Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka - Janosch
Autorka recenzji: Katarzyna Bereta
Zbiór minitraktatów i testament gorzkich prawd
Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka to kolejna powieść niemieckojęzycznego pisarza pochodzącego z Zabrza przedstawiająca Górny Śląsk w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Janosch rozprawia się w niej przede wszystkim z upiorami własnego dzieciństwa, ze zmorami nawiedzającymi niejedną rodzinę − poniżaniem, biciem, wzgardą, poszukując ich wytłumaczenia w nieświadomości rodziców, którzy często nie wiedzą, co jest słuszne, a co nie, w ich życiowym zagubieniu i niewłaściwych wzorcach przejętych z domu, szkoły czy nawet kościoła. W ten właśnie sposób autor tłumaczy, skąd się wzięło piekło, jakie jednemu z głównych bohaterów książki − Norbertowi Fürchtegottowi Maince − zafundowali nie tylko ojciec i matka, ale także babka, wpajająca wnukowi przekonanie, że gdy będzie niegrzeczny, to jego mama umrze i wtedy otrzyma okrutną macochę.
Z kart powieści wyłania się bolesna rzeczywistość wielu polskich ognisk rodzinnych, które zamiast płonąć miłością, wypalają dusze swoich członków nienawiścią, stałym podtrzymywaniem wysokiego poziomu lęku, poniżaniem psychicznym i fizycznym. Tak było i jest nie tylko na Śląsku. Horst Eckert to tylko opisał w dosadnym stylu, nie pozostawiającym miejsca na wątpliwość, czy taka okrutność jest możliwa. Jest i, co więcej, każdy jest do niej zdolny. I robotnik, i urzędnik, i Polak, i Niemiec, i wierzący, i niewierzący. To po prostu ludzka przywara, z którą jedni walczą, wznosząc się na wyżyny spokoju, miłości, dobroci, wręcz anielskości, jak Hrdlak, a inni z tej czy innej przyczyny się jej poddają, upadając jak Elza i Hannek Mainkowie.
Trzeba też podkreślić, że niestety Janosch ma słuszność, zauważając fałszywość deklarowanego przez bohaterów jego prozy chrześcijaństwa, bo co to za caritas, która nie kocha nawet najbliższych?! Jakże miłować będzie obcych, a tym bardziej Boga, którego nie widzi, skoro gardzi synem, córką, ojcem, matką…? Inną kwestią jest rozszerzenie tej krytyki na całą religię i przypisywanie jej winy za wszystkie grzechy popełniane w domowym zaciszu, za skrzywienia edukacyjne szkoły i wiele innych niegodnych człowieka zachowań, jakie wypełniają powieść. Sądzę, że w tym miejscu autor dokonał krzywdzącego uogólnienia, ale nie ono jest istotą jego religijnych refleksji.
Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka to zbiór minitraktatów na różne tematy, splecionych w spójną fabułę. Jednym z esejów, które zaczepione są w głównym wątku na podobieństwo kotwicy, rozumianej jako element składniowy języka HTML, jest rozważanie osnute wokół religii chrześcijańskiej, Boga, przykazań, etycznych norm, buddyzmu oraz jego wskazówek. Janosch, który sam jest buddystą, w swoim eseistycznym studium wychodzi od krytyki niemoralności opisywanych przez siebie postaci, następnie przechodzi przez krytykę kościoła i religii jako przyczyn owej nieszlachetności, aby ostatecznie osiągnąć przekonanie, że w życiu trzeba zmierzać taką ścieżką, by dojść do nirwany, dzięki której unikniemy ponownych narodzin, niegwarantujących nam lepszej egzystencji od poprzedniej. Ten swoisty traktat w powieści jest w rzeczywistości zapisem drogi, jaką zapewne musiał przejść autor podczas wieloletnich osobistych poszukiwań sensu życia, które wypełnione jest cierpieniem, nienawiścią, obłudą i wieloma innymi formami zła. Pisarz szukał zrozumienia i znalazł takie, jakie ostatecznie zawarł w książce, jednak pomimo dosadności wielu krytycznych sformułowań nie narzuca on czytelnikowi własnych przekonań. Wyboru drogi musi dokonać każdy sam.
