Zatraceni w życiu - Radek Konrad

Opowiadań Radka Konrada zebranych w tomiku Zatraceni w życiu (Wydawnictwo Radwan, 2010) nie należy odczytywać literalnie, nie powinno się także przykładać do przedstawionych historii surowej miary realizmu. Raczej koniecznym byłoby odnalezienie symbolicznego, filozoficznego lub nawet społecznego tropu, który umieściłby metamorfozę Czerskiego w rosomaka, wędrówkę bobra polarnego we wnętrzu góry lodowej czy płciowe anomalie Lawiny w jakimś zrozumiałym i bezpiecznym dla umysłu czytelnika obszarze pojęciowym. Jednym z kodów, którym posługuje się autor, jest niewątpliwie oniryzm i to on w pierwszej kolejności może nam pomóc w odczytaniu fabuły budzącej czasami grozę, czasami odrazę, kiedy indziej znowu zdziwienie, smutek, współczucie.

 

Ostatnie opowiadanie Urwana Rękojeść jest niewątpliwie najczytelniejszym przykładem onirycznej prozy w omawianym zbiorze. Główna bohaterka, Lawina, budzi się pewnego dnia z członkiem zamiast żeńskich narządów płciowych. Poza tą niewytłumaczalną i zadziwiającą mutacją cała reszta pozostaje bez zmian. Dziewczyna nadal posiada piersi, zachowuje się i myśli jak kobieta, czuje sympatię do kolegi z pracy, nosi damską odzież i robi sobie makijaż. Transformacji niestety ulega również sfera seksualnego pobudzenia. Lawina odczuwa odtąd częściej i intensywniej libido, co prowadzi ją do nagminnej masturbacji. Swoje pożądanie zaczyna także kierować ku kobietom, co doprowadza ją do swoistego rozszczepienia osobowości. Wdając się w romans z lesbijką, zaczyna drogę po równi pochyłej. Od początku wie, że nie ma skłonności homoseksualnych i nie może ofiarować Annie miłości. Wie, że potrzebuje jedynie rozładować napięcie seksualne, jakie powstaje w męskiej cząstce jej samej, dlatego dawną koleżankę z liceum traktuje instrumentalnie, jako źródło przyjemności. To niechybnie doprowadza do tragedii obydwu. Porzucenia czy też raczej odrzucenia Anny oraz rozpaczliwej decyzji Lawiny o odcięciu członka. Budowane dotąd napięcie osiąga swój szczyt w obrazie kobiety leżącej na kuchennej podłodze w kałuży krwi z odciętym penisem opodal. W jego zaś niedawnym miejscu znajduje się na powrót, używając słów autora, macica, do tego krwawiąca.

 

Opisanej metamorfozy, dodajmy studentki germanistyki, nie można odczytać inaczej jak tylko jako sennej wizji, a nawet prawdziwego koszmaru. Tematem zamiany płci literatura zajmowała się już wielokrotnie. Dość wspomnieć powieść Yanna Martela Ja, której główny bohater zamienia się w kobietę, a następnie znowu w mężczyznę. Zatem próba Radka Konrada nie należy z całą pewnością do nowatorskich. Biorąc pod uwagę liczne błędy na poziomie redakcji – gramatyczne, stylistyczne, literówki, powtórzenia – nie można jej także uznać za wyjątkowe osiągnięcie literackie. Niemniej debiutujący pisarz pod senną maską umieścił ważną prawdę o ludzkim zagubieniu w seksie, w uzależnieniu od przyjemności, za którą nie stoi już miłość, prawdę o samotności, która próbuje na oślep znaleźć choćby namiastkę ciepła – jakże często li tylko własnego. W ten sposób majak staje się swego rodzaju garniturem, w którym pokazuje się czytelnikowi jedną z form współczesnego zatracenia się człowieka w rzeczywistości.

