Listy - Marek Hłasko

Listy Hłasko2014

Autorka recenzji: Ewa Kowru

Samotność bon vivanta

Trzeba być samemu, zawsze samemu, aż stąd do wieczności…
Tylko wtedy jest siła, i pragnienie, i nie ma ni cierpień, ani strachu, ani złych snów po drodze…”.

                                                                               Marek Hłasko

 

W czterdziestą piątą rocznicę śmierci „kaskadera” czy „dynamitu” literatury, jakim został ochrzczony onegdaj Marek Hłasko, Gazeta Wyborcza postanowiła wznowić publikację jego utworów. Jako pierwsze zostały wydane „Listy” Marka Hłaski do najbliższych mu ludzi, przyjaciół, kochanek, braci po piórze…

Wstęp do tej sporej, liczącej około sześciuset stron, pozycji napisał najbliższy kuzyn Marka – Andrzej Czyżewski. Wybrał, opracował i komentarzem w postaci przypisu opatrzył każdy z trzystu sześćdziesięciu trzech listów, wcześniej układając je chronologicznie, a nie tematycznie czy zgodnie z adresatem. Dzięki temu zabiegowi czytelnik może prześledzić proces dojrzewania i zmagania się z życiem, pracą i twórczością tej niezwykłej osobowości.

Cioteczny brat Marka zwierza się czytelnikowi we wstępie z pragnienia wydania korespondencji autora „Pięknych dwudziestoletnich” z redaktorem paryskiej „Kultury” Jerzym Giedroyciem. Osobną mecyją byłaby publikacja donosów, pisanych przez ludzi często uznających się za przyjaciół Marka, jak np. współpracownika SB – Władka Tubielewicza.

Niewiele niestety zachowało się listów do pisarza, ponieważ ten często po przeczytaniu korespondencję swą wyrzucał. Zdarzało się, o czym wspomina Czyżewski w „Pięknym dwudziestoletnim”, że Marek wyrzucał również listy, nie przeczytawszy ich (np. listy od matki).

„Listy” Marka Hłaski niewątpliwie poszerzają naszą przestrzeń biograficzną wiedzy o niepokornym pisarzu doby PRL. Rzuci nam się w oczy stosunek Marka do własnego ciała, wyglądu zewnętrznego. W początkowym okresie dojrzewania, skarży się na swój dziecięcy, czy wręcz kobiecy wygląd: „Nazywali mnie dziewczyną, małochujkiem, hermafrodytą itd.” (z listu do matki, str. 48). Wspomina o tym również w swych „Pamiętnikach 1945-1946"). Z czasem wygląd, który negował przekuje w oręż, skwapliwie wykorzystując go do podbijania kobiecych (a i męskich) serc. Z listów dowiemy się, że kochali się w nim: Agnieszka Osiecka, Jerzy Andrzejewski, Wilhelm Mach, Zygmunt Mycielski i wielu, wielu innych. Ożenił się natomiast z piękną aktorką, którą poznał na planie filmowym – Sonję Ziemann. Niestety, z listów do niej dowiemy się, że rok po ślubie ich małżeństwo przeszło poważny kryzys.

Emigracyjne listy do najbliższych, zostawionych w Polsce, staną się nagle mroczne, pełne wyrzutów i frustracji. Pogłębiające się depresje doprowadzą Marka do pobytów w szpitalach dla nerwowo chorych.

Niektóre z listów przykuwają naszą uwagę swą nieugiętością, zacietrzewieniem, walką o swoje. Przykładem będą korespondencje z Jerzym Giedroyciem czy innymi wydawcami, którzy woleli jego ostry język prozy zastąpić eufemizmami: „W żadnym wypadku nie godzę się na zmiany poczynione przez Pana. ( …) Rezygnuję z publikacji i odeślę Panu telegraficznie pieniądze, o ile nie jest Pan w stanie zaakceptować mego tekstu. Jeśli ja piszę „będę ją rżnąć”, to chcę, aby tak było, i proszę mi nie poprawiać na „spać z nią” (Z listu do Juliusza Sakowskiego, s. 406).

Wiele można by było jeszcze napisać akapitów na temat tej niezwykłej „autobiografii”. Niewątpliwie „Listy” Marka Hłaski to fascynująca podróż po świecie człowieka, który pomimo otaczającego go tłumu adoratorów, wszędzie prócz Polski, czuł się samotny: „Chcę wrócić do Polski, ponieważ tylko tam mogę być szczęśliwy; ponieważ tylko tam mogę pracować i pisać; ponieważ tylko tam moje życie może mieć jakiś sens i cel. (…) pozostając tutaj jestem nikim i pozostanę nikim – i jako człowiek, i jako pisarz” (Do Ministra Antoniego Bidy, s. 197). Stało się, że opuściwszy ojczyznę w wieku dwudziestu czterech lat, nie wrócił do niej nigdy.