Skandynawska wieża Babel - Jerzy Stypułkowski

skandynawska-wiea-babel 198891

-Autorka recenzji: Lou Salome


Homo biurocraticus, czyli współczesny obrys człowieka bez właściwości

Właściwie podtytuł: Studium udręki szwedzkiego urzędnika streszcza fabułę książki. Kafkowski bohater, umyślnie naznaczony przez autora powieści inicjałem „K”, mieszka i pracuje od ponad dwudziestu lat w Sztokholmie. Wyemigrował z Polski do kraju „mlekiem i miodem płynącym” w celu polepszenia bytu. Obsadzony na urzędniczym stanowisku, w eklektycznym żółtym gmachu doskonale przystosowanym do tego, by obserwować wszystkich urzędników, nieustannie zajmuje się katalogowaniem zbiorów bibliotecznych w sztokholmskim urzędzie – Bibliotece Narodowej.

Pięćset stron powieści Jerzego Stypułkowskiego to nic innego, jak udręka outsidera, skazanego zaocznym wyrokiem na życie „w korycie od lat wypracowanej rutyny”. Obserwując swych „towarzyszy niedoli”, często dostrzega u nich pasywność, łatwość godzenia się z losem, poddaństwo i oportunizm. Bo i wszyscy pracownicy urzędu to niewolnicy rytuału, próbujący za wszelką cenę każdym gestem i słowem przypochlebić się najwyższemu czcigodnemu generalnemu dyrektorowi – Runarowi – „mistrzowi ceremonii”, który zyskał owo najwyższe stanowisko dzięki aparatczykostwu. Zaczynał bowiem swą karierę jako robotnik; chcąc zrobić błyskotliwą karierę, wcześnie trafił w szeregi socjaldemokracji. Partia stworzyła mu tę możliwość.

Nasz bohater od początku stoi z boku, przygląda się i ocenia. Jego wnioski na temat funkcjonowania urzędu są dla niego bolesne i prowadzą do rozgoryczenia. Wszechobecny kult szefa i ceremonii jako skrajnie skonwencjonalizowanego obrzędu – oto filary, na których oparta jest wiara we współczesny postęp. Ponadto rutyna, lizusostwo i stadny lęk wypełniają szary pejzaż urzędniczych posad. Co dzień przez ponad dwadzieścia lat obraca się w tym samym wzorcu zachowań: „tłumy urzędników (…) w swoich garniturach i garsonkach, mężczyźni jak kobiety i kobiety jak mężczyźni, androgyniczni, bezpłciowi, hałaśliwi i jakby pozbawieni twarzy” – oto obraz współczesnego człowieka bez właściwości.

Autor jednak nie oszczędza również swego bohatera K., który poprzez zbieżność biograficzną, narzuca nam przypuszczenie o bycie alter ego samego Stypułkowskiego. Jego rolę w dużej mierze ogranicza do „stania z boku”, przyglądania się i wyszydzania. W życiu jednak sam niczego nie osiągnął, pozostał miernym intelektualistą. Nienawidził swej pracy, ale nic nie zrobił, by ją zmienić. Owszem, chciał zaistnieć jako pisarz, ale na owym pragnieniu wszystko się skończyło. Pisał wciąż tylko do szuflady… Zdarzało się, że nachodził go niespodziewanie bodziec do działania, do wstania z miejsca i wzięcia losu w swoje ręce, ale wówczas szybko zagłuszał go myślą: „W pojedynkę nie sposób mierzyć się z kolektywem; można się jedynie masturbować”.

W Polsce był ponoć najlepszym polonistą jednego z gdańskich liceów. Wie, że tu jest nikim. Outsiderem, odludkiem, niepełnoprawnym obywatelem, pozbawionym możliwości awansu. Wie, że w skandynawskim urzędniczym trybiku jedynie kolektyw ma zawsze rację. Zatem prawda ma tu również kolektywne oblicze. Argumenty większości są zawsze słusznymi argumentami. Bycie indywidualistą jest nie tyle niepożądane, co niebezpieczne.

Podobnie, jak bohater „Procesu”, K. czuje się jak skazaniec, przechodząc urzędniczymi korytarzami wśród zimnych oblicz obcych mu ludzi. Orwellowsko-kafkowska rzeczywistość - najeżone aparaturą podsłuchową ściany urzędu – sprawia, że ma wszystkiego dość. Dochodzi do tego, że załatwienie swych potrzeb w toalecie sprawia mu dyskomfort (boi się, że jest podglądany i nagrywany). Załatwia więc swoje potrzeby w pobliskich barach.

Jednak na uwagę zasługuje opis kreatywności szefa w wymyślaniu co rusz nowych projektów. Gdy generalny dyrektor podejmuje decyzję o stworzeniu na terenie urzędu pomieszczeń mieszkalnych – projekt „Miejsca noclegowe” i akcję „otwarte drzwi nocą”, czy „Cawalk” – kurs „kociego chodu”, czytelnik czuje się, jakby był w świecie opisanym przez Hellera. To już nie tylko okrutny Kafkowski obraz czyśćca, a i tragikomiczna patowa sytuacja.

Czy bohater dostosuje się do konwencji szwedzkiej biurokracji – zatraci się, podda i pozwoli dobić swemu totalitarnemu oprawcy, jak miało to miejsce w „Procesie” Kafki? Czy może jednak stać go będzie w ostatnim odruchu woli mocy na eskapistyczny gest ratunku siebie i swej osobności?

Zachęcam do lektury.