Horror show - Łukasz Orbitowski
Autorka recenzji: Magdalena Wardęcka
„Horror show”, czyli postmodernistyczny dyskurs z tradycją gatunków
„To była książka wkurwionego gówniarza” – tak o swoim Horror Show pisze sam autor – Łukasz Orbitowski. Dziś znany jest przede wszystkim ze swoich opowieści z pogranicza horroru właśnie. Mimo tytułu, zadaniem „Horror Show” jest straszyć widza i opowiadać kolejnej makabrycznej historii. Niesie ona za sobą jeszcze coś więcej.
Historia prawi o losach młodego mężczyzny, który w kręgach nazywany jest po prostu Giełdziarzem, z powodu swojej profesji zawodowej. To określenie tak się do niego przylepiło, że właściwie nikt nie pamiętał jak owy Giełdziarz ma naprawdę na imię. Nie wiedzą tego zarówno jego kompani, dziewczyna, przypuszczalnie nawet i on sam. Imię jego zostanie nam wyjawione na końcu opowieści; póki co będzie pełnić rolę typowego Everymana – dobrego człowieka, walczącego ze zmaterializowanym Złem.
Zdarzy się, że podczas załatwiania kolejnych interesów, nasz bohater wejdzie w posiadania zabytkowego świecznika i dziwnej układanki, której nijak nie może ostatecznie ułożyć. Okazuje się, że te dwa przedmioty posiadają niezwykłą historię. Na ten trop pomaga mu wpaść poznany w nietypowy sposób chłopak Brandon, którego losy są w jakiś niewytłumaczalny sposób splecione z człowiekiem, który w kręgach nazywany jest Wujem. Nie wszystko jest takie jakim zdaje się być na pierwszy rzut oka. Ta książka to plątanina wątków, które musimy jako czytelnicy ułożyć niczym ową magiczną układankę.
Dlaczego więc Łukasz Orbitowski o horrorze z Krakowem w tle mówi, że była to jego forma buntu? A to dlatego, ze autor przedstawia czytelnikowi postmodernistyczną rzeczywistość! W książce miesza różne gatunki literackie, ale i czerpie z dorobku różnych twórców. Ponadto prezentuje ludzką naturę i pewien nihilistyczny pogląd na życie, który jednocześnie przeplatany jest humorem. Istna groteska, zabawa formą, wyśmianie konwencji, po prostu show!
W takim spojrzeniu książka Orbitowskiego staje się powieścią egzystencjalną, w której wyraża swoje myśli odnośnie otaczającego nas świata. Postać Giełdziarza, który pozbawiony jest tożsamości, którego otaczają nieprawdziwe osoby niegodne zaufania, jest zagubiona i niepewna. Giełdziarz błądzi po świecie tajemnic, którego kawałków nie może dopasować. Owe poziomy „rzeczywistości” zaczynają się przenikać w taki sposób, że już nie wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją. Czy w ogóle można powiedzieć, że takie pojęcie istnieją i mają prawo bytu?
Zadaniem „Horror show” nie jest straszenie nierzeczywistymi potworami, trupami, ale realnym upadkiem wartości. Nie można powiedzieć, że nie ma w tej książce intrygi, zwrotów akcji i konwencji typowych dla horroru. Oczywiście są, ale całość trzeba odczytywać jeszcze dosadniej, głębiej.
„Horror Show” to dzieło, można rzec, osobliwe. Zabawne i makabryczne jednocześnie. Całość, łącznie z oprawą graficzną okładki, wyzwala swego rodzaju szaleńcze wątki, czy też uaktywnia narkotyczne wizje. Na kartach książki autor przeplata klasykę horroru, poezji i prozy, dodając do tego swój wyraz buntu i filozoficzne rozważania. „Horror show” to zatem intertekstualna, hiperrzeczywista, wieloprzestrzenna książka napisana przez pisarza, który chyba nie został jeszcze w Polsce dostatecznie doceniony.