Michnikowszczyzna - Rafał Ziemkiewicz
Przed pisaniem recenzji kilka myśli
Grudniowa noc. Ta szczególna. Bóg się rodzi – moc truchleje. Truchleje prosty człowiek. Pozwolili wyjść z domów. Grupa młodych chłopców, pod pachami bibuła. Naprzeciwko zwarta bryła. Dudnią buty, na brzuchach kołyszą się kałachy. Chełmy porozpinane, pały za paskami.
- Co tam niesiecie? - Rzuca dwumetrowe bydle, chwytając za pałę.
- Bibułę – odpowiada kapitulując ten starszy. Pośladki spięte. Serce w gardle się nie mieści. Kołacze myśl: „już po nas”.
- Jaja sobie robisz, szczeniaku? – rzuca któryś z granatowych.
Skończyło się na kilku strzałach gumą w plecy.
17 lat od Stanu Wojennego minęło. Jak z bicza strzelił. I nic. Zresztą nie o stan wojenny chodzi, tylko o pewien dominujący stan umysłu pookrągłostołowego. Rzecz nie w jakichś rozliczeniach czy innych odwetach, a raczej w orędowniku: gumowania i wyciszania. Majstersztyk nienazywania rzeczy po imieniu: „...wspomnijmy, że jeszcze w tym samym roku 1990, w numerze „Gazety wyborczej” z 13 grudnia, Adam Michnik zaapeluje o uchwalenie – ustawy o abolicji dla winnych wprowadzenia stanu wojennego... pardon, dla „architektów” stanu wojennego. Michnikowszczyzna już wtedy nie może wykrztusić w tym kontekście słowa winni czy odpowiedzialni, musi dokonywać leksykalnych łańcuchów, jakby stan wojenny był pałacem”... Nie trzeba zgadywać kto jest autorem cytowanych przez Ziemkiewicza słów. Ci, którzy pałowali i strzelali, którzy wprowadzili stan wojenny nie są bandytami, tylko architektami. Cynizm Michnika, czy ironia losu? Kiedy nastoletni chłopiec biegał z ulotkami pomiędzy ZOMO-lami myślał, że tak trzeba, bo siedzą Kuroń i Michnik. Teraz ma więcej lat – ale i większy mętlik... Po okrągłym stole Adam Michnik całuje Kiszczaka. Wymiotować się chce. Ofiara pokochała kata. Uzależnienie?
Dobrze się stało, że za opis choroby zwanej Michnikowszczyzną wziął się Ziemkiewicz. Trudno tego faceta nazwać rydzykofilem czy prawicowym oszołomem. Miewa czasem dziwne spojrzenie na sprawy – prawda. Mocna strona książki to zero pogłosek, zero plotek, pomówień. Wszystko wywiedzione z publikacji samego naczelnego gazeciarza. No i tu problem, bo jak dogryźć autorowi nie wiadomo nawet na Agorze. Ziemkiewicz niby nie pisze nic nowego; wystarczyła odrobina intuicji, by zobaczyć, że mistrz Adam zaczął pociągać nie za te sznurki i nie od tych lalek – o których można by pomyśleć, że z naszego teatru. Ziemkiewicz wcale nie nienawidzi jednego z architektów grubej kreski.
„Najgorsza, tak sądzę, musi być świadomość – choć nie wiem, czy już ją posiadł – iż klęskę tę zadał sobie sam. Rys autentycznego tragizmu Michnikowi nadaje fakt, ze Michnika – intelektualistę zabił nikt inny, tylko Michnik – polityk.”
Nie podnieca to odarcie Michnika z jego drugich twarzy, raczej boli. Ale otwarcie oczu kłuje jaskrawym światłem. Właściwie chciałoby się powiedzieć: „dajmy już temu spokój”. Więc Michnikowszczyzna jest zaraźliwa... A jednak, kiedy Ziemkiewicz przypomina pewne posiedzenie sejmu – szlag jasny trafia:
„Zaczyna je poseł Michnik od sprawy rent i emerytur – bo akurat kwestie majątku byłej PZPR oraz nowej ustawy emerytalno – rentowej omawiano dzień po dniu. Nawiasem mówiąc, podczas dyskusji o emeryturach i rentach poseł Michnik wespół z Jackiem Kuroniem bardzo aktywnie (i skutecznie) bronił funkcjonariuszy przed próbą odebrania im emerytalnych przywilejów”.
Oczywiście to wszystko, co pisze Ziemkiewicz, można by nazwać nieprawdą i „jaskiniowym antykomunizmem”- ulubione powiedzenie Michnika. Jest jednak jeden problem: Rafał Ziemkiewicz jedynie uważnie przeczytał: Diabła naszego czasu, Wściekłość i wstyd i kilkanaście innych publikacji Adama Michnika.
A to jedna z ważniejszych książek publicystycznych ostatniego czasu.
Jarosław Mikołajczyk