Dzienniki kołymskie - Jacek Hugo-Bader

Dzienniki kolymskie 2022.jpg

Autorka recenzji: Irmina Kosmala 


Mroczna podróż Traktem Śmierci

 

A dlaczego ja o tym opowiadam? Ano dlatego że wydaje mi się, że trzeba mieć raka, ciężko chore serce albo głowę, żeby tu żyć. Nie mieć naprawdę nic do stracenia albo innego wyjścia, żeby osiedlić się na biegunie okrucieństwa.

Jacek Hugo-Bader

 

I znów na Wschód. Na Kołymę. Początek podróży – sobota 18 września 2010 rok. Miejsce akcji - Magadan nad Morzem Ochockim. Jacek Hugo-Bader i tym razem podróż odbywa nie do końca sam, bo z lekturą Opowiadań kołymskich Warłama Szałamowa. Ów nieżyjący już rosyjski prozaik i poeta był wieloletnim więźniem Gułagu. Szałamow został skazany na pięć lat pracy w tym najcięższym miejscu sowieckich katorg. Będąc już więźniem, otrzymał kolejny wyrok i dodatkowe dziesięć lat, bowiem ktoś doniósł na niego, że określił Iwana Bunina „klasykiem literatury rosyjskiej”. Osiemdziesiąt lat później nasz polski podróżnik i reportażysta wyrusza więc jego śladem.  „Jadę na Kołymę, żeby zobaczyć, jak się żyje w takim miejscu, na takim cmentarzu. Najdłuższym. Można się tu kochać, śmiać, krzyczeć z radości? A jak tu się płacze, płodzi i wychowuje dzieci, zarabia, pije wódkę, umiera? O tym chcę pisać. I o tym, co tu jedzą, jak płuczą złoto, pieką chleb, modlą się, leczą, marzą, walczą, tłuką po mordach…”.

Autor Szamańskiej choroby przybliży nam wiele przeróżnych historii, wyłudzając przy wspólnej wódce wciągające opowieści od ludzi żyjących na tej nieludzkiej ziemi, która od pokoleń nosi ich troski, bóle, krzywdy i przewiny.

Jedną z historii, która wywarła na mnie ogromne wrażenie, była opowiedziana przez redaktor Chanarową „Noc Kleopatry”. To wspomnienie jest tak niesamowicie przybliżone, że staje się niemal namacalne. Widzimy, jak ośmiu odważnych ludzi upchanych na siłę w starym samochodzie przemierza południowe Góry Wierchojańskie. Przed nimi droga wyboista, kręta, niebezpieczna, na dworze blisko minus sześćdziesiąt stopni mrozu. Wszyscy mają świadomość faktu, że gdyby auto niespodziewanie się zepsuło – niechybnie grozi im śmierć. Niespodziewanie przed maską wyrasta jeleń, który taranuje pojazd, wbijając się porożem w przednią szybę. Pierwsze, co zamarza, to twarz, szyja, usta. Skrzynka spirytusu na chwilę rozgrzewa towarzyszy niedoli, ale kubek natychmiast przymarza do warg. Ktoś go odrywa od bohaterki niczym skalpel – nożem – z pokaźnym kawałkiem mięsa. Narastający ból coraz silniej kąsa ciało, które zamarza. Naraz robi się błogo i ciepło. Chanarowa wie, że to ostatni akt trwania.
I wtedy zdarza się cud…

Opowieści Jacka Hugo-Badera o poławiaczach złota, awanturnikach, krezusach i przegranych, o niedźwiedziu złaknionym ludzkiego mięsa, o wielokilometrowych „cmentarzach” kołymskich i obozach, którymi nikt już się nie interesuje – są niezwykle sensualne, namacalne i zwarte. Krótkie mocne zdania i zapadająca w pamięć pointa to mistrzostwo dobrej reporterskiej prozy.

Takiego świata z pewnością samemu się nie zobaczy. Tym bardziej warto wybrać się na tę włóczęgę z pisarzem, który oswaja w niej wiele naszych strachów i lęków.

 

------------------------------------------------

Jacek Hugo-Bader, Dzienniki kołymskie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011.