Ja - Yann Martel

Uwielbiam książki, które oprócz satysfakcji z przyjemnej lektury, pozostawiają w nas ślad, najlepiej trwały, w postaci jakiejś filozoficznej myśli. Tak rzecz się miała z lekturą książki Yanna Martela „Ja”.

Przegadana na Kuźni (prawie sześć godzin jędrnej rozmowy!), a tak trudna do opisania. Autor już na początku tej niezwykłej wędrówki po meandrach życia bohatera przyznaje, że dzieciństwo, podobnie jak mądrość, to rodzaj emocji. Sądzę, że cała ta książka jest pewnego rodzaju zapisem emocji. To heraklitejska rzeka, która nieustannie się zmienia. Zbyt dobrze nie pamięta skąd wypływa, nie zna celu, nie wie kim jest, a jednak płynie wbrew korytom czy brzegom.

Emocjonalnie ambiwalentna, rozdarta, bolesna osobowość, wykrzykuje na kartach tej wstrząsającej powieści swoje zagubienie. To rzeka, która zakrztusza się sobą, odrzuca siebie, zaprzecza sobie – bo i jej charakter jest z rodzaju tych wezbranych, niecierpliwych. Nieustannie wylewając, podtapia nasze dotychczasowe przekonania w powątpiewaniu. Targa nami, zwodzi nas, gubi. Zmienia. W końcu sami już nie wiemy, co jest prawdą, a co nie. Ostatecznie w heraklitejskim świecie „płynnej nowoczesności” nic nie powinno być pewne.

Podstawowym założeniem tej powieści jest otwarte pytanie o JA – a zatem o tożsamość człowieka. Kim jestem? Co mnie kształtuje? Czym jest moje Ja? Jak je sprecyzować? Autor w brutalny sposób odziera Człowieka (bohaterem książki jest przecież Everyman) z wszelkich pewnych podstaw. Martelowskie Ja nie ma swojej ojczyzny (posługuje się wieloma językami, a miejsce pobytu nieustannie zmienia), nie ma rodziny (rodzice giną tragicznie w wypadku lotniczym), nie wierzy w Boga – Jestem urodzonym ateistą – powie. Nie potrafi wybrać odpowiedniego kierunku studiów, gdyż jest uzdolnione w wielu dziedzinach. W końcu – bywa mężczyzną lub kobietą – w zależności od bolesnych okoliczności.

Autor w zawoalowany, nietzscheański sposób udowadnia, że żadna prawda nie jest ostateczna, żadna droga skończona i pewna. Podczas swego życia wielokrotnie bywamy sobą zdziwieni. Jednak w tym zdziwieniu powinniśmy wypracować w sobie  pewną filozofię życia, której zawierzymy. W przeciwnym razie pozostaniemy dmuchawcem w rękach losu, którego każdy - nawet najdelikatniejszy powiew – oderwie nas od siebie, oddali i zgubi.

Kim więc jest Ja? Jest zmianą, przejściem. Jest wszystkim w ogólności, a więc nikim konkretnie. Jest pragnieniem, niedosytem i klęską.

Irmina Kosmala