Galeria osobliwości

Utkana z pieśni i światła - Anna Czartoszewska (komentarz i dialog - Tadeusz Dudek)

Utkana z pieśni i światła Czartoszewska 2025.jpg

Komentarz i dialog: Tadeusz Dudek

 

Czy tak otwarcie pisząca o glebie swojego wzrostu nie skryłaby się wśród jej pejzażu, tak czytelnego i niezgłębionego zarazem? – Joanna Pisarska w słowie wstępnym do tej poezji.

 

Historia kołem się toczy, czasem nosek wyściubi i różki pokaże, a poetka wraca do źródeł. Trudno przewidzieć, gdzie skończy się ta podróż, którą berbeć, pełzając, zaczyna (nie w brzuchu przecież, wiadomo wszem, że na wsi ślą je nam bociany). Pewnie i ona zrodzona siłami natury, odnalazła się w kapuście, krwią podlaskiej ziemi nasiąkła. Gdy dojrzała, wyraża się już lirycznie, kojarzy na wspak i na przekór. Kiedy tworzy zawzięcie, budując pomosty z odległych myśli i słów, co nieco (niekiedy i uśmiech) skapnie jej między wierszami. A gdy czarne chmury zgromadzą się na niebie, jaskółki nisko latają, sielski obraz ciągnik burzy, poetce zbiera się na wiersz (aż młode wierzby płaczliwie uśmiechają się pod wąsem). Woal deszczu wpełza między bruzdy, organy z pobliskiego kościoła miauczą kocią muzykę i cała wieś się zmienia, nawet cisza inaczej tu smakuje. Słowem tak rzeczywistość w tej poezji ocieka. Ja usiłuję tylko za nią nadążyć. Wszak poetka sama zachęca, a choćby w rozdziale „Głos wiersza”. Zdarza się, że podzieli włos na czworo albo mężczyznę położy wierszem, pobłądzi po wszystkich jestestwach czy w labiryncie, po myśli do kłębka, zakrywa lustro ja, by nie odbić się w swoich słowach – tak i gra, bawiąc się czasem w chowanego, albo i utka jak pająk samą siebie z wiersza, póki jej serce zimne nie zabije – wyznam, że od czasu do czasu i ja lubię się tak pobawić.

 

Przyznaje się też do swych korzeni, do wszystkiego, co buduje jej wyobraźnię, zwłaszcza tę poetycką. Jawi się nam jej liryczna poświata znanych poetek, mglisty bezkres łąk, mowa trawa związana ziarnem słów, które umarły, a nie wzeszły wiosną, albo poeta o gołębim sercu siedzący na gałęzi czy jakieś ptaki ciernistych wierszy. Kiedy poczuje silniejszy powiew weny, tańczy z wiatrem i rymem (na czarno-białym parkiecie) i modli się do Anioła Stróża swoich wierszy (przypadł taki jej do serca, jakby dopiero co spadł z księżyca). Przecież się nie nudzi, żywiąc choćby okruszkami szarej codzienności jak i niepoeci, czasem się tak czuje niczym kalekie wierzby. Niby nie poleci, ale i bywa, że w chwili jakiegoś natchnienia znowu uwierzy swoim marzeniom i zaświta jej wierszem. Pisze, że w codzienność nigdy nie da się zakuć. Bywają poeci lżejsi od swojego wiersza. Inni żyją za krótko (co najmniej o jeden), za bardzo lubią słodkie, słowem często kruszą je do herbaty. Poetka niekiedy wyrzuca z siebie zmartwienia, ale metafor (jak twierdzi) nigdy nie rzuca na wiatr. Wiele jednak zależy od nastroju, pogody, pory roku, losu, łutu szczęścia. W duszy i sercu poetki (ubranej w miłość) wszystko jest dźwiękiem i tak gra, otwiera oczy, tuli uszy (tylko od czasu do czasu trzeba nastroić). Trzyma się swego pisania niczym ostatniej kartki ratunku.

 

Rozległy jest ten tom, składa się z wielu rozdziałów, ta poetycka opowieść ma wiele wątków, miejscami dla mnie to taka Syberiada, w głowie się mi nie mieści. Pięknie o nim pisze w swoim posłowiu Regina Kantarska-Koper. Zwraca uwagę między innymi na hymn dziękczynny z ostatniego rozdziału „Skrzydła i pieśni”. Autorka tej poezji wyraża w nim ogromną wdzięczność Bogu – najpiękniejszemu Poecie – za dar tworzenia, który waży nic/ a czasami tak ciąży (...) i przepraszam że tak często/ głuche mam pióro/ na Twoją pieśń. Być może warto przy tej okazji podkreślić, że niezależnie od tego, ile poetka przywdzieje do tych wierszy masek, jej poezja pozostaje prawdziwa, w każdej jest jej do twarzy, w istocie bowiem, pod każdą pozostaje w głębi sobą. W wielu miejscach odnosi się też do spraw, wobec których trudno pozostać mi (i chyba komukolwiek) obojętnym. W szczególności w rozdziale „Dotknięcie piekła”. Krwawi w nim nawet przez sen, i to przez wiele nocy, zadaje wiele pytań (o wojnę, o zsyłki, o Katyń), które pozostają bez odpowiedzi. Tatko, / czy to prawda, że ile gwiazd na niebie, tylu Was w ziemi? // Tatko, / czy to prawda, że świat jeszcze kiedyś się odmieni? // Tatko, / czy to prawda, że zostały nam tylko guziki i pamięć? // Tatko, / czy to prawda, że łza wyschnie i nikt już nas nie okłamie? Poetka płacze zaostrzonymi łzami, odłamki granatu wbijają się jej w policzek, w końcu i jej przedwczesna śmierć wszystkie zwrotki urywa. Cóż więc, siłą rzeczy w tym miejscu i w moich oczach zapaliły się świeczki.

 

Serdecznie zapraszam do tej poezji, warto na nią poświęcić nieco więcej swojego czasu.

 

Tadeusz Dudek, Katowice, dnia 25.03.2025 roku.

 

----------------------------------------------------------------------

Anna Czartoszewska, Utkana z pieśni i światła. Białystok 2024.

 

Tadeusz Dudek

Urodzony w 1957 roku, matematyk z wykształcenia, zatem umysł ścisły i pasjonat naukowej wizji struktury wszechświata oraz fizycznej strony naszej rzeczywistości. Internowany w 1981 roku za działalność opozycyjną i poglądy. Mieszka w Katowicach. Jego świadomość poetycka została ukształtowana między innymi na poezji Zbigniewa Herberta oraz poezji i filozofii Karola Wojtyły, z którymi swego czasu wchodził w dialog, aby co nieco z tego zrozumieć. Odtąd ten dialog stał się jego wielką pasją i ważną aktywnością literacką, zarówno na portalach poetyckich, jak i przy okazji komentowania tomików i wierszy poznanych poetów i poetek (sam publikuje tu i ówdzie). Twierdzi, że aby zrozumieć ten świat, nie wystarcza poznanie jego fizycznych aspektów, trzeba też wniknąć w ten wewnętrzny, osobowy, o niebo bardziej skomplikowany i fascynujący świat. Trzeba w tym celu porozumieć się z Innym, a język poezji jego zdaniem służy do tego najlepiej. Jest przekonany w ślad za niektórymi z filozofów, że prawda ma przede wszystkim wymiar podmiotowy, nie tylko obiektywny.