Droga nadziei - Carlo Meier
Autorka recenzji: Anna Nogaj
Egzystencjalny kryminał
Nie będę ukrywać, że do lektury skusiły mnie dwie rzeczy: tytuł i okładka. Nie miałam żadnych informacji o autorze, nie znałam jego twórczości, toteż książka ta była dla mnie już na początku wielką niespodzianką, ale i niewiadomą.
Wątki kryminalne, miłosne i obyczajowe przenikają się w powieści nieustannie. Carlo Maier, uznany niemieckojęzyczny pisarz kryminałów tym razem zaoferował swoim czytelnikom coś zupełnie innego. Jest to niby kryminał, ale utrzymany w bardzo lekkiej tonacji, uzupełniony o warstwę mocno egzystencjalną, ukazujący ważne ludzkie problemy na tle dziejącego się konfliktu. O co więc tak naprawdę chodzi autorowi? Przede wszystkim pochyla się nad starością. Wybierając na centralne miejsce akcji dom spokojnej starości, ustanawia tym samym repertuar teamtyczny. Główni bohaterowie to z kolei dwójka mężczyzn w podeszłym wieku – Owen Collins, dawny oficer Scotland Yardu, oraz jego przyjaciel z dzieciństwa, Patrick Mason. Zamieszkują elegancką kamienicę w Notting Hill, w jednej z londyńskich dzielnic, zakładają tak zwaną komunę o nazwie „00-70” - co (jak sama nazwa wskazuje) jest nawiązaniem do słynnej postaci fikcyjnego agenta Jamesa Bonda. Oni, a później jeszcze 63 - letnia kobieta, Elisabeth (współwłaścicielka mieszkania i członkini ich grupy) zabawiają się w szalonych detektywów, tropiąc wszelkie przejawy zła rozpleniającego się w domu starców. Akcja zawiązuje się sytuacją zaginięcia pieniędzy z pokoju jednego pensjonariusza. Później jest jeszcze ciekawiej i bardziej tajemniczo. Pan Henry z niewyjaśnionych powodów traci życie. W jego rękach znaleziono list od nieznanej adoratorki. Takiej samej treści korespondencja trafia do Pułkownika Benetta, z którego nie można wycisnąć żadnej informacji. Jest jednak jeszcze coś. Listy od owej kobiety trafiają do niewłaściwych adresatów. Zamieniono nnieopatrznie? nazwiska. Akcja zapętla się gdy giną kolejne pieniądze, mnożą się osoby podejrzane, a miejscowy wymiar sprawiedliwości przechodzi nad sprawą do porządku dziennego. Grupa „00-70” nie daje jednak za wygraną i zaczyna intensywniej działać. Czy uda im się rozwiązać zagadkę i kto będzie podejrzanym? - pielęgniarz Polak, sprzątaczka czy zupełnie ktoś inny? I czy sprawa kradzieży wiąże się ze śmiercią pensjonariusza?
Oprócz zgrabnej akcji w książce nie brakuje śmiechu. Dużo sytuacji komicznych, postacie barwne, z jasno określoną osobowością. Pod względem stylistycznym powieści również nie można niczego zarzucić. Mimo wątku kryminalnego fabuła ascetyczna, sytuacje „dzieją się” wolno i często ma się wrażenie, sennie. Zabieg ten ma służyć pewnie drugiej, głębszej warstwie ukrytej w powieści. Końcowy wniosek można skonstatować w taki oto sposób: starość ma swoje prawa, może być barwna i zabawna, a na miłość, przyjaźń nigdy nie jest za późno. No i przede wszystkim to, że zawsze, w każdym wieku można wiele dać z siebie innym. Mnie osobiście brakuje tu jednak jakiejś iskry, która skłoniłaby mnie do ponownej lektury książki. Może szkopuł tkwi w tym, że właśnie te wątki egzystencjalne, na co wskazuje sam tytuł, są za mało pogłębione. W kilku momentach pojawiają się wtręty typu: „co czytasz?” - zapytał zaciekawiony. - Biblię, a dokładniej, pewien fragment, w którym jest mowa o tym, jak wspaniały wpływ na nocny wypoczynek mają spokój i cisza”, czy fragment rozmowy przy śniadaniu: „Jaki jest twój stosunek do Jezusa? Wierzysz w Niego?. I po zdawkowej odpowiedzi sytuacja zostaje urwana. Rozwiązaniem mogłaby być większa ilość stron, choć trzeba przyznać autorowi, że i tak na niespełna 200-stronicowej powieści zawarł i tak dobrze napisaną, wartościową historię.
Także warto przeczytać tę książkę i spróbować na swój sposób odczytać własną drogę nadziei, konkretne przesłanie wypływającej z tej urzekającej swoim ciepłem historii.