Konstruując postać Hrdlaka na podobieństwo buddyjskiego mnicha, zawarł w nim także, z pewnymi zastrzeżeniami, subtelne odbicie Jezusa. Hrdlak − dla tzw. normalnej części społeczeństwa głupol i dziwak − wyraźnie odcina się od otoczenia nie żadnym wariactwem czy niższym poziomem kultury, ale właśnie wyjątkową szlachetnością postępowania (niemal oddaje własne życie za konia), dobrocią (dzieli się pokarmem, chociaż sam jest biedny), schludnością (jego dom − choć trudno nazwać go budynkiem, bo to jakiś sklecony z blachy, kartonów i desek boks − jest zawsze uprzątnięty i czysty), opanowaniem i umiejętnością milczenia, gdy inni bluzgają przekleństwami na prawo i lewo. Jednym słowem, Hrdlak to miejscowy święty, eremita, mnich, w pewnym sensie nowe wcielenie Jezusa na miarę ówczesnych czasów i miejsca, w którym przyszło mu żyć. Potwierdzeniem takiej interpretacji może być także fakt, iż pojawia się on znikąd i znika równie tajemniczo.
W powieści Janoscha odnaleźć możemy jeszcze wiele minitraktatów, jak chociażby o sukni ślubnej panny młodej, filozoficznych poszukiwaniach Cwi Boinskiego oraz jego przyjaciela Ballestrema, a także, chyba najważniejsze, o etnicznych korzeniach ludzi zamieszkujących Śląsk oraz o zwyczajach panujących w ich domach. Z obu ostatnich esejów mógłby wyniknąć i zapewne wyniknie zaciekły spór o przedstawienie Górnoślązaków w bardzo złym świetle − jako potomków Hunów, Kirgizów, Tatarów, Besarabów i innych Mongołów, a w najmniejszym stopniu Niemców, choć do tych ostatnich chcieliby być najbardziej podobni. Trzeba więc tę kłótnię zdusić w zarodku i podkreślić uniwersalizm prozy Eckerta. Chociaż umieścił on akcję fabuły w jakiejś Kłodnicy na Śląsku, to jednak ów pozorny konkret posłużył mu jedynie jako pretekst do rozważań o naturze człowieka w ogóle − stąd eseje o przemocy w rodzinie, o niemoralności wierzących i poszukiwaniu nowej drogi wiary, a także o mieszance etnicznej i kulturowej, której efektem jest zbieranina rozmaitych zwyczajów, tradycji i obrzędów nie zawsze dobrze rozumianych, a więc często źle przekazywanych z dodatkiem własnych interpretacji, przesądów i rozmaitych dziwactw. Zresztą wspomnianą Kłodnicę trudno umiejscowić na mapie, gdyż gmina o tej nazwie powstała dopiero po II wojnie światowej, a siedzibą jej władz była obecna dzielnica Kędzierzyna-Koźla. Jest jeszcze oczywiście Ruda Śl. Kłodnica, no i rzeka, prawostronny dopływ Odry.
Czy Janosch chciał w ten sposób ośmieszyć Górnoślązaków? Czy chciał pokazać światu, że śląska ziemia jest zacofanym, brudnym, złym i pełnym chacharów grajdołkiem? Gdy odczytamy jego powieść z odpowiedniej perspektywy, a zatem jako zbiór rozważań filozoficznych, etycznych, religijnych, kulturowych, psychologicznych, które spleciono w jedną narrację, mającą kilka wątków fabularnych, wówczas oderwiemy się od konieczności nakładania na nią śląskiego filtru i zauważymy, że ona o wiele bardziej krytykuje nas jako ludzi i obnaża nasze ludzkie słabości, które w każdym zakątku świata są takie same. Szczęśliwy, kto poznał Hrdlaka to również swego rodzaju testament autora, który dzieli się w nim nie tyle pięknymi i cnotliwymi mądrościami, jakie zebrał w ciągu życia, ile gorzkimi i bolesnymi prawdami, od których dobrze jest nie uciekać, ale stanąć z nimi twarzą w twarz, by zobaczywszy zło, jakie trapi ludzkość, dostrzec w niej także takie jasne perły, jak Hrdlak, często zatopione w błocie codzienności. Ten, kto je wyłowi, będzie szczęśliwy.