś, co pomoże wyjaśnić dziwne sny Laury, czy też podążanie śladem zaginionych przedmiotów związanych z religijnym kultem – jest nieprzemyślany, sklecony niedbale, pośpiesznie. Zadziwiająco mało miejsca poświecono też samemu legendarnemu królowi Arturowi, oprócz kilku pomniejszych ciekawostek rzuconych niby mimochodem, w zasadzie nie odgrywa on większej roli. Nacisk kładzie Downing za to na kwestie religijne, zestawiając niewierzącego Toma zwłaszcza z Lewisem, który nie omieszka przedstawić swego punktu widzenia, a to, oczywiście i dość tendencyjnie, nie może pozostać bez wpływu na głównego bohatera.



Mimo wielu słabości – i choć utwory Downinga nienależące do nurtu powieściowego czyta się zdecydowanie z większym zainteresowaniem – „W poszukiwaniu króla” pozostaje pozycją interesującą, inteligentną, a dla miłośników Inklingów obowiązkową.

 

                                                                                                               Sonia Miniewicz

                                                                                                            www.literatura.gildia.pl