Zygzak - Jose Carlos Somoza

Czy patrząc w nocne gwiaździste niebo ktokolwiek zastanawia się, że uczestniczy w niezwykłym zjawisku? Światło gwiazd, a więc obserwowany przez nas ich obraz, pochodzi sprzed dziesiątek, setek, a nawet milionów lat świetlnych. Wiele z tych gwiazd, na które patrzymy w danej chwili, już nie istnieje. A więc, będąc w teraźniejszości, patrzymy na przeszłość. Dosłownie. To samo działa w drugą stronę. Gdyby ktoś teraz obserwował ziemię z odległości milionów lat świetlnych, to widziałby nie nas, a dinozaury.

 

A gdyby tak naukowcom udało się znaleźć sposób na obserwowanie ziemi z przeszłości, ale nie tak odległej. Gdyby na przykład można było zobaczyć Jerozolimę sprzed dwóch tysięcy lat, a ściślej wydarzenia, które miały miejsce w Wielki Piątek na Golgocie, prawdopodobnie 21 kwietnia 33 roku? Albo co naprawdę wydarzyło się w Dallas w 1963 roku? A może warto byłoby zobaczyć Egipt z czasów budowy piramid? Czy to nie intrygujące?

 

Wbrew pozorom to nie jest tylko fantazja, mówi o tym teoria strun, zwana też teorią sekwoi. Zgodnie z nią „(…) każda cząstka światła niesie, zwinięte w jej wnętrzu, struny czasu, które można porównać do okręgów narastających wokół środka sekwoi, w miarę jak jej pień staje się coraz grubszy. Liczba strun nie jest nieskończona, lecz mimo wszystko gigantyczna, wprost niewyobrażalna: równa się liczbie czasów Plancka, które upłynęły od momentu powstania światła… (…) Czas Plancka to możliwie najkrótszy przedział czasu (…) – Tyle trwa pokonanie przez światło długości Plancka, która jest najmniejszą długością posiadającą sens fizyczny. (…) Czas potrzebny na to, aby światło pokonało tę mikroskopijną odległość, jest czasem Plancka. Jest on w przybliżeniu równy 5 x 10-44 sekundy: we wszechświecie nie może się wydarzyć nic, co by trwało krócej niż to.(…) Każda struna (…) zawiera to wszystko, co odbiło się w świetle w tym króciutkim przedziale czasu. Teoria zakłada, że jeśli się dokona niezbędnych zabiegów matematycznych na równaniach (…), można doprowadzić kolejno do wyizolowania i identyfikacji strun, a nawet ich otwarcia. (…) Gdybyśmy użyli odpowiedniej nadselektywnej energii, struny z danego przedziału czasu mogłyby się otworzyć i ukazałyby się obrazy z tamtego okresu.”

 

Właśnie ta niesamowita teoria poddała Somozie pomysł napisania „Zyg Zaka”, a czas jest w tej powieści głównym bohaterem. „Czas jest dziwny. Jego dziwność wynika przede wszystkim z tego, że oswoiliśmy się z nim. Nie mija ani jeden dzień, w którym nie zwrócilibyśmy na niego uwagi. Mierzymy go, ale nie możemy go zobaczyć. Równie ulotny jak dusza, jest zarazem uniwersalnym zjawiskiem fizycznym, które można udowodnić. (…) Pomyślmy na przykład o ruchu wskazówek zegara. Intuicyjnie wiemy, że czas posuwa się do przodu. „Ależ ten czas leci”, narzekamy. Czy to stwierdzenie ma jednak sens? Jeżeli coś „posuwa się do przodu”, czyni to z określoną prędkością. A z jaką prędkością posuwa się czas?”.

 

Wokół czasu oraz teorii strun zbudowana jest cała fabuła książki. Zespół wybitnych naukowców, a wśród nich piękna i zdolna Elisa Robledo, przekraczają granice, których jeszcze nikt nie przekroczył. Niestety ich praca przyniesie niewyobrażalne skutki uboczne, obudzi coś, co może być „Antybogiem. Antynadzieją. Antychrystem (…)”. Ujawnienie pozostałych szczegółów ze zrozumiałych względów jest niewskazane, odsyłam do książki. Ale ostrzegam, jeden z bohaterów powieści stwierdził, że każdy z wielkich fizyków, który zagłębił się w kwestie dotyczące czasu, nigdy już nie był normalny.

 

W „Zygzaku” podobnie jak w „Trzynastej damie” i „Jaskini filozofów” nic do końca nie jest oczywiste, ta książka to mieszanina nauki i fantazji, psychologii, szaleństwa, sensacji i filozofii. Tak książka to nie tylko dobrze napisana literacka fikcja, to książka o przekraczaniu granic. Ta książka stawia pytanie o granice ludzkich możliwości, ludzkiego umysłu, jak dalece człowiek może ingerować w naturę, w prawa fizyki, w odwieczne prawa nadane przez samego Boga. Po co? Żeby nie okazało się, że jedynym komentarzem do dzieł ludzkiego umysłu będą słowa wypowiedziane przez Roberta A. Lewisa, pilota samolotu Enola Gay, który zrzucił bombę atomową na Hiroszimę: „O Boże, co myśmy zrobili?”

 

                                                                                                                                     Piotr

                                                                                                  http://mojelektury.blogspot.com/