Obfite piersi, pełne biodra - Mo Yan

Myśli przed pisaniem recenzji

To straszne?
Chiny nie budzą we mnie żadnych wspomnień. Uświadomiłem sobie nagle jak nikły wpływ na moją świadomość ma ta wielka kultura, o której tyle Zośka Urbanowicz na historii sztuki... no i Zmyślony o teatrze chińskim...
...Uciemiężony Tybet i chińskie gumki – te pachnące czary, które mazały nawet chiński długopis – jedyne realne marzenie peerelowskiego dziecka...
Zagramy w Chińczyka – krzyczał jak najęty chłopiec w długich włosach, męcząc całą rodzinę...

Czytanie Mo Yan – wielkie kontrasty – recenzja

Tytuł sam w sobie ekstra (ekstra -  to teraz takie fajne słowo). Może i trochę nie trendy, bo dziś wmówiono nam, że najpiękniej wabią wieszaki. Chińczycy widać faceci konkretni, bo kobieta kobietą być musi. Bycie kobietą w Chinach burzliwego czasu – nie jest prostym zajęciem. Bo przecież rodzenie syna po tylu córkach w czasie gdy teściowa, Trzeci Fan i wszystko inne kręci się wokół narodzin muła... Japońcy to wściekłe psy, wiedzą o tym nawet mieszkańcy zapadłej wioski. Mord miesza się z ogromną matczyną miłością. Shangguan Lushi przecież nie zdradza męża; płodzi dzieci z innymi, by zataić jego bezpłodność... A miłość do pastora to był taki przypadek. Dziewiąty dzieciak – nareszcie syn z krwi dzielnej chińskiej matki i Szweda, choć w sumie co to ta Szwecja...

Prowincja w Chinach początku XX wieku praktycznie jest prowincją. Bandy i wszelkie grupy władzy, tudzież reżimy, docierają jeszcze bardziej dzikie. Dramatyczne do obrzydzenia sceny na pierwszy rzut oka tak nieludzkie, że w Europie to by się nie mogło stać. Śmierć pastora jak z ordynarnego filmu, jak kilka innych śmierci, których u Mo Yan sporo pokazują prawdę o tym, że dla natury króliki czy ludzie porozwieszani na drzewach to przecież to samo. I ten obsesyjny ciąg do ciągania kobiecego cycka.

Jintong - ten, który rodził się w cieniu narodzin muła, choć syn to błogosławieństwo. Początkowo Ja powieści. Opowiadacz już od brzucha matki. W zawiści i walce o matczyną pierś kopie gotów na wszystko – ósma siostra jest świetną siostrą, nawet ślepa – dopóki jest daleko od pięknych półkul pełnych matczynego mleka. Matka potrafi dla dzieci poświecić inne dziecko. Handel żywym towarem – jest złem tylko w rozpasanym nadmiarem dóbr świecie. Można sprzedać córkę – by ratować syna i młodsze córki, boli to, ale i jest naturalną rzeczą.

Piękna zmiana narracji. Jintong przestaje być Ja. Wysadzanie mostów, zemsta głuchych, rewolucja kulturalna, gwałty, niesamowita i niepojęta brutalność - solidnie pomieszane z dobrocią i troską. Cholernie ciężkie poczucie humoru, a jednak przewija się ten gorzki uśmiech w głowie czytającego. Pięknie obnażona prawda o tym, że ani bogactwo, ani nędza nie są constans. Bogaty w ułamku sekundy tapla się w błocie poniżony do kresu wytrzymałości, do niewysłowionego bólu. Biedny nagle dostaje od losu bogactwo, by za chwilę wszystko pochłonął pył. Dzieci Shangguan Lu marzną bez odzienia, a głód nie zna granic, by nagle w ostatnim momencie życia jedzenie i futra przyszły niemal same.

Magiczna powłoka przemiany tragedii w przychylność losu upodabnia prozę byłego chińskiego oficera propagandy do literatury Ameryki Łacińskiej. Realizm magiczny bardziej brutalny jak u Allende, ukazujący jednak tę samą naturalność kolei losu.

Bardzo dynamiczna powieść. Mocno zarysowane postaci. Surowy w opisie nieludzkich zdawałoby się zachowań Mo Yan jakby na to nie patrzeć odebrał najstaranniejsza szkołę pomiatania człowiekiem w Chińskiej Armii Ludowo Wyzwoleńczej. Miota więc emocjami czytelnika jak na przesłuchaniu u chińskiego politruka. Ze strony na stronę zdumienie miesza się z poczuciem absurdu, wzburzeniem i głodem dalszego ciągu...

Genialna odtrutka na zalewającą rynek literacką hochsztaplerkę. Bezpiecznie - Mo Yan nie uprawia rzek Pierdoł, życie jest życiem, a nie gonieniem własnej legendy. Nic więc, tylko czekać na polskie wydanie Czterdziestu jeden bomb.

                                                                                      Jarosław Mixer Mikołajczyk