 

Można powiedzieć, że tomik Konrada jest niezwykle smutny. Każde bowiem opowiadanie ostatecznie należy odczytać jako opis ludzkiego zagubienia, pustki, zdziwaczenia. Taka jest historia Czerskiego, który próbując wyjść z nałogu, najmuje się na plebanii do rąbania drew. W wolnych zaś chwilach rozgrywa partyjki szachów z wikarym. I gdy wszystko zdaje się niemal idyllicznie zmierzać ku szczęśliwemu zakończeniu, następuje nagły zwrot. Wracając z probostwa do domu, Maniek kupuje butelkę wódki. Podczas próby powstrzymania się od jej opróżnienia podejmuje odruchową decyzję o wylaniu zawartości na dywan. Następnie pod wpływem niezrozumiałego impulsu rozbija szkło o czoło. Przyglądając się zakrwawionemu i opuchniętemu odbiciu w lustrze, obserwuje swoją powolną przemianę w rosomaka. Już jako dzikie zwierzę ucieka w świat przez okno. Odczytując ten obrazek wyłącznie literalnie, niechybnie dochodzimy do wniosku, że jest on surrealny i pozbawiony sensu. Gdy jednak spojrzymy na fabułę przez pryzmat centralnego społecznego problemu, jakim jest alkoholizm, możemy odnaleźć w opowiadaniu psychologiczne inklinacje autora. Pragnie on bowiem za pomocą środków artystycznego wyrazu ukazać proces, o którym zazwyczaj wypowiada się psychologia, pedagogika, medycyna, socjologia lub prawo. Chce ukazać wewnętrzny świat alkoholika, który nie znajdując już siły na walkę z nałogiem, wybiera ucieczkę. Czasami psychiczną, czasami fizyczną.

 

Wreszcie opowieść o bobrze polarnym, który miał już dosyć białych krajobrazów i swojej wyjątkowości i zapragnął wyrwania się ze śnieżnej pustyni, by żyć jak zwykły bóbr, to także epika, na którą należy spojrzeć symbolicznie. Podróż zwierzęcia w wygryzionej wewnątrz góry lodowej norze to niewątpliwie przykład fantastyki, bynajmniej nie naukowej. Podobnie jego walka z rosomakiem o zdobycz, próby nawiązania kontaktu z bobrami na mokradłach, wreszcie najprawdopodobniej gwałt na bobrowej samiczce. Ostateczne przesłanie opowiadania jest, podobnie jak w poprzednich, niezwykle smutne. Można byłoby bowiem wysnuć refleksję, że czasami trzeba upaść na samo dno, aby potem się odbić. Jednak autor nie daje głównemu bohaterowi szansy na odbicie się, ale porównuje go do leminga, który uciekając w nieznane, dąży do samozagłady.

 

Jeśli spojrzymy na Zatraconych w życiu jak na próbę ukazania procesów degradujących ludzką psychikę, zniewoleń odbierających nam godność, zagubienia ja w natłoku wrażeń, produktów, namiastek miłości, to należy stwierdzić, że debiut ten ma w sobie pewien twórczy potencjał. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę warstwę językową, to trzeba wyraźnie wyartykułować konieczność podjęcia przez autora uważniejszej pracy nad tworzywem. Nie można mu bowiem odmówić talentu do kreowania rzeczywistości oraz umiejętności obserwacji, a nawet analizy współczesnych problemów społecznych. Można natomiast wykazać szereg błędów ortograficznych, stylistycznych, literówek, a nade wszystko powtórzeń, które nie znajdują swojej funkcjonalizacji w tekście. Istotnym mankamentem jest także przesycenie narracji tautologicznymi szczegółami. Dla przykładu: jeśli bohaterka czytała Annę Kareninę, to wiadomo, że Tołstoja, nie trzeba tego zaznaczać. Wreszcie należałoby zwrócić większą uwagę na przygotowanie merytoryczne, sprawdzenie ekonomicznych i innych potrzebnych faktów, by w przyszłości uniknąć jawnych błędów logicznych. Przykładem podobnego lapsusu może być zestawienie wysokości finansowego wsparcia, jakiego udziela Lawinie matka, z jej wyborem wakacyjnej pracy w wypożyczalni filmów DVD. Irytującym wydaje się także epatowanie cielesnością i opisami anatomicznych szczegółów o wyraźnie wulgarnej, prawie pornograficznej, proweniencji. Należy dobitnie skonstatować, że z artystycznego punktu widzenia jest to fałszywy trop. Albowiem subtelny erotyzm, który mieści się w literaturze, wchodzi w konflikt z obrazami rodem z twardej pornografii.

 

Jeśli autor przyjmie ze spokojem powyższe uwagi jako wyraz życzliwości uważnego czytelnika, to możemy w przyszłości liczyć na coraz bardziej wartościowe utwory, które ubogacą polski rynek wydawniczy. Tymczasem omówioną publikację polecam jako propozycję odważnego eksperymentu literackiego.

 

                                                                                                                        Katarzyna Bereta 

                                                                                                                www.dobrastrona.pl.tl