Czarna Matka

recenzja Jarka Mikołajczyka

Reminiscencja osobista przed pisaniem recenzji - niekoniecznie na temat.


Długowłosy licealista. Torba pełna ulotek. Środkowy stan wojenny. Orzełek w koronie. Dziś już nikt nie pamięta, że kiedykolwiek był bez. W klapie kurtki (jak przystało na „frika” khaki) wielkie badziole Solidarność i TeeSA. Na szyi pacyfa. Ułamek sekundy spojrzenie na gliniarza...Przechodził obok posterunku kolejowego MO, dziś już nie istnieje, znaczy się posterunek nie istnieje... Sierżant z pasem pod ogromnym brzuszyskiem chyba coś zauważył. Pot po plecach... Cholera jasna, przyspieszam kroku i odruchowo przymykam poły. No i zauważył. Jedno szarpniecie zawianego funkcjonariusza PRL i leżę twarzą na biurku. Bili nawet nie bardzo. Z pakamery wylazł drugi.  – Więc jesteście antykomunistą mądralo? Nie wiem o co mu chodzi. Nieważne, i tak portki pełne. Stoję już w pionie. – Co to jest? Zrywa TeeSA.  – Tajne Stowarzyszenie Antykomunistów odpowiada mu ten drugi, jakby przypomniał sobie, co mówili na odprawie. Nie wytrzymuję. Parsknięcie śmiechem zlewa się z deszczem uderzeń. Po chwili. Wychodząc licealista kłania się.  – Dziękuję, przepraszam, do widzenia...

 Czarna Matka oj to jednak były czasy ( recenzja )

Czasy mamy dziś takie, że mimo woli przypomina się powiedzenie przyjaciela beatboxera Funnego.: „Dwa tysiące rok za na mi, przed nami dookoła muchy”. Blamaż tych, w których wierzyliśmy jako nastolaty stał się dotkliwie bolesny. Wojtek Stamm podaje chyba antidotum na gdańskie zatrucie umysłu. Cudowne lata 80-te, na tyle cudowne, na ile cudowna jest każda młodość. Kombatanctwo dzieciaków z liceum, które rzucają ulotki lub idą bić ZOMO z tymi, którzy chcą reformować państwo. Pokręcone to z anarchistyczną niewiarą w system ( jakikolwiek ) i hippiesowskim otumanieniem: muzyką, „dragami”, koralikami i kolorową bezczynnością. Wymarzony czas, by dorastać. A wszystko rozpoczyna: Gdańsk, przewodniczący, dziennik ORMO-wca, pierwsze doznania sexualne ( auto i nie tylko ) Włodka Wolka, dziewczyny, chłopaki. Cholernie trafny dystans Czarnej Matki. Piękne „fleszbeki” koślawych metod wychowawczych naszych rodziców. „ Nie idź z obcym panem, nawet jakby ci dawał cukierki, nie wsiadaj do samochodu... Jakby ci ktoś mówił: „Chodź ze mną do lasu”  - nie idź, to może być zboczeniec! Każdy pan z psem był, każdy każdziutki, na łące za falowcem. Jeśli wyszedł z lasu to na pewno był zwyrodnialec”.

Ten cytat to oczywiście takie nic w całej książce. Są lepsze, odnoszące się wychowania. Taki koncert Osjana z tatą. Koncert wiadomo, kto słyszał Osjan ten wie, kto nie słyszał -  zapewne słuchał wówczas Modern Talkink – więc nic mu po opisie muzyki.
„ i wtedy zaczęła się dzika improwizacja, bębny zwariowały, gitara wibrowała, chińskie czynele i nagle cisza...cisza...nirwana...i w tej ciszy...usłyszałem chrapanie, to chrapał mój ojciec, który mnie pilnował, żebym nie popadł w złe towarzystwo. Chrapnął, siedział dalej, nie mogłem go szturchnąć, cisza, kosmiczna cisza i ponownie długie chrapanie”.
Konsekwencje dorastania w czasach, gdy wszystko, co nie było komunizmem, było w jednym worku antykomunizmu rysują się później. Bundesrepublik w życiorysie.

- Ale jak po tych okropnościach mogłeś starać się o pobyt w Niemczech?
- W pierwszym odruchu chciałem się starać o pobyt w Tybecie, ale wiadomo, Tybet pod chińską okupacją, nawet języka zacząłem się uczyć. Czian czub semi rimpocze maczepa nam cze dziurczik.
- A to co za dialekt?
- No właśnie tybetańśki.
- Idź ty Boga w sercu nie masz!
- Zabili przecież Boga!
- Kto zabił Boga?
- Jak to? Kto? Rzymianie!
- Żydzi krzyczeli: ukrzyżuj go! No tak, ale dla niego to była zabawa, on za trzy dni pokazał światu boską potęgę. A wy wszyscy budujecie na piasku.
- Co takiego i jacy znowu my?
- No wy, buddyści. Tam płynie krew Boga.
- A ta krew teraz? Nie liczy się, nie są to święte ołtarze: Oświęcim, Majdanek, Sobibór, Stutthof, Dachau, Treblinka?
- To ludzie ludziom...

I jeszcze wiele perełek. Szatan z BFG, From: !-- var prefix = 'ma' + 'il' + 'o'; var path = 'hr' + 'ef' + '='; var addy88156 = 'ania' + '@' + 'aol' + '.' + 'com'; document.write( '' ); document.write( addy88156 ); document.write( '' ); //-->Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. Ten adres e-mail jest chroniony przed spamerami, musisz mieć włączony Javascript by go zobaczyć i inne takie...Czytałem, że Wojciech Stamm to taki jest w tej Czarnej Matce obrazoburca. Bruka świętości, e... nie tylko cud okresu dojrzewania, tajemnice inicjacji i przenajświętszą Solidarność... Ogólnie polską mądrość i polską głupotę, idee za które kiedyś dalibyśmy się zabić ( niektórzy pewnie jeszcze i dziś )... Podziemie gdańskie, to sierpniowe, wyszło na powierzchnię no i wyszło szydło z worka. Stamm zostaje w undergroundzie jak każdy, którego ta nasza rzeczywistość, choć śmieszna, już nie dziwi. Trochę poświrowane, ale przecież, każdy choć trochę normalny widzi podobnie przynajmniej przez chwilę, chyba, że się wstydzi. Genialne, może nie tyle literacko, na pewno obnażające i świeże pisanie. I pomyśleć, że Lopez Mausere wreszcie pokazuje się światu. Edytorsko jak cała seria archipelagi solidna robota. Na okładce świetny falowiec wykonany przez: www.360stopni.com.pl   

                                                                                                                                     
                                                                                                           Jarosław Mixer Mikołajczyk    

-----------------------------------------

1.04.2008 r. Stamm w Gnieźnie dzięki Jarkowi.
Krótka refleksja po spotkaniu autorskim: z Czarnej Matki ucieczka w Czarną Maskę. Z treści w formę. W pozę. A szkoda.

                                                                                                                                                          